Na lotnisku – wiadomo, hałas i dużo ludzi. W autobusie typu PKS do Oxfordu – to samo. Rzeczywistość uderzyła mnie, cicho, a jakże, w Oxfordskim McDonaldzie (o tym innym razem). Siedzimy sobie i nagle dociera do mnie, że mój głos o dynamice mi normalnej jakoś tak się niesie po tym przybytku holesterolu niczym po eleganckiej kawiarni.
– Jakoś tak mało ludzi, co? – Pytam zdziwiona, no bo jak to, w końcu to McDonald’s!
– Nie, normalnie, pełno ludzi, wszystko pozajmowane. – Słyszę odpowiedź.
Trybiki zaczynają się obracać, ale ignoruję rzeczywistość metodą wyparcia. Wchodzimy do zakupionego i zarezerwowanego wcześniej hotelu i dokonujemy zameldowania metodą na "Karta mi nie chce przejść!". I znów to samo – właścicielka o głosie niczym rasowy coach po medytacji i ja, mój przyjemny głos i różnica w decybelach. Co jest, ja się pytam?
Finał olśnienia nastąpił następnego ranka, gdy to na tzw. stołówce zaczęło się śniadanie. Ja niby wiedziałam, że ludzi było mało – nasza trójka +2 inne osoby, ale czułam się jak w teatrze. Albo jakoś tak bardziej jak w kościele, bo było przestronnie, z dużym pogłosem, zimno (o tym także innym razem) i… cicho. Człowiek bał się odłożyć widelec na talerz, żeby nie wzbudzić skrajnie głośnego dźwięku w tym cichym pomieszczeniu.
Dotarło do mnie wtedy: Anglicy, są, cisi. Tacy właśnie, jakby z całą ludzkością porozumiewali się eleganckim półszeptem. Wytłumieni. Wygaszeni.
Apogeum tego zjawiska odczułam na targach. Stoisko dłuższe, niż szersze, ja niewidoma (o tym znów później), a ten podchodzi i głosem spokojnym, zdecydowanie nie przystającym do targowego hałasu, o coś mnie pyta.
A więc najczęściej powtarzaną przez nas frazą podczas tego pobytu było "Sorry, could you repeat, please?".
Wychodzi na to, że Polacy to głośne, nieokrzesane krzykacze.
Już ich nie lubię.
Przypomniało mi się jak wykładowca opowiadał o manierach prowadzenia wykładów, tacy Rosjanie mówią dużo dobitniej i część osób z Polski, a także z zachodu odbierało te wykłady jak by prowadzący na nich krzyczał, no to tu odwrotnie.
@Balteam Dokładnie. Też znam ludzi ze Wschodu szeroko pojętego i oni brzmią tak, jakby byli na leciutkim wk***wie (wybaczcie dosadność), a Brytyjczycy zdają się być apatyczni. Angielska flegma nie jest przesadą.
Teraz wyobraź sobie mnie, z aparatami słuchowymi xD
Aaaa, to dlatego marzy Ci się powrót do ojczyzny.
Obecnie już mi się nie marzy, ale tak, między innymi
Echhh, tak sądziłam, że Ci się odechce.
Zachcę mi się, kiedy będzie można lepiej zarobić i ludzie przestaną demonizować moje pasje
@senter A w Anglii nie demonizują? :p
No cóż… To szczęśliwego życia wew ty Anglii.
"could you repeat", to jak wizytówka, jestem z Polski. Czy tylko ja mam takie wrażenie?
@Mustafa Szczerze, nie tylko Ty.
No nie, właśnie w UK co ciekawe nie demonizują