Często mam tak, że nawijam do Boga, nawijam, nawijam, wygaduję wszystko, co mi tam w duszy gra i nagle mówię "O Boże…", ale nie w roli wołacza. Potem jednak nagle przystaję i muszę powiedzieć "Ooops, przepraszam…", no bo to wygląda trochę tak, jakby ktoś rozmawiał ze mną i mówił o pogodzie, a tu nagle krzyknął "Julita!", żeby podkreślić, jak jest zimno. No trochę wkurzające, nie? Ale nie, bo Bóg generalnie odpowiada coś w stylu "No słucham…", także chyba w miarę wszystko jest ok, ale jednak taktownie jest przeprosić. M.in dlatego staram się jednak nie wzywać Imienia Boga na daremno, no bo brak taktu to brak taktu, nie? A w rozmowie face to face to już w ogóle…
🙂
Ja również staram się nie wzywać nadaremno. No chyba, żę dokogo mówię.
Wzywanie na daremno to jedno, ale jak w rozmowie z Bogiem wymknie Ci się „O Boże!”… 🙂
Jeden znajomy ksiądz szukał telefonu z mniej więcej takimi słowy: „O Boże! O Jezu! O Matko Boska! No diabeł ogonem do cholery ten telefon przykrył!” 🙂
Hm, no nie, no tak to ja nie robię… Czasem, jak mi się ymknie przy szukaniu czegoś to „O Boże…”, to idąc za ciosem, żeby wybrnąć z sytuacji, dopowiadam „… no weź, pomóż proszę znaleźć!”.
Jasne. 🙂
Owszem, jak się do mnie zwracasz, to odpowiadam: „Słucham”. 😀
Wiem, ale do Ciebie nie mówię „Boże”, tylko normalnie – „Krissu”…
Ja mówię „Krzysztofie”. Jakoś się nie obraża 😛
No właśnie, ja też, tak normalnie… 🙂 Chociaż… Krzysztofie/Krzyśku/Krzysiu to chyba jeszcze nigdy nie powiedziałam. A cóż za błąd straszliwy!
Jakieś imię na ziemi mieć muszę no nie? 😛
Nie, Bóg nie ma. A, przepraszam, ma – Jestem.
Bóg ma wiele imion. Było o tym w roratach na languście, a i tak nie wszystkie imiona się pojawiły. Były m.in. Jestem, droga, prawda, życie.