"Emma" jest drugą powieścią Jane Austen, z którą miałam przyjemność się zapoznać. To powieść z gatunku bardzo obyczajowych i pokazuje dużo, chociaż na pewno nie wszystko, z realiów jakże wiktoriańskiej Anglii.
Gdy ją czytałam, zastanawiałam się, jak można przez cały dzień zachowywać się tak, jak zachowują się bohaterowie, czyli chodzić na spacery (byle niezbyt długie, bo przecież nie można się przemęczać), pisać i czytać listy, pić herbatę, grać na pianinie, rysować lub, z rzadka, czytać jakąś powieść (aby nie za dużo).
Taki styl życia wydał mi się bardzo nudny, zważywszy płytkość prowadzonych rozmów – kto przyjeżdża, po co przyjeżdża, jaki kolor ma nowy fortepian i co kto myśli o toalecie zaprezentowanej przez Panią X na wczorajszej herbacie. Wszystko ślizga się po powierzchni, nie dotykając w żadnym stopniu istotnych spraw, a jednocześnie bohaterowie są tym niezmiernie wręcz zaintrygowani.
Z drugiej strony przekalkulowałam sobie to, co my robimy dzisiaj. I wyszło mi, że niewiele nas różni. 🙂 Czytamy coś, piszemy z sobą (nawet nie listy, bo byłoby to zbyt męczące), oglądamy filmy lub filmiki, co ma nam zastąpić oglądanie lub wykonywanie rysunków… Jedyne, co odróżnia nas znacząco od bohaterów Austen, to fakt, że my jednak pracujemy na samych siebie, mniej lub bardziej. Przysłowiowych osiem godzin spędzamy na pracy i to, co dla wyższych swer opisywanych przez autorkę wydaje się sensem istnienia, dla nas jest odskocznią od codzienności. Odkrycie paradoksalnych podobieństw między naszymi preferencjami, przy jednoczesnym spłyceniu upodobań ludzi współczesnych, było jednak bardzo interesujące. 🙂
Kolejnym ciekawym zabiegiem była też konstrukcja głównej bohaterki. Jest bowiem ona osobą… przeciętną. Nie grzeszy geniuszem, ale też nie jest nierozgarnięta, nie odznacza się gadulstwem, ale nie zawsze też wie, co jest właściwe, nie jest nadmiernie bystra, ale odznacza się taktem – jednym słowem nie jest idealna. Może nawet jest mniej idealna, niż jej poprzedniczka, Elżbieta, bohaterka "Dumy i uprzedzenia". O ile przesłaniem tej pierwszej powieści miało być, że kobieta ma wpływ na to, co zrobi z własnym życiem, że może być bystra, inteligentna i nawet odcinać się mężczyźnie, gdy występuje taka potrzeba, o tyle Emma niesie z sobą ostrzeżenie przed myśleniem pochopnym, niedojrzałym, jak również przed zbytnim zaufaniem we własny umysł.
Zachowanie Emmy wobec jednego z bohaterów męskich jest dla mnie swego rodzaju zagadką, bo z jednej strony bardzo dobrze pokazana jest prawda, że prawdziwy przyjaciel może, a nawet powinien, zwracać uwagę na nasze wady i próbować je korygować, z drugiej – przychodzi w powieści moment, gdy Emma zaczyna okazywać za to niezdrową wręcz wdzięczność, uznając tę krytykę nie tylko za słuszną, ale jak najbardziej naturalną, a wręcz – konieczną. Nie umiem napisać więcej bez zdradzania fabuły; może moi komentatorzy, po przeczytaniu powieści, będą w stanie mi coś podpowiedzieć. 🙂
Ciekawie postąpiła też Austen względem różnic swer – o ile "Duma i uprzedzenie" pokazuje, że miłość jest w stanie przezwyciężyć je, o tyle autorka słowami, czynami i myślami Emmy oraz jej towarzyszy daje nam do zrozumienia, że co za dużo, to niezdrowo i że pewne granice, niepodważalne na tamte czasy, muszą być jednak zachowane.
Czytało mi się te powieść przyjemnie, chociaż często naprawdę chętnie skróciłabym pewne rozdziały zaledwie do kilku zdań. O Tolkienie mówi się, że nie szczędzi bogatych, a zbędnych opisów; o Austen zaś można śmiało rzec, że jej słabością, a może raczej charakterystyką tamtej epoki, są nadmiernie długie, puste, nic nie wnoszące dla ludzkości dialogi. Doprawdy, jeden długi rozdział poświęcony być może, na ten przykład, rozmowie o tym, że za dwa lub trzy dni ktoś przyjeżdża lub odjeżdża z miasteczka. Cała wizyta może koncentrować się tylko na tym temacie.
Z miłą chęcią wróciłam do klimatu wiktoriańskiej Anglii, wykształcenia, fortepianu i guwernantek, ale z równie miłą – odpocznę od niego na jakiś czas.
Mam w planach przeczytanie "Mansfield Park", jednak robię przerwę na coś o zupełnie innym charakterze. 🙂
PS. Ważna wiadomość: Smaku czytanej przeze mnie powieści dodała jej lektorka – nie mogę powstrzymać się od ogłoszenia Wam, że Pani Anna Romantowska najzwyczajniej w świecie ziewa, i to niejednokrotnie, w trakcie czytania. Po pierwsze, zastanawiałam się, kto kazał tej biednej kobiecie czytać tak niewyspanej, przy tak niskim ciśnieniu, bez kawy, energetyka, a może chodziło o totalne niedopasowanie powieści do lektora? A po drugie – dlaczego, ach, dlaczego realizator jej nie ciął? Czy mięli tak mało czasu? Czy kończyła się taśma? Ja rozumiem, że jedno, dwa ziewnięcia na powieść, zwłaszcza damskie ziewnięcia, jeno z wdechem, mogą się zdarzyć – wszyscy jesteśmy ludźmi. No ale heloł, niektóre stanowiły pełny, czysty ziew! 😀
Oczywiście żartuję. Ale tylko w połowie, bo kilka razy Pani Annie udało się zarazić mnie zdalnie. Więc…
Jak niedopasowanie, ona właśnie pięknie nadaje się do takich książek.
Z jednej strony tak, ale z drugiej te jej ziewnięcia pokazują, że chyba się jednak biednej kobiecie strasznie nudziło!
Z resztą "Dumę i uprzedzenie" przeczytałam w interpretacji p. Szczepkowskiej i to było małe arcydzieło. Nie obraziłabym się, gdyby przeczytała też "Emmę".
Swoją drogą, czytałam jakąś książkę tej pani, ale za cholerę nie pamiętam, czy to była ta. Znaczy nie ją jedną, ale ją może też? Pamiętam, że akcja tam była tak nijaka, że w sumie trudno mi nawet przytoczyć jakieś konkretne wydarzenie, żeby o nie Ciebie spytać i zweryfikować. 😀
Tak, u Austen akcja tak się właśnie toczy monotonnie dość. Taki klimat, takie czasy. 🙂
zaczęłam to kiedys czytać, ale dla mnie było tak nudne, że przerwałam.
A ja nie znoszę Romantowskiej, więc, choćby z tego powodu, nie przeczytam.
@Kat Na pewno są inne interpretacje. Na 100%. 🙂
Ja brajlem czytałam, ale było nudne.