Wygląda na ciekawe? Na poradnik, jak ogarnąć ludzi, których mielibyśmy ochotę zabić?
Cóż…
Właściwie jedyną rzeczą, która ratuje tę pozycję przed absolutnym potępieniem, jest lektorka – Blanka Kutyłowska, która czyta rzeczy najróżniejsze, a więc, ku mojemu zaskoczeniu, przeczytała także i to. I zastanawiam się, co właściwie czuła, czytając. 😀
Jest to poradnik typowo amerykański z całym dobrodziejstwem (Tfu!) inwentaża. Wydany został w roku bodajże 1997 i sprawia to dodatkowo, że pewne idee, myśli i nurty psychologiczne nie są tak zaawansowane i ukształtowane. O ile Amerykanie generalnie myślą dość zerojedynkowo, a ich rozważania psychologiczne idą w dziwnych kierunkach, o tyle ta pozycja dodatkowo jest przestażała o ponad 25 lat. Ach, jakże żałuję, że DZDN nie pokazuje daty wydania pozycji, którą się pobiera…
Na samym początku autorka informuje, jak ważne są słowa, jak można za ich pomocą wpływać, a więc także ranić, innych i że naprawdę należy uważać na to, co się mówi.
W toku czytania jednak poznajemy niemal 9 z 10 technik, które opierają się na użyciu słów przeciw naszemu adwersarzowi. Motto jest jasne: Możesz wszystko w samoobronie, byle nie uciec się do przemocy fizycznej. Techniki zaproponowane przez Glass są ładnie, profesjonalnie nazwane, żeby brzmiało psychologicznie, ale są tak banalne, że każda normalnie, bo o zdrowiu już nie muszę wspominać, myśląca osoba jest w stanie je sama wypracować.
Bo cóż znaczy technika wyciszenia, oddechu czy jak ona ją tam sobie nazwała, podana jako pierwsza? Po prostu "weź kilka głębokich wdechów o takiej to a takiej długości, co pozwoli Ci zrelaksować ciało, a więc i umysł". Nie zrozumcie mnie źle – takie przypominajki i uświadamiajki są potrzebne, żeby podkreślić rolę autorelaksacji i oddechu w procesie ogarniania własnych emocji, ale nie sądzę, by nikt z nas nie musiał uciec się do tego typu praktyk w rozmowie z absolutnym, w naszym mniemaniu, debilem.
A czymże jest technika "fantazji zastępczych", jeśli nie rozżarzaniem w sobie nienawiści? Mówi ona, że można w umyśle fantazjować nt. kar i groteskowych sytuacji, w których ma znaleźć się nasz adwersarz. Ośmieszenie, zabicie, zniknięcie, wyparowanie, wylot w kosmos… Wszystko to możemy sobie pomyśleć o przeciwniku, jeśli nie wypowiemy tego głośno. Czyli przekaz jest jasny: możesz sobie nienawidzić człowieka, jeśli tego nie przekazujesz. Niby wszystko z tym przekazem jest ok, bo to w sumie prawda, ale po co, w walce z toksyczną dla nas osobą, dodatkowo się nakręcać? I, szczerze, czy nie robimy tego sami, bez pomocy "profesjonalnych" wskazówek Pani Amerykańskiej Psycholog?
A czymże jest technika "bezpośredniej konfrontacji", jeśli nie po prostu wypowiedzeniem tego, co się ma na myśli, bez ogródek i prosto w twarz? Tak, owszem, p. Glass jasno komunikuje, że słowa powinny padać spokojnie, wyważonym tonem, bez emocjonalnej dramy. To jest ważne. Jest to jednak kropelka istotnej informacji w morzu banałów i powierzchownie rozumianej dobroci i szacunku wobec drugiego człowieka.
Dodatkowo w książce pojawia się kilka tzw. "testów" na toksyczność danej osoby, na typ osoby toksycznej i na to, czy sami jesteśmy toksyczni. Ale jeśll w pytaniu na "toksyczność" danej osoby pośród kilkudziesięciu (ponad 30) pytań pada np. takie, czy osoba ma pryszcze na twarzy, jest nieumalowana lub nie podoba nam się jej fryzura, no to jednak coś jest nie tak. Zwłaszcza, że z tego, co pamiętam, autorka podkreśla, że jeśli na którekolwiek pytanie odpowiedź brzmi "tak", to osoba jest dla nas toksyczna. Czy naprawdę mogę oceniać osobę na podst. nieświeżego oddechu, pryszcza na czole lub nieodpowiadającego mi stylu ubioru?
Z jednej strony rozumiem, co autorka chciała osiągnąć; chciała, żebyśmy wreszcie doszli do wniosku, z kim żyje nam się lub pracuje zwyczajnie niekomfortowo, a do czynników pozbawiających komfortu może, owszem, należeć nieświeży oddech czy źle zapięta koszula. Z drugiej strony jest to znów bardzo powierzchowne potraktowanie człowieka i relacji z człowiekiem.
Czego oczekiwałam?
Sposobów, jak poradzić sobie we własnej głowie z osobami, które naprawdę niszczą mi życie lub przynajmniej z radością czynią je nieznośnym.
Co zyskałam?
Amerykańską wizję człowieka – jeśli mi się nie podobasz, mam prawo skończyć z Tobą relację, bo tak, bo mam na to ochotę, bo jesteś toksyczna/toksyczny przez to, że nie podoba mi się w Tobie cokolwiek.
Jedyną prawdziwą dobrą radą, którą wyniosłam z tej pozycji, jest fakt, że osoba toksyczna dla jednego człowieka wcale nie musi się wydawać taką dla innego.
Czy polecam?
Cóż, jeśli w ogóle nie mieliście nigdy do czynienia z pojęciem osoby toksycznej, jeśli chcecie rozpocząć badanie tematu, przeczytajcie tę książkę, ale miejcie w pamięci, że to powierzchowne i nie do końca zgodne ze współczesną moralnością potraktowanie tematu.
Jednym słowem jak cokolwiek nie pasuje to out, dobrze rozumiem?
Mniej więcej. 🙂
Wszelkie wynurzenia amerykańskich psychologów, to chyba jednak trzeba przyjmować z przymrużeniem oka.
A najgorsze jest to, że oni czasami serio piszą fajne rzeczy. Tzn. inaczej: Ja nie wiedziałam, że ona jest Amerykanką. Ba – nie mam 100% pewności. Wnioskuję po miejscach i po stylu. Ale polskich poradników rozwojowych też nie ma zbyt wielu, nie oszukujmy się…
Technika z rodzimego podwórka, podobno może zająć kilka minut.
Usuńcie konta tym, którzy o to proszą, nie trzeba psychologii.
No tak, Magdaleno, ale złe wspomnienia potrafią zatruwać także wtedy, gdy ich źródło się odetnie, znaczy kiedy się od niego ucieknie. Zniknięcie problemu nie zawsze go rozwiązuje.
Na pewno zwiększa szansę rozwiązania, a skoro zwiększa, dlaczego by z niej nie skorzystać?
Nie zwiększa, niestety. 🙁
A to już zagadnienie na sesję terapeutyczną.
Gdzieś tam było napisane o liczbie 77, pamiętasz?
Uderz w stół, a nożyce się odezwą. 😉
Wiesz, święta, sporo się o tym mówi.
Po co w takim razie tworzysz wpisy, które prowokują dyskusję?
Cytat:
Nie zwiększa, niestety. 🙁
2023-12-13 21:57:55