Życie mnie olewa?

"Mam już dość! Życie zakpiło sobie ze mnie! Szczęście mnie opuściło! Dobra passa zniknęła! Nadzieja opuściła, olała… Bóg się mną nie interesuje"!!!
Nie nie, to nie jest mój stan emocjonalny, chociaż ten ostatnio u mnie jest dość dziwny i trudny, bo nadmiar kolokwiów daje się weznaki, oj, daje!
Zauważyłam jednak tę tendencję ostatnio u kilku osób i zaczęłam się nad nią zastanawiać.
Pomijając już to metaforyczne, poetyckie uosabianie uczuć i stanów, które ja uwielbiam i przeciw któremu nie mam nic przeciwko, pragnę tu omówić albo przynajmniej poruszyć kwestię życia, które jest "Małą Ściemniarą, Francą, Wróblicą, Cwaniarą…"… Jak to się dzieje, że z tych wszystkich dobrych emocji takie zołzy? Jak mają prawo nas opuszczać?
A czy to nie jest tak, że to MY opuszczamy te emocje? Najbardziej pokrzywdzoną wydaje się tutaj nadzieja. Jak pewnie wiecie, Poprawna Polszczyzna, Miodek, Bralczyk, generalnie wszystkie książki i nasz słodki język podpowiadają, że nadzieję się… ma. Jak może nas opuścić coś, co posiadamy? Możemy to zgubić, wyrzucić, nawet sprzedać… Ale jak mamy telefon, to on nas nie opuszcza, prawda? Mamy psa, to on nas nie opuszcza, prawda? No dobr, może uciec, ale ma nóżki i potrzeby fizjologiczne, których my z kolei możemy nie zaspokajać i stąd "opuszczenie".
Ale to nie są dobre porównania, bo takiej nadziei przecie nie można porównywać do psa!
Dlaczego nadzieja miałaby nas opuszczać? Nadzieję się ma albo nie ma, więc ostatecznie to my porzucamy nadzieję, a nie – ona nas! Skąd pomysł, że uczucie tak wzniosłe i prawdopodobnie najsilniejsze na świecie (poza miłością) miałoby sobie od nas pójść? Nie darmo mówi się "Nie porzucaj nadzieje…"…
Tak samo jest z resztą emocji. Szczęście nie może nikogo "opuścić". Może zdarzyć się tai okres, który sprawi, że trudno nam będzie być szczęśliwymi, ale szczęście nas opuścić nie może, bo i ono nóżek nie ma! To my możemy je porzucić!
A tak w ogóle, Bracia Eltenowicze, dlaczego mamy tendencję do zrzucania wszystkiego na innych lub coś innego?
"Nic mi się nie udaje, bo życie sobie ze mnie zakpiło"! Co? Dlaczego nie pomyślimy, że może nawet nie tyle jest to nasza wina, ale na pewno nie życia?

#A co z Panem Bogiem?
"Bóg mnie opuścił"! No, wprawdzie jest takie niewinne powiedzonko "Bóg Cię opuścił", ale nie o nim dzisiaj. Nie będę Wam tu mówić, że Bóg nie opuszcza (Tzn. będę, ale nie w tym wpisie, I'm sorry! :d). Ciekawi mnie natomiast inne zjawisko:
Jak można zatrzasnąć komuś dżwi przed nosem, a potem powiedzieć, że "nas wystawil"? No sorry, to się kupy nie trzyma! Owa osoba walnie pięściami w dżwi raz, walnie drugi, walnie dziesiąty, ale przecie nie będzie tych dżwi wyłamywać, skoro nam się z twierdzy wydostać nie chce! Nic o nas bez nas, nic bez naszej woli i chęci! Psycholog nie pomoże pacjentowi, jeżeli tamten się zamknie przed nim. Tak samo z Bogiem, ale i z szczęściem, nadzieją… No, może szczęście faktycznie kwestią dyskusyjną jest, ale moim zdaniem nadzieja żadnej dyskusji nie podlega!
Dopsz, wena mi się skończyła, papa!
PS. Jestem po pięciu kolokwiach, z perspektywą dwóch kolejnych w dniu jutrzejszym, 3 zaległe prace do oddania, sesja na głowie i stan grypowy. Pozdrówki, buziaczki, uściski, ciepełko!

14 thoughts on “Życie mnie olewa?

  1. Nadzieja jest niczym Słońce.
    Jeśli w nią nie wierzysz, gdy wokół trwa noc, nigdy nie ujrzysz poranka.

    Nie, nie, oszczędzę pisania nazwiska autora cytatu. 😀

  2. A ja z tymi zamkniętymi drzwiami się nie zgadzam. Ileż to razy będąc sameu w domu, pytałem „Boga” Gdzie on jest jak go potrzebuję, gdzie jest teraz, żeby mnie pocieszył? i co? i lipa! Najchętniej nakopałbym w tylną część ciała temu, kto wymyślił twór zwany bogiem. Kiedyś nijaki Jezus chodził po ziemi,nauczał podobno, uzdrawiał, nawet potrafił spowodować, żeby ludzie byli szczęśliwi, a teraz co? Ile razy wezwie się tzw. boga na pomoc, nic się nie dzieje, a wszyscy tzw. chrześcijanie, tłumaczą to tym, że każdy z nas ma wolną wolę w którą tzw. bóg nie ingeruje. Czyli wtdy, kiedy Jezus chodził po ziemi toludzie niemieli wolnej woli? Jakim prawem Jezus wtrącał się między ludzi, skoro mieli wolną wolę? Dzisiaj można sobie do tzw. boga gadać gadać i nic. „Gadał dziad do obrazu, a obraz ani razu”. Tyle jest to warte i nikt nie powie mi, że jest inaczej.

  3. Pytałeś go? A nie wyrzucałeś mu tylko, że go nie ma?
    Krzysztofie, co Ty właściwie zrobiłeś, żeby Go odnaleźć? No, co? Wrzeszczałeś na niego, bluźniłeś, twierdziłeś, że jest do bani, że jest świnią… Kto normalny głaskałby Cię potem po głowie?

  4. Bóg to nie automat, daj mi to co potrzebuje, a ja Tobie będę służył. Czy jest Ci miło, gdy ktoś interesuje się tobą tylko w tedy, gdy coś chce? I czy tylko Go oskarżałeś, że Go nie ma czy naprawde chciałeś Go poznać? Poznać, aby być czy poznać tylko po to, aby pomugł się uporać z czymś trudnym? Sam sobie odpowiedz jeśli chcesz.

  5. Bzdóra! Ojciec na ziemi ten ludzki też nie automat, ale jak mu na wciskać to po gada, a ten milczy i ewidentnie ma nas w głębokim poważaniu. To, że od czasu do czasu coś nam w życiu wyjdzie, to zwykły przypadek lub zbieg okoliczności. Nie raz i nie dwa, spotykałem się z tym, że w danym momencie lub dana osoba mówiła lub robiła tak, jak ja chciałem całkiem nieświadomie i żaden bóg nie miał w tym żadnego udziału. Od zwykły zbieg okoliczności. Ja w prawdzie na trzecie imię, ale jednak, mam Tomasz. Myślę, że to wiele wyjaśnia :P. I dopóki na własnej skórze nie przekonam się, że bóg chce dla mnie dobrze i że w ogóle jest, to żadna siła mnie do tego nie przekona. Jeśli ktoś chce mi udowodnić, że bóg faktycznie istnieje, niech da mi dowód! Samo gadanie, że „Nie miałem kasy, ale nie wiem jak ciocia się o tym dowiedziała i mi dała” nie załatwia sprawy. Ja nie chcę słów, ja chcę namacalnych dowodów! A na razie przynajmniej w moim życiu, namacalnym dowodem jest fakt, że boga nie ma. Bóg to wymysł ludzi, którzy muszą w coś wierzyć, żeby się nie nudzić jak nie mają nic do roboty, a o tym akurat przekonuję się na codzień i to widzę i odczuwam. Zwłaszcza ostatnio. Namacalnie odczuwam brak boga na ziemi i w to akurat jestem wstanie uwierzyć. Gdyby było tak, jak mówią o tym chrześcijanie, czyli namacalnie bóg by był, to raczej gdyby ktoś mi powiedział wtedy, że go nie ma, wyśmiałbym go Bo mógłbym mu powiedzieć i pokazać: Patrz: „Panie boże pomóż mi bo nie wiem co zrobić”. i być może padłby tu jakiśmój problem. A potem w zależności od okoliczności, bóg odezwałby się i dał radę lub coś zrobił, coś, co w danej chwili, mogłoby mi pomóc w problemie. Ja przychodzę do matki tej moej ziemskiej i mówię do niej: Mamo, mam problem, to siadamy i rozmawiamy, szukając rozwiązania, A tutaj? Panie boże mam problem i co? cisza! Ta właśnie cisza udowadnia,że boga nie ma. Od i wszystko. Mówił kuba do obrazu, a obraz ani razu, jak to już wcześniej pisałem.

  6. Bo traktujesz Boga jak maszynkę do spełniania życzeń. Chcesz, żeby tańczył, jak Ty grasz. Zastanawiam się tylko, czy tak samo traktujesz ludzi, bo jeżeli tak…

  7. Ale ludzkość się do tego nie przyzwyczai, bo, że tak zacytuję, trudno nie wierzyć w nic, a szczególnie tym, którzy już to robią.

  8. Tym gorzej dla ludzkości, bo abstrahując od tego, czy Boga nie ma czy jest, ludzkość jest zaprogramowana na to, by wierzyć w coś, co nad nią w jakiś sposób panuje.

  9. Nie jestem katoliczką, ale wierzę w Boga, i jak czytam wpisy ludzi, którzy mają podobne podejście do Krissa, to robi mi się smutno.
    A propos znaków:
    Moja mama kiedyś szła ulicą, miała beznadziejny czas, i modliła się. W pewnym momencie powiedziała w myślach oczywiście "Boże, jeśli jesteś, to daj mi jakiś znak". Pięć minut później dostała ulotkę SMS z nieba. Nie wierzę, że to był przypadek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *