Dzisiaj będzie krótko i węzłowato, chociaż pewnie i tak rozwlekę się na ten temat, jak mam to w zwyczaju.
Chcę też, byście byli świadomi, że do tego wpisu sprowokowało mnie kilka różnych sytuacji i nie inspirowałam się żadną konkretną.
Chodzi tu o pewien schemat, a raczej szablon, który ostatnio często słyszę w wypowiedziach wielu ludzi "A co ja Ci będę mówić, zamęczać, nudzić… Nie lubię męczyć innych swoimi problemami. Ty masz swoje zmartwienia, nie przejmuj się mną.". Usłyszawszy po raz kolejny taką odpowiedź mam ochotę spytać; "Czy świat jest aż tak bezduszny"??? Dlaczego człowiek z góry zakłada, że jego problemy męczą Bliźnich? Dlaczego musi to zakładać? To tak bardzo bolesne, że świat popycha nas ku zamknięciu się w sobie, ku kierowaniu bólu do wewnątrz, a nie – na zewnątrz… Dlaczego do tej swery życia jakoś nie odnosi się owo sakramentalne stwiedzenie, że "Człowiek jest istotą społeczną"?
Skąd te pytania? A no stąd, że często słyszę takie wypowiedzi i nie wiem już sama, jak przekazać ich nadawcom, że ja właśnie jestem po to, żeby wysłuhać tego, co mają do powiedzenia. Ja chcę słuchać ich problemów, narzekań, bólu… To mi sprawia prawie fizyczną przyjemność! Oczywiście nie chodzi mi o to, że mają problemy, tylko o świadomość, że jestem osobą, której te problemy mogą powierzyć. I nie chodzi o chełpliwość z faktu, że mi ufają – chodzi o poczucie, że mają kogoś, komu można powierzyć ból i że mogę być potrzebna, bo często nic tak nie pomaga, jak wygadanie się komuś, kto chce słuchać. Nie chodzi nawet o to, by nas pocieszał i pomagał, ale o to, by nas rozumiał i wspierał, a co najważniejsze – potrafił słuchać. Co w związku z powyższym? Nawet, jeżeli znam problem danej osoby z innych źródeł, to słucham raz jeszcze, co ona chce mi powiedzieć, bo wiem, że to jej pomoże. I nie chodzi tu tylko o smutek, ale także o radość!
Dlaczego więc w świecie brakuje tej odrobiny bezinteresowności, a raczej – po prostu człowieczeństwa? Dlaczego nie umiemy słuchać innych i dlaczego nie chcemy sami być wysłuchani?
Przekonanie w stylu "Ja sobie poradzę, ty się mną nie przejmuj." nas samych kiedyś doprowadzi do szaleństwa, bo człowiek nie jest istotą samowystarczalną! Ach, jak wiele ostatnio osób z mojego otoczenia wyznaje taką zasadę…
Chcę więc, byście wiedzieli jedno: Ja jestem tutaj po to, by Was słuchać, by być z Wami i pomagać Wam, jeżeli będę potrafiła. Jestem tylko człowiekiem i choć staram się, by nie było w obcowaniu z Wami w takich sytuacjach żadnego czynnika emocjonalnego (gniew, zmęczenie, dezaprobata), może się zdarzyć, że on się pojawi i to wybaczcie mi, jeżeli możecie (no chyba, że z radością stwiedzicie, że zabiliście człowieka – wtedy "czynnik emocjonalny" uważam za usprawiedliwiony). Ze swojej strony przysięgam, że będę pracować nad tym, by być z Wami z całą empatią, współczuciem i miłością, a jednocześnie – z całym obiektywizmem, na jaki mnie będzie stać. Dzielcie się ze mną smutkiem i dzielcie radością! Pragnę z całej duszy być z Wami tak po prostu, całą sobą. Mnie fizycznie cieszy, gdy mogę Was wysłuchać, pomijając osobistą radość z tego, że ufacie mi na tyle, by mi się zwierzyć.
Ranicie mnie, gdy mówicie "Ty masz swoje problemy, ja Cię nie będę męczyć"… I co, myślicie, że jak powiecie mi coś takiego, to ja o wszystkim zapomnę i wrócę do przeglądania wpisów na blogu? Przecież to jest nielogiczne! Ja będę wiedzieć, że macie problem, a jednocześnie będę mieć świadomość, że nie byłam w stanie Wam pomóc, a nawet nie pomóc, bo niezawsze jestem w stanie, tylko po prostu być z Wami! Co mam wtedy zrobić?
Dlaczego jakoś mi przychodzi do głowy zupełnie tu nie pasujące stwierdzenie "Człowiek Człowiekowi wilkiem"? Niby ono nie odpowiada wymienionym sytuacjom, ale w takich momentach jest w nas coś z czekoladek w sreberkach, które leżą obok siebie, a jednak są osobno. Wokół nas tworzy się klatka, którą po części buduje świat, a po części – my sami. Zróbmy wyłom w tej klatce, by poczuć dotyk drugiej osoby i by móc także jej dotknąć!
I na koniec zapamiętajcie: Ja Was słucham!
Ciekawy i trudny problem tutaj poruszasz. Doskonale wiem, co masz na myśli, mówiąc, że cieszy Cię, kiedy ktoś ufa Ci na tyle, żeby zwierzyć Ci się ze swoich problemów. Jak pisałem już pod wpisem Dawida, też czuję się wyróżniony i odczuwam satysfakcję, kiedy mogę komuś pomóc w jakiejś trudnej dla niego sytuacji, albo zwyczajnie go wysłuchać, wiedząc, że tego potrzebuje. Z drugiej strony rozumiem też poniekąt ludzi, którzy mówią właśnie coś w stylu, co będę Cię zadręczał swoimi problemami. Czasami rzeczywiście nie jest to dobre i wynika z pesymistycznego założenia, że zasadniczo nikogo nie obchodzimy, ale niekiedy powiedzenie czegoś takiego może być moim zdaniem w pełni świadomym wyborem. Czasami człowiek nie chce się uzewnętrzniać z niektórymi problemami, albo nie chce tego robić przed konkretnymi osobami, bo na przykład za mało je zna. Zresztą, gdyby każdy uzewnętrzniał się przed każdym, po pierwsze nie miałby żadnej prywatności, a po drugie to, że komuś się zwierzył, nie byłoby żadnym wyróżnieniem. Jeśli ktoś mi się zwierza, czuję się w pewien sposób wybrany spośród wielu jako ktoś na tyle bliski zwierzającemu się, że chciał się przede mną otworzyć. Gdyby otwierał się przed każdym, nie świadczyłoby to o żadnym szczególnym zaufaniu. Czasami też kogoś mogą gryźć sprawy, które jego samego nie dotyczą, a osoba, która boryka się z nimi osobiście, prosiła nas o dyskrecję. Wtedy również nie bardzo możemy o tym rozpowiadać. Poza wszystkim musimy pamiętać, że i tak, choć byśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie rozwiązać wszystkich problemów świata i jeśli bylibyśmy przytłoczeni dylematami wszystkich dookoła, sami moglibyśmy niewytrzymać psychicznie.
Nie oznacza to oczywiście, że nie należy być empatycznym i na empatię otwartym i jeśli czujemy się przytłoczeni jakimś problemem, jak najbardziej jestem za zasięgnięciem rady przyjaciół, jeśli tego właśnie potrzebujemy. W drugą stronę oczywiście też powinno to działać, chociaż czyjąś prywatność też powinniśmy uszanować. Być może złotym środkiem jest zaoferowanie pomocy przyjacielowi, ale odpuszczenie, jeśli widzimy, że kategorycznie ją odrzuca, choć to też zależy od danej sytuacji.
Tak, zgadzam się z Tobą w zupełności. Tym niemniej „Nie będę zadręczał Cię swoimi problemami” jest dla mnie drażniące i takim pozostanie. Inaczej chyba zareagowałabym na stwierdzenie w stylu „Wiesz, nie mam ochoty/nie mogę teraz o tym rozmawiać…”. Jeżeli ktoś nie chce się otworzyć, bo ma konkretne powody, jest to jak najbardziej zrozumiałe. Jeżeli jednak jedynym rzekomym powodem byłoby zbędne absorbowanie mojej zaprzątniętej milionem innych spraw uwagi…
Ja zawsze mówię, że jestem tutaj po to, by słuchać. Ja będę czekać, ale to tylko od drugiej strony zależy, czy mi się zwierzy – ja do niczego nie mogę i nie chcę zmuszać, bo szanuję czyjąś prywatność.
Czasem w takich wypadkach próbowałem być nieco wredny i czasem to się nawet sprawdzało. Pytam wtedy czy ten ktoś wysłuchałby problemó innych no i oczywiście z reguły pada skwapliwe „taaak, oczywiiiście, chęęętnie”. Nie pozostaje mi wtedy nic innego jak zapytać „czyli uważasz się za lepszego od całej reszty ludzkości?”
Z tym akurat też zgadzam się Julitko w stu procentach. W momencie, kiedy ktoś nie mówi nam czegoś tylko dlatego, żeby nas nie obciążać, rzeczywiście to ma prawo być drażniące i może nawet urazić, bo oznacza, że może ten ktoś uważa, że mniej cenimy łączącą nas z nim relację, niż jest w rzeczywistości.
Ja tak nie uważam, a przynajmniej tego tak nie odbieram. Odbieram to po prostu za przejaw tendencji, o której pisałam – tendencji do myślenia, że nic nie obchodzimy świat, a w łagodniejszej wersji – że świat ma zbyt dużo spraw, by nas słuchać, że nasze problemy, chociaż dla nas kolosalne, dla świata nic nie znaczą, a więc skoro dla nas są tak ciężkie, to z nami coś jest nie tak. Ona niestety może doprowadzić do dwóch rzeczy:
1. Do przekonania, że skoro niic nie obchodzimy świat, to nic nie jesteśmy warci i równie dobrze możemy zniknąć,
2. Do przekonania, że skoro niic nie obchodzimy świat, to i świat nic nie obchodzi nas.
Jest też trzecia opcja: po co ja mam opowiadać, skoro i tak to moich problemow pewnie nie rozwiąże
A też, tak. I tutaj po części można mieć rację, ale zwykle niestety tłamszenie czegoś w sobie dobrym rozwiązaniem nie jest.
Ale wiesz, jeśli nie opowiesz tego to masz pewność, że nie pomoże. W przeciwnym wypadku to tylko przypuszczenie. Z matematycznego punktu widzenia lepiej mieć jakiś procent szans na powodzenie niż pewność porażki.
zuzler ja sie najbardziej tu zgadzam s twojim wpisem.
Otuż to właśnie!
@Tomecki to do Ciebie było. 🙂
a jeszcze do julitky. piszes:
” Nie chodzi nawet o to, by nas pocieszał i pomagał, ale o to, by nas rozumiał i wspierał, a co najważniejsze – potrafił słuchać.”
wlasnie i oto to. W mojim przypadku bardzo czesto osobi te mysa, ze ja tej pomocy potrzebuje i juz,,i koniec gadania, i tyle.
Ale na 99 procent tak niejest.
a jezeli tk jest, to ja to mowie jasno i wyraznie ze potrzebuje pomocy.
przyczym ja to, ze potrzebuje pomoc mowie tylko wtedy, jezeli wiem ze ktos mi pomoze w sposob, ktory jeszcze bardziej niesciagnie mnie na dno, lub ktory mnie jeszcze bardziej nieutwierdzi w tym ze warto dalej w swojim problemie siedziec bez mowienia nikomu,lub co najwazniejsze, jezeli tak pomoc ze tak powiem idzie po mojej drodze.
Natomiast wracajac do watku twojego wpisu, ty jestes julitka wlasnie osoba, ktorej moge napisac coskolwiek i niemusze sie obawiac tego ze zaraz zacznies sie mi narzucac z niewiadomo jaka pomoca, bo nie oto chodzi.
I za to jestem ci brutalnie wdzieczna.
Jak rownies zato ze nie ma sie przy tobie wrazenie ze ty to jestes kims, a ja nikim, co przy niektorych ludziach z eltena jednak niestety mam.
Sam bywałem w sytuacjach, gdzie nikogo takiego nie było więc ludzi postępujących tak, jak pisze @julitka darzę szczególnym szacunkiem.
dokladnie oto chodzi mikolaj.
W ten sposób, że ty jesteś nikim, a ktoś kimś też nie możesz myśleć, ani na Eltenie, ani wogóle w życiu. Osobiście myślę, że nasza eltenowa społeczność jest fajnym, przyjaznym miejscem, gdzie raczej większość ludzi nie daje innym powodów do poczucia niższości, a przynajmniej nie robi tego świadomie. To naturalne, że każdy tutaj jest inny, ma inne zainteresowania, pasje, problemy i ograniczenia, ale nikt nie powinien z tego powodu czuć się gorszy. Poprostu się od siebie różnimy i to właśnie czyni relacje międzyludzkie jeszcze ciekawszymi, chociaż z drugiej strony wierzę, że subiektywnie czasami można stracić poczucie własnej wartości, jeśli zetknie się z niewłaściwymi ludźmi.
Eee, nie warto. Ten człowiek, który jest tak mądry, umny i rozumny zapewne też ma swoje problemy, to i tamto za skórą i nie jest taki znów lepszy i inny. Tego nie musi być widać, ale jak się tak wgłębić, jak popytać ludzi, którzy znają go od dawna, to nagle okazuje się, nie, że nie jest wart tego szacunku, bo przecie jest nadal tą osobą, która robi daną rzecz tak wspaniale, ale że po prostu to jest taki człowiek jak i Ty, który w wolnych chwilach np lubi sobie podłubać w nosie albo pograć w durne gierki
Julitka, dziękuję ci że w takich trudnych sytuacjach. mogę do ciebie napisać. co do eltena to zgadzam się w stu procentach. Jestem tutaj dopiero od tygodnia ale naprawdę świetnie się tutaj czuję.
Ach, ciekawa dyskusja się tu wywiązała! Bardzo dobrze, bardzo dobrze…
Julitko, z jednej strony się zgadzam, ale z drugiej czasem sama mówię innym „Nie chcę Cię już zamęczać”, więc… Ogólnie trudny temat.
Wydaje mi się, że generalnie człowiek sam sobie nie jest w stanie pomóc. Rzecz w tym, że często w odniesieniu do siebie mamy zaburzone proporcje i raczej nie jesteśmy spojrzeć na samych siebie objektywnie. Drugi człowiek jest potrzebny chociażby po to aby mógł na mnie właśnie trzeźwo spojrzeć. Zawsze można zrewanżować tym samym.
To właśnie jest to o czym ja u siebie na blogu piszę o relacjach, kiedy to człowiek z telefonem w ręce, zastanawia się, czy warto wykonać ten krok i zadzwonić, bo przecież ktoś, kto chciałby ze mną po gadać sam by się odezwał, a skoro nie dzwoni i nie odzywa się, oznacza to, że ma mnie gdzieś i telefon ląduje spowrotem na swoim miejscu. Myśląc o powyższym, automatycznie odchodzi nam ochota na zwierzanie się komukolwiek. Jest takie powiedzenie z którym się zgadzam w 98ciu procentach, że: „Rodzisz się sam i sam umierasz”. Ileż prawdy jest w tym stwierdzeniu. Często zastanawiałem, się, ilu ludzi przyszłoby na mój pogrzeb i to nie takich przygodnych, tylko tych z którymi przebywałem i z którymi kontaktowałem się w jakikolwiek sposób nawet tu na eltenie. Ktoś kiedyśzrobił taki eksperyment i sfingował swoją śmierć, żeby to zobaczyć.
O, tomecki powiedział coś fajnego, zapytaj, czy on by wysłuchał. Ten człowiek, który tak ci mówi. A co do samego wpisu, uwierz mi, próbowałam. Próbowałam tłumaczyć. Nie trać nadziei, może tobie się uda.
@Maja „To nie tak, jak myślisz”. Nie do końca. 😉
Takich osób jest dużo, ale ja wierzę, że po prostu nie miały nikogo takiego, kto naprawdę chciałby BYĆ, chociaż oczywiście nie mówię tu o Tobie, tylko odnoszę się do swoich obserwacji.
No to przecież o tym samym dokładnie móię. Też mam trochę takich osób, też uważam tak, jak ty, z tym, że na to, że nie mieli nic się już nie poradzi, natomiast teraz być można i trzeba próbować. Bardziej o to mi chodziło.
Co do tego, że gdyby ktoś chciał ze mną kontaktu, to sam by zadzwonił, czy nawet napisał, też nachodzą mnie czasami refleksje pod tytułem, ile tak naprawdę znaczę dla poszczególnych osób. Zniechęcenie do odzywania się do ludzi, którzy sami się pierwsi nie odezwą też nie jest mi obce, tylko że z drugiej strony osoba, która pierwsza nie nawiązała ze mną kontaktu, może rozumować bardzo podobnie. Jeśli czasem pierwsi się nie przełamiemy, możemy stracić daną znajomość. W dzisiejszym świecie, kiedy połowa ludzi ma problem z odpisywaniem, oddzwanianiem i tak dalej, szczególnie ważna moim zdaniem jest umiejętność oceny, komu zależy na danej relacji, a komu nie. Z doświadczenia wiem, że niektórzy są trudni w komunikacji, ale zasadniczo nas nie lekceważą, a przynajmniej nie do końca jest to ich intencją. Znam trochę takich przypadków.
Niestety w dużej mierze jest to o mnie..
Wysłuchać jestem w stanie, ze zwierzeniami znacznie ciężej, ale pracuję nad tym, i wierze że w końcu mi się uda. 🙂
@Lwica Ostatnio mam tak samo. Co więcej, moja zdolność do słuchania też się niestety kurczy. 🙁