Ostatnio moje rozmowy z Ojcem przypominają raczej swego rodzaju narady.
Dwoje przyjaciół spotyka się, by omówić sytuację i zaplanować strategię na najbliższy czas.
Zawsze traktowałam Boga jak przyjaciela. Kiedyś Jezusa wyobrażałam sobie jako dwunastolatka (tego, którego widzimy w Świątyni). Sama miałam wtedy dwanaście lat, może ciut więcej i pomagało mi, gdy Jezus był w moim wieku.
Potem Jezus dorósł, poniekąd razem ze mną. Nie, nie jawił mi się nigdy jako młodzieniec – chodzi mi raczej o relację, jaka nas łączyła.
Był taki czas, że traktowałam go głównie jako króla, jako Boga… Teraz raczej jawi mi się głównie jako przyjaciel. Wiem dobrze, jestem tego świadoma, że jest moim Bogiem, ale to ten właśnie aspekt, aspekt przyjaźni, jest teraz najsilniejszy.
Dlatego właśnie często opowiadam mu o tym, co dzieje się w moim wnętrzu i na zewnątrz, a potem zadaję mu to pytanie: "Co Ty o tym myślisz"?
Bóg jest wszechmogący i wie wszystko, ale zniża się do nas, śmiertelników, by komunikować się z nami na naszym poziomie.
Dlatego właśnie nie pytam "Co wiesz" lub też nie proszę o gotową radę. Potrzeba mi bliskości, potrzeba mi opinii, a nie autorytarnego stwierdzenia faktu.
Wiem, że On to rozumie, tym niemniej jest to… dziwna gra słów. 🙂
ekhem autorytarnego.
Jest różnica między słowem autorytatywny a autorytarny znasz ją?
Jeśli nie chętnie Ci przekleję ze słownika.:)
Dla mnie Jezus jest bratem. Tak samo jak ty, wiem, że jest moim Bogiem, moim Królem, ale najbardziej, najbliżej jest mi bratem. Mówię do Niego „Braciszku starszy o wieczność”. 😀
Ładnie to ujęłaś Tygrysico.:)
@Magmar. Nie mogłaś po prostu poprawić, czy musisz na każdym kroku okazywać, że jesteś lepsza?
W sensie. Nie mówić o słowniku, i nie wyrażać się w tak pogardliwym tonie?
Jestem prochem i pyłem droga Lwico wobec nieskończoności.
Może koleżanka nie potrzebuje definicji.
Istnieje przecież taka możliwość.
Bardzo możliwe. Przepraszam CIę, ale po prostu nie lubię, kiedy ktoś wywyższa się nad innych, i wyraża się z pogardą.
Dla mnie Jezus to też przyjaciel, na którym zawsze mogę polegać.
Też wiem, że to mój Bóg, Król i Zbawiciel, ale to ktoś kto mnie zawsze słucha i wysłucha, nawet, jak na Niego krzyczę, bo i tak się czasem zdarzało.
Krzyczę na Jezusa niezwykle rzadko, bo jednak nie potrafię się przełamać.
@Magmar Dziękuję, zaraz zweryfikuję.
Poprawiłam, dziękuję.
No widzisz. Zapamiętasz do końca życia.
Szczerze mówiąc też miałam problem z tymi dwoma słowami, ale wpadłam na to, że autorytarny rymuje się z totalitarny i dlatego te słowa rozróżniam.
A mnie jakoś nie pociąga „bratanie się” z Bogiem. Bóg jest Bogiem. Podoba mi się, że wie wszystko, ale nie wyobrażam sobie, żebym kogoś, kto jest moim Bogiem, mogła nazwać „braciszkiem”. Zupełnie nie ta relacja. To On jest tu Bogiem, nie lubię „zniżać” Go do mojego poziomu. Nie mam też żadnych kompleksó, niczym średniowieczni myśliciele chrześcijańscy że jestem człowiekiem. Wręcz przeciwnie, bardzo się z tego powodu ciesze. 😀 Po prostu myślę, że ja jestem sobie człowiekiem, Bóg jest Bogiem i nie mieszam tego.
@Monia01 Fajna teoria, dzięki! 🙂
Ja po prostu wychodzę z założenia, że skoro Bóg przybrał postać człowieka w osobie Jezusa Chrystusa, to sam w pewien sposób nam tę furtkę otworzył.
No tak, rozumiem 🙂
Ja nw jak mozna gadać z kimś kogo nei ma xD
No… też nie wiem. xd
Julitko, myślę, że przyjaźń, jest jak najbardziej odpowiednim określeniem na relację z Bogiem.
Z Katechezy pamiętam, że przyjaźń to najwyższa forma miłości i osobiście zgadzam się z tym stwierdzeniem.
@Piotr Coś w tym jest…