Czy to już folk, czy to jeszcze cepelia?

Z dziecięcych wspomnień zachowałam tylko przebłysk skocznych, wesołych piosenek biesiadnych, puszczanych z kasety. Pamiętałam tylko alikwoty, jakieś pojedyncze nuty, motywy…
Jakież było moje zdziwienie, gdy zupełnym przypadkiem, po odsłuchaniu jednego z rodzinnych nagrań, odkryłam na nim właśnie fragment tej kasety i na tej podstawie byłam w stanie znaleźć całą składankę.
Okazuje się, że szczęśliwie byłam wtedy w posiadaniu nagrania z Gali Piosenki Biesiadnej, zdaje się, z roku 1994.
Dzisiaj, pod wpływem tamtych wspomnień, odtworzyłam sobie na Youtube galę pierwszą i zachwyciłam się tym, jak się wtedy śpiewało, co się śpiewało i jak się do tego śpiewania podchodziło.
Pomyśleć, że wtedy komuś w ogóle chciało się organizować taką galę i to w dodatku z udziałem orkiestry, a innemu komuś – kupować na nią bilety…
Oto poniżej fragment wspomnień – jeżeli nie moich, to na pewno czyichś.
Pierwsza część obfituje w piosenki wojskowe, ale w drugiej, jak przypuszczam, więcej jest tych śpiewanych przy przysłowiowym kielichu.
Zapraszam!