7. A. Conan Doyle, „Przygody Sherlocka Holmesa”

Z Sherlockiem Holmesem miałam przyjemność zapoznać się już w gimnazjum, gdy wraz z klasą przeczytaliśmy "Psa Baskerville’ów" jako lekturę szkolną. Odgrywał go, w wielu kręgach niezmiernie kontrowersyjny, Jacek Kiss, który w tej konkretnej roli sprawdził się wprost fantastycznie. Może dzięki pomieszaniu wrodzonej, jakby nie patrzeć, delikatności, dźwięczącemu w głosie humorowi, z mrukliwością i ordynarnością, o którą posądza go wiele osób, dobrze wcielił się w postać tak dziwną, jak detektyw z Baker Street.
Już przy pierwszej styczności z Doylem uderzyło mnie, wspomniane bezpośrednio przez Watsona, podejście Holmesa do przyjaciela.
Z jednej strony rozumiem, że to geniusz, bo faktycznie, po przeczytaniu cyklu przygód utwierdziłam się w tym przekonaniu, z drugiej – naprawdę źle traktował przyjaciela. Czasem próbował mu to powetować, ale, powiem szczerze, odbierałam to jak akty łaski, jak ochłapy, rzucane dość dobremu służącemu.
Do nakreślenia tej refleksji skłoniło mnie ostatnie opowiadanie, w którym Holmes umierał, a Watson naprawdę przeraził się stanem jego zdrowia. Holmes nie bardzo wyglądał na to, by miał powetować mu tę stratę.
Jestem szczególnie wrażliwa na tym punkcie; uważam, że każdy przejaw troski, ale też każdą krzywdę zadaną drugiemu człowiekowi, warto odwdzięczać, nawet w dwójnasób. Są jednak osobowości, w tym Holmes i ja, które zdecydowanie w tym nie celują.
Holmes jest zadaniowcem i geniuszem. Fakt, że jest zadaniowcem, tak jak ja, sprawia, że skupia się tylko na zadaniu i jego rezultacie, zaś fakt, że jest geniuszem, sprawia, że zapomina o kwestiach przyziemnych. Mam wrażenie, że gdyby tego człowieka oderwać od spraw absorbujących, gdyby np. musiał sam poprowadzić sobie dom, kupić kwiaty kobiecie, zaprosić ją na randkę itp, zdecydowanie by nie podołał. Ba – jasno wynikało z powieści, że za kobietami nie przepadał. Może dlatego, że stanowią one zagadkę, której nawet najtęższa głowa nie potrafi sprostać? To daje nam, płci słabej, ogromną satysfakcję, czy nie tak? 😉
Jeśli chodzi o sam cykl opowiadań, to zawiłość zagadki Psa Baskerville’ów była dużo większa. Rozczarowałam się banalnością tych opowiadań, szybkim postępem akcji (za szybkim nawet jak dla mnie) i dość banalnymi zakończeniami.
Chociaż, co tu dużo kryć, w zwrotach akcji Doyle musiał stanowić wzór dla twórców Scooby’ego Doo. 😀
Czy polecam przeczytać?
Pewnie, że tak. 🙂 Na pewno osobom, które generalnie nie mają do czynienia z kryminałami w ogóle, a chciałyby zacząć od klasyka. Ale ostrzegam, że jest to lektura odpowiednia na szykowanie obiadu, sprzątanie, na krótkie przerwy w rozmowie i podobnie absorbujące zajęcia, bo jest lekka i sama nie absorbuje. Myślę zaś, że zaabsorbować może młodzież 13+.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *