Następnych kilka wpisów poświęconych będzie mojemu występowi, który miał miejsce 7 lipca tego roku na festynie Zgierz Wielokulturowy. Wokół mojego występu narosły pewne nieporozumienia – na początku poinformowano mnie, że mam zaśpiewać 2-4 utworki z gatunku "międzywojenne/patriotyczne". Lekko zdziwiona tą rozbieżnością spytałam raz jeszcze, jakie to dokładnie mają być pieśni, na co dostałam info, że organizatorzy "zdają się na mnie". Wybrałam więc dwie typowo międzywojenne i jedną patriotyczną. Miałam przyjemność (bądź nie) być umieszczona na plakacie wydarzenia, gdzie wyraźnie było napisane, że to ma być "koncert patriotyczny". Raz jeszcze telefon, czy te międzywojenne napewno być mogą i info, że w sumie to dokładne wytyczne dostanę "później". Poczym w czwartek wieczorem ostateczna informacja, że "Tak właściwie, to przygotuj się tak na 30-40 minut występu, głównie patriotyczne, tak z 7-9 utworów". (Napisałam wcześniej, jakie utwory mam w "odwodzie", więc po prostu wzięto je wszystkie, na 2 dni przed występem.). Jednak występ się udał. Zamieszczonych nagrań proponuję posłuchać na słuchawkach i dość głośno, bo z daleka i cicho słychać różne niedogodności, związane z dość silnym wiatrem, a występ nagrywał mój brat mikrofonem IPhone 6+, więc… Trochę lipa, bo nie nagrał przemów pomiędzy (Ludzie mówio, że mam gadane…), ale może choć te nagrania uda mi się wrzucić. Tym niemniej jestem zadowolona z rezultatu. Ludziom się podobało, a to najważniejsze.
Fajnie. Chętnie posłucham. A nagraniem się nie przejmuj. Toż wiadomo, że festyn, a nie studio…
No to rzeczywiście zamieszali. Nasza cudowna organizacja. Ja, jak miałem zamieszczony zresztą na moim blogu wykład o refleksyjnych obliczach fantastyki, to najpierw zapomnieli o tym, że mam go mieć i musiałem przypominać, żeby wpisali go do grafiku. Kiedy wreszcie go wpisali, zobaczyłem, że mam tylko pół godziny. Mało, jak na realizację takiego tematu. No dobra. Jak przyszedłem na wykład, okazało się, że będzie obsuwa, bo poprzedni wykład się przeciągnął, a tak wogóle, to jeszcze nie zdecydowali, w której sali będę miał wystąpienie. Zanim wszystko się wyjaśniło, straciłem jakieś piętnaście minót. Jak wreszcie wykład się zaczął, dali mi do zrozumienia, że nie mają wiele czasu. Dostanę to pół godziny, ale nie więcej, w domyśle najlepiej, żebym powiedział swoje jeszcze szybciej. Ostatecznie i tak mówiłem około czterdziestu minót, chociaż pod koniec mi przerywali, że mam kończyć. Jeszcze się okazało, że, jak skończyłem mówić, faktycznie zostało jakieś dwadzieścia minót do następnej atrakcji, mimo, że wcześniej, kiedy mi przerywali, mówili, że już się zaczęła.
Oczywiście że masz gadane. 🙂 Znam sporo osób robiących konferansjerki, ale jesteś w tym najlepsza. 🙂