10 rzeczy, bez których nie mogę się obejść

Do tego wpisu zainspirował mnie p. Cezary Pazura, który na swoim kanale w serwisie Youtube kilkanaście miesięcy temu opublikował taki właśnie filmik. Był to filmik żartobliwy i w tej konwencji przedstawię swoje tzw. Top Ten na dzień dzisiejszy. 🙂
W pewnym miejscu we wpisie nominuję aż 5 osób, więc trzymajcie się, czytajcie i obmyślajcie własne listy. 🙂 Perspektywa może być szeroka – od idei, przez sprzęt elektroniczny, aż po smaki herbatki i kawki.
Moja lista nie jest w żaden sposób uszeregowana, a wpis nie zawiera lokowania produktów. A szkoda. Mógłby. 😉

##1. Bóg
Nie muszę tłumaczyć zbyt wiele. Eltenowicze znają mój stosunek do Boga na tyle, by wiedzieć, że musiał znaleźć się na tej liście. Chociaż gdyby była tworzona w innej, mniej chaotycznej konwencji, np. z wykluczeniem idei, wartości itp., to pewnie by Go tam siłą rzeczy nie było. 🙂 Pomijając już aspekt moralny tego wyboru, to ja muszę trzymać się czegoś, co pozwala mi wierzyć, że będzie dobrze. Wiedza, że ktoś kocha mnie bezwarunkowo, umożliwia mi rozwój we własnym tempie, a świadomość, że ta osoba dodatkowo nie kieruje się w tych zmianach własnym interesem (ciekawy paradoks…), pozwala mi przeżyć na tym smutnym (jak na ten moment), szarym Świecie.

##2. Laptop
Hm, stawianie Boga obok laptopa w jednym szeregu – to tylko na moim blogu. Zapraszam! 😉
Tym niemniej to, niestety, jest prawda – nie mogę przeżyć bez komputera, a obecnie korzystam z laptopów, a właściwie – ultrabooków. Laptop jest przenośny, pozwala pracować wszędzie, jest lekki i nie wymaga (zbyt często) pomocy zasilania. W przypadku uczenia się i studiowania jest to kluczowa sprawa. Sądzę, że każda osoba niewidoma zgodzi się ze mną w tej sprawie, że dzisiaj bez komputera to jak bez ręki.

##3. Smartfon
Jakich czasów dożyliśmy? W smartfonie mamy relacje, pieniądze, codzienną porcję wiadomości (głównie złych), śmiesznych filmików o kotach, zagłuszacz ciszy, pocztę czynną 24/7 bez nachmurzonej urzędniczki, stroik do gitary i wiele, wiele innych rzeczy. Gdy Cezary Pazura zastanawiał się nad tym, ile rzeczy musiałby brać ze sobą, gdyby nie miał telefonu, wyszła mu spora walizka. 🙂 I to jest prawda.
Dodatkowo osoby niewidome często rekompensują sobie telefonem brak wzroku, więc jest im on tym bardziej niezbędny.

##4. Butelka filtrująca, w tym wypadku – Dafi
Już wiele lat temu uderzała mnie konieczność wyrzucania ton plastikowych butelek do śmieci. Nie tylko dlatego, że jest to zwyczajnie nieekologiczne, chociaż z tego później też zdałam sobie sprawę, ale dlatego, że ja zawsze piłam dużo wody. Był czas, gdy piłam jej aż 3 litry dziennie, w tym jedną butelkę półtora lub dwulitrową. W moim pokoju rosła sterta pustych butelek, osiągając niewyobrażalne rozmiary i wpadając za łóżko, skąd ciężko je było wyciągać. Dodatkowo w podróży musiałam pilnować, żeby mieć ze sobą "picie", a jak owo "picie" się kończyło, to nie dość, że martwiłam się, jak tu po niewidomemu kupić sobie nowe, to jeszcze po torbach pałętały się puste butelki, bo nie mogłam zobaczyć kosza. Już nie mówiąc, że za starych, dobrych czasów półlitrowa butelka wody kosztowała złotówkę. Wodę kupowało się u nas w domu galeonami, bo każde z dwojga dzieci codziennie brało do szkółki butelkę, a w domu piło się jej też bardzo dużo.
Teraz, gdy mam moje butelki filtrujące, nie muszę przejmować się prawie niczym, poza tym, żeby ich przypadkiem gdzieś nie zostawić. 🙂 Nie wydaję niepotrzebnie kasy na kolejne butelki wody, nie muszę martwić się o kosz, a nawet, jak raz na dwa lata zgubi mi się butelka za dwadzieścia złotych, to jest to koszt ekonomiczny i środowiskowy nieporównywalnie mniejszy, niż tona wywalanego plastiku. Wystarczy tylko kran z wodą w każdej toalecie i nawet nie muszę wchodzić do niej sama – wystarczy, że poproszę osobę mi towarzyszącą, by napełniła mojego Dafika.
To jest moment, gdy nominuję pierwszą osobę i jest to zuzler. 🙂

##5. ASMR
Wszystko zaczęło się tak naprawdę podczas pandemii, chociaż zwyczaj słuchania czegoś przed snem sięga u mnie o wiele dalej w przeszłość, jeszcze do ery komputera stacjonarnego i braku urządzenia typu MP3/MP4. Tuż przed snem odpalałam dobrze znany audiobook i na najmniejszej możliwej głośności moich głośników z subwooferem (tak, wzmacniacz, subwoofer, ale nie wyobrażajcie sobie na jego temat zbyt wiele :D) odprężałam się przed snem. Potem była MP4, a potem – pandemia. Pandemia sprawiła, że zaczęłam czuć ciągłe napięcie, strach i tzw. "doła", chociaż to zdecydowanie zbyt lekkie określenie tego, co działo się (i często dzieje) w moim mózgu. A ponieważ dreszcze tegoż, spowodowane np. bawieniem się włosami, uwielbiałam zawsze, to zdecydowałam, że spróbuję. Pierwsze odpalane filmiki przez długi czas przynosiły odpowiedni efekt; teraz mój mózg uodpornił się już na prezentowane w nich bodźce i słucham ich głównie dlatego, by skupić się na przekazywanej w nich treści. To powoduje, że odrywam myśli od tego, co męczy i dręczy mnie samą, zwłaszcza jeśli dotyczą tematyki, która mnie interesuje. I tak dochodzę do momentu, w którym zaczynają kleić mi się oczy.
Z perspektywy zdrowotnej sądzę, że to… niezdrowe, ponieważ wtedy muszę zdjąć i wyłączyć słuchawki, żeby we śnie nie powciskać losowo przycisków na ich nausznikach, więc proces zasypiania muszę zacząć od nowa.
Czasem odpalam też ASMR w dzień. Wtedy wiem, że jestem śpiąca. 🙂
Ja generalnie nie śpię w dzień. Gdy mam ochotę na ASMR, to wiem, że mój organizm potrzebuje regeneracji i odpoczynku.
I to jest kolejne miejsce na nominację – nominuję niniejszym Kasię z bloga Cymelium. 🙂

##6. Moje słuchawki Soundblaster Jam
Serio chciałabym, żeby wpis zawierał lokowanie produktu. Ale niestety nie zawiera.
Słuchawki bezprzewodowe kupiłam, ponieważ zdecydowałam, że mam już dość pałętających się wszędzie kabli, a noszenie telefonu ze sobą nie ma sensu, skoro jest on wyposażony w opcję tak wdzięczną, jak Bluetooth. Przyznaję, że ten sprzęt zrewolucjonizował moje życie. Szczęśliwie dla mnie, od razu kupiłam model, który idealnie (no, prawie) wpasował się w mój gust, czyli Soundblaster Jam v1. Potem, w obawie o wycofanie produktu, zakupiłam też v2, mimo że v1, z wyjątkiem mikrofonu, bardzo dobrze mi nadal służy. Mikrofon poległ w boju z wilgocią i nadmierną eksploatacją. 🙂 Niestety druga iteracja jest, paradoksalnie, dużo, dużo gorsza od pierwszej. Barwę ma gorszą, zaś dźwięki komunikacyjne – uszojebne (wybaczcie określenie).
Teraz mogę odpalić jakąś playlistę na telefonie, zejść piętro niżej, gotować, jeść, robić herbatę, chodzić po domu i nie martwić się, że telefon wypadnie mi z ręki, kieszeni czy jeszcze bardziej niebezpiecznego miejsca.
Ma to też swoje wady – jeszcze bardziej uzależniłam się od "ciągłego grania" w uszach. To bardzo zły nawyk. Martwię się o siebie, ale nie umiem na razie się go pozbyć.
Kolejną nominowaną osobą jest Jamajka. No wiem, nie ma za co. 🙂

##7. Herbata
Moją relację z tym napojem nawet trudno opisać. Mam tu na myśli głównie herbatę czarną, chociaż od długiego czasu zalicza się także zielona (wyłącznie na śniadanie). Nie mówię tu o mieszankach i herbatkach ziołowych, bo to trochę inna kategoria, ale z nimi także lubię eksperymentować.
To czarna herbata jest jednak moim remedium na całe zło tego świata. Gdy naprawdę nie mam jak podreperować podupadającej odporności po długim spacerze w zimnie, gorąca czarna herbata pomaga mi się rozgrzać. Gdy nie mam przy sobie leku na moje sezonowe dolegliwości żołądkowe, czarna koi na jakiś czas moje skręcające się wątpia. Pobudza też, gdy w dzień mam ochotę rzucić się na łóżko, jak również pomaga pozornie poprawić sobie nastrój, gdy jest odpowiednio słodka i mocna (Naprawdę, moje herbaty są coraz mocniejsze!). Myślę, że traktuję ją tak, jak ludzie traktują kawę. Gdyby znikła, naprawdę ciężko byłoby mi się pozbierać.
W tym miejscu pada kolejna nominacja – Monia01! Wiem, że dawno nie pisałaś nic na blogu i może chociaż ten wpis przypomni Ci, jak się to robiło, a Eltenowiczom – jak fajnie pisałaś Ty sama.

##8. Zatyczki do uszu
Nominacja padnie tym razem na początku – pajper. Ty wiesz, za co! 😀
Jestem niestety osobą tak przewrażliwioną na dźwięki w nocy, że czasem nie pozwala mi zasnąć zasilacz podłączony do gniazdka. Zwłaszcza, gdy jakiś sprzęt jest do niego podłączony i, nie daj Boże, zdążył się naładować. Rozmowy zza ścian wielu, ruch, gdy ktoś idzie do toalety, szczekanie psa za oknem, parada rozweselonych nocnych wędrowców – wszystko to sprawia, że trudno mi zasnąć. A jeśli w okolicach mojego pokoju ktoś chrapie, staje się to katorgą nie do zniesienia. No nie mogę. Nie mogę i już!
Z pomocą przychodzą zatyczki, a moimi ulubionymi są te z rodzaju 3M – gąbkowe, które nie pozostawiają w uszach obrzydliwego filmu, nie lepią się, są elastyczne i dopasowują się do uszu. Ich przewożenie też jest bardzo wygodne, chociaż trochę nieekologiczne, bo sprzedawane są w malutkich foliówkach. Trzeba kupować ich dużo, bo mój tryb spania zakłada zgubienie w tajemniczych okolicznościach przynajmniej jednej sztuki na dwie noce. Jest to zagadka, której nie udało mi się do tej pory rozwiązać. 🙂
Marzę o czasie, gdy będę zasypiać przy pracującej drukarce 3D, jak pajper, przy włączonym radiu, jak połowa Eltena, albo nawet przy grającym za ścianą telewizorze.
To nie do końca tak, że muszę mieć ciszę absolutną, ale odgłosy, które słyszę, muszą być dla mnie tak naturalne, bym nie musiała być ciągle czujna.

##9. Aktywność fizyczna
O tym, jak wspaniale działa na mój nastrój, przekonałam się czystym przypadkiem, chyba jeszcze w szkole podstawowej. Nasza nauczycielka WF zabierała nas wtedy na siłownię, gdzie najczęściej spędzałam pół godziny na rowerku. Zlana potem, schodziłam z niego w dużo lepszym nastroju, niż na niego wchodziłam. Czułam się odświeżona i martwiłam się dużo mniej. Długo zajęło mi połączenie obu tych faktów, ale gdy to zrobiłam, to aktywność fizyczna wskoczyła na moją listę "poprawiaczy komfortu życia". O niej na pewno napiszę, tylko innym razem. 🙂
Najgorsze z tą aktywnością fizyczną jest to, że się nie chce, gdy jest najbardziej potrzebna. Gdy mój organizm naprawdę potrzebuje endorfin, ja nie mogę zmusić się do zejścia na dół i wejścia na orbitreka. Bo w piwnicy zimno, bo nie mam ochoty słuchać muzyki, bo ciągle gnają sprawy fundacyjne, bo jeszcze się nie wyleczyłam z podziębienia… Takich "bo" mogę znaleźć naprawdę dużo.
A jednocześnie wiem, że jak wytrzymam pierwszych dwadzieścia minut treningu, będzie mi lepiej. Troszkę lub dużo, ale na pewno lepiej. Tak to jest, że nie chcemy zwykle tego, co dla nas dobre. 🙂
Muszę jednak powiedzieć, że od mniej więcej dziesięciu lat aktywność fizyczna gra w moim życiu naprawdę znaczącą rolę!

##10. Mycie zębów wieczorem
Każdemu z nas zdarzyło się czasem robić sobie "Dzień Dziecka", "ale [taki], że dorośli się nie myją" (J. Pałka). Wiadomo, kładzie się wtedy człowiek spać "na brudasa".
Jakikolwiek nie byłby ten Dzień Dziecka w moim wypadku, to muszę, koniecznie muszę umyć wieczorem zęby. Tak już mam i tyle. Gdy kładę się spać z brudnymi zębami wieczorem, to nie mogę zasnąć, wyobrażając sobie szkliwo narażone na miliardy malutkich wrogów, które wiertełkami, kwasem i wszelkiego rodzaju innymi torturami zmuszają je do kapitulacji. Co śmieszne, rano nie mam takich problemów egzystencjalnych – oczywiście myję zęby, ale nie odczuwam dyskomfortu i naglącej potrzeby, która pali mnie przed pójściem spać wieczorem.
Moja paranoja sięgnęła tego stopnia, że w mieszkaniu mam dwa rodzaje pasty – jedną o charakterze "wybielającym", a drugą – do nadwrażliwych zębów, do których moje na pewno się zaliczają. Jeśli przez przypadek wieczorem umyję zęby pastą wybielającą, która przeznaczona jest na rano, mój organizm w sposób automatyczny odnotowuje "ok, kochana, dzień trwa dalej" i naprawdę mam wrażenie, że można spokojnie funkcjonować, mimo późnej pory. 😀
Podobnie rzecz ma się z resztą z pielęgnacją twarzy; jeśli wieczorem jej nie zrobię, rano budzę się z tłustą cerą, drobnymi krostkami i ogółem mam wrażenie absolutnej nieświeżości, jakbym spała w ciuchach.
Cóż, każdy ma jakiegoś bzika. 😀

No to teraz kolej na Was, moi nominowani, jak również wszyscy blogujący; pokażcie, bez czego nie umiecie się obejść. Enjoy!

6 thoughts on “10 rzeczy, bez których nie mogę się obejść

  1. Kocham Creativy, te konkretne.
    Zakupiłam niedawno i to jest cud techniki.
    Lekkie, naprawdę lekkie i nie męczące uszu. Wśród wielu słuchawek, które mam w domu, te – jak narazie – wygrały, głównie za lekkość właśnie.

  2. Jeśli masz problem z zasypianiem, to mimo, że jest to trudne, najbardziej pomaga regularny sen, ja sobie wyregulowałem go, testowałem jakieś tabletki po drodze, no i jest dużo lepiej. Tak samo już z komputera raczej specjalnie nie korzystam te 30 minut przed snem, a o przesycie bodźcami już coraz więcej się mówi, tylko pytanie kto jeszcze jest w stanie się ogarnąć, jak taki tiktok zdobywa rekordy popularności, nawet u osób, po których bym się tego nie spodziewał.

  3. Ja osobiście komputer włączam raz na kilka dni. Tiktoka usunąłem zaraz po tym, jak go zainstalowałem, kiedy stwierdziłem, że półtorej godziny wyparowało. Aktywność fizyczna jest super, ale jeszcze leprzy jest zimny prysznic z rana. Lodowata woda na głowę, pół minuty, minuta wystarczy i haj jak po dobrym zielsku. Kawa nie potrzebna i mnustwo energi na kilka dobrych godzin. Nie stety nie wiem u ciebie Julitka czy to bezpieczne pod kontem zdrowotnym. Nie znalazłem na liście pieniędzy xd. Może to prostackie, ale ja się nie oszukuję. Są one bardzo potrzebne.

  4. Na mojej liście nie figurują. Kto wie, może na razie nie przykładam takiej wagi do ich nadmiaru, a może znalazłyby się na innej liście. Gdybym miała ją stworzyć, na pierwszym miejscu byłby Bóg, a na drugim – bezpieczeństwo, może akceptacja, wolność, niezależność, pieniądze, rodzina, relacje… Kto wie? Taka lista może się zmieniać z dnia na dzień.

  5. Ha! Dafik team się melduje 😛 ale nie powiedziałaś najważniejszego, wymieniasz tam filtry raz na jakiś czas? hahaha, 😀
    Ładnie, ładnie, jak nie wyrobię się do końca roku, to spory stosik nominacji mi od ciebie urośnie, ale z tą przynajmniej sobie poradzę. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *