Co tam u mnie?

Myśleliście, że styczeń skończył się dla mnie na tym, co Wam napisałam w ostatnim wpisie z cyklu? Czyli na ponad dziesięciu tysiącach znaków, tak na oko licząc?
Chyba nie znacie mnie dość dobrze, skoro sądzicie, że to wszystko. 🙂

##Powrót do aktywności fizycznej – oby na jak najdłużej!
W połowie stycznia miałam niewątpliwą przyjemność zapoznać się z Agnieszką, która to Agnieszka będzie pilnowała, żebym się nie zastała. 🙂 Przyjeżdża ona do mnie chwilowo raz w tygodniu i wyciska ze mnie soki, abym żyła dłużej, ciesząc się dobrym zdrowiem, zgrabną sylwetką, koordynacją ruchową itp itd.
Powrót do aktywności fizycznej zaczął się u mnie właściwie już na początku stycznia, gdy poczułam falę chęci na ćwiczenia. Akcja nabrała jednak potem tempa.
Na początku sądziłam, że mogę polegać tylko na treningach z Internetu, a właściwie z Youtube (treningi na centrumsportowca.pl są dość dobrze opisane, jeśli ktoś już wcześniej ćwiczył), ale mój problem polega na tym, że mam hipermobilność, pogłębioną dość mocno lordozę szyjną i lędźwiową i jeszcze pare innych "ale", które wymagają, żebym bardzo pilnowała się podczas ćwiczeń. A to z kolei sprawia, że najlepiej, by ktoś mnie pilnował.
No i pilnuje. 🙂 Oczywiście sama też ćwiczę, ale cotygodniowa kontrola zdecydowanie jest porządana.

##Powrót do czytania
Jak mogliście zauważyć, styczeń obfitował u mnie w recenzje książek.
Ciekawe u mnie to czytanie, bo czasem mam fazę i czytam ich po pięć, ale już przy tej piątej jestem tym czytaniem bardzo zmęczona, tak że potem, przez kilka następnych miesięcy, nie mogę spojrzeć na żadną. Nie jest to zdrowe i komfortowe, ale nie umiem zachować odpowiedniego balansu, niestety. 🙁

##Jakoś tak ciężko…
Z fundacyjnego wpisu na blogu domyśliliście się pewnie, że decyzją, która wytrąciła mnie miesiąc temu z równowagi, było odejście z Zarządu Fundacji Jamajki, szerzej znanej jako Maja Sobiech.
Nie będę rozwijać się zbytnio nt. samej tej decyzji – wspomniałam o niej w poprzednim wpisie i chociaż mam ochotę jeszcze dużo o niej gadać, to raczej słowa te nie są przeznaczone dla Was. 🙂
Muszę jednak przyznać się, że ta decyzja zatrzymała rozpędzone poprzednio koło zamachowe. Mieliśmy wiele zaplanowanych projektów, nowych inicjatyw, wiele nowych modeli, które już, już miały trafić do sklepu. Nie trafiają, nie działają, nie idą do przodu. Nawet ja nie mogę codziennie, jak dawniej, sumiennie spełniać swojego niewielkiego przydziału obowiązków. Wszystko dlatego, że nie mam motywacji.
Decyzja Mai była wyłącznie jej decyzją, a ogólnikowe "Właśnie pokazaliście, że nie można Wam ufać", skierowane do nas, jako do organizacji, uderza też we mnie, bezpośrednio we mnie. Sory, świecie kochany, ale to nie ja jestem winna. I wiecie, co mnie smuci najbardziej? Że wkładam w tę sprawę naprawdę wiele serca, czasu, poświęcenia, a obrywa mi się za to, co zrobił ktoś inny.
Stąd brak motywacji do dalszego działania, jakiś taki marazm. Skoro i tak ktoś, pośrednio lub bezpośrednio, przekreśli to, co z takim mozołem budowałam, to po co się właściwie starać? Ja mogę być czynna, ale inni i tak będą mieć w dupie. Albo też, zależnie od punktu widzenia, uznają, że ja też jestem współwinna.
Mogę tylko powiedzieć, że to przykre.
Humor i optymizm, którym tryskałam, nieco mnie więc opuściły.
Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem ich zupełnie pozbawiona. Mam wrażenie, że coś na stałe (lub na długo) zmieniło się w moim postrzeganiu rzeczywistości. Teraz, zgodnie z ideą Edith Eger, próbuję patrzeć na każdą sytuację z perspektywy jej dobrych aspektów. Widzę taki nawet w zmianach w Zarządzie, chociaż raczej nie wypada mi o nim publicznie pisać. 😉 Takimi właśnie technikami próbuję sobie pomagać w kiepskim (hormonalnie i pozahormonalnie) okresie w moim życiu.
Nie zrozumcie mnie źle, to naprawdę nie jest zły czas. Po prostu mój organizm źle obecnie na niego reaguje…

##Denka
Projekt "Denko" to w świecie Youtubowym i influencerskim opowiadanie o kosmetykach, które się zużyło do samego dna. To wrażenia z ich używania i rekomendacje dla ew. kupujących (takie denka cenię najbardziej).
W ostatnich tygodniach skończyły się:
* Faceboom, Mix me up, serum kolagenowe #3 – Prawdziwy Fenomen
Ciekawa sprawa z tym serum. Dostałam je do testów w ramach Klubu Recenzentki na wizaz.pl wraz z dwoma innymi produktami z serii. Już na samym początku oceniłam go wyżej niż elektrolitowego brata, ale zaskoczył mnie, gdy wróciłam go po przerwie. Jest gęsty, ładnie pachnie i bardzo przyjemnie wygładzał, nawilżał i leciutko napinał moją mieszaną, odwodnioną cerę. Oczywiście dawany pod krem. 🙂 Można stacjonarnie (i online też) kupić go tylko w Hebe.
* Speick, szampon w kostce do włosów cienkich – Objętość i blask
Produkt można na pewno kupić w Bioekodrogerii (https://bioekodrogeria.pl/product-pol-8363-Speick-Natural-Activ-szampon-w-kostce-do-wlosow-normalnych-Objetosc-i-Blask-60-g.html) i kosztuje obecnie 30 zł, ale przy obecnych cenach szamponów to nie jest dużo. Z resztą starcza na nie wiem ile. I pieni się jak wściekły!
To już moje drugie zużyte do końca opakowanie, ale mam jeszcze trzy. 🙂 Wszystko dlatego, że to produkt bardzo podróżny, więc jeden mam w domu rodzinnym, jeden – w Warszawie, a jeszcze jedną kostkę wożę w kosmetyczce, bo nie zajmuje stosunkowo dużo miejsca, a jest zawsze na podorędziu, gdybym musiała umyć włosy. Przez to nie muszę przelewać szamponów do malutkich opakowań i zastanawiać się, na ile mi taka "odlewka" starczy. Nie trzeba go właściwie rozpieniać, w przeciwieństwie do innych szamponów – wystarczy tylko wziąć go do rąk i porządnie zmydlić, a gęste mydliny nałożyć na skórę głowy (pamiętajcie, szampon jest do skóry głowy, nie do włosów) i masować. Na zmoczonej skórze głowy spieni się jeszcze bardziej. Do szamponów w kostce trzeba się przyzwyczaić, ale jak już je ogarniemy, są naprawdę super. 🙂 No i pamiętajcie, że nie wliczają się do limitów 200, 100 czy 50 ml do bagażu podręcznego w samolotach, no bo to przecie gramy, nie mililitry. 😉 Nawet pajper, osobnik myjący głowę codziennie, zdecydowanie przeciwny nowościom, innowacjom, rewolucjom, a przede wszystkim – naturalnej pielęgnacji, stwierdził po pobycie w Oxfordzie, że "Te szampony w mydełku to naprawdę praktyczne są!". #Wearethechampions

11 thoughts on “Co tam u mnie?

  1. Powodzenia z aktywnością fizyczną życzę i podziwiam, bo nie jest to coś, za co wzięłabym się z własnej nieprzymuszonej woli, choć zdarzały się krótkotrwałe epizody, że coś tam usiłowałam ćwiczyć, skutek jednak jest taki, że po kilku tygodniach, względnie dniach miałam dość. Nie pogardzę za to spacerem w dobrym towarzystwie i tak np. dziś z młodą zrobiłyśmy trochę ponad 5km.

  2. @Kat Wiem, o czym mówisz, ja też mam wzloty i upadki, ale jednak trochę zmuszam się do tego, bo to nie tylko wpływa na moje zdrowie, ale też na psyche.

  3. Sam bym się wziął za aktywność fizyczną, ale jak chwilę poćwiczę to mnie potem zastałę, nadpruchniałe mięśnie bolą tak, że ciężko się żyć.
    Swoją drogą, jeśli piszesz z MD i chcesz zrobić nagłówek, wstawiaj spację między krzyżyki i treść, wtedy będą się ładnie nagłówkować.

  4. Ja też bym chętnie jakąś aktywność fizyczną powzięła i jest plan od marca ruszyć z jakąś siłownią, więc bardzo się cieszę. Chociaż jeszcze bardziej ucieszyłabym się z jazdy na tandemie, który stoi, samotny, bo pilota tu ciężko znaleźć i w konsekwencji albo wyjedzie transportem do lubego, albo się go po prostu sprzeda.

    Jeśli zaś chodzi o włosy, to moje kiedyś były naprawdę bardzo cienkie, ale od ponad 10 lat narzekam już tylko na ich nadmiar. Trochę ich na szczotce zostaje, ale to nie są dramatyczne ilości. Nie to co kiedyś, w dodatku zawsze po przebudzeniu styłu głowy był taki łysy placek, takie gniazdo się robiło. Teraz jeszcze je zapuszczam, a z racji ich gęstości, która nie jednego widzącego zadziwia, ich czesanie po myciu jest dla mnie pielgrzymką na tyłku do Częstochowy ;D

    Jeśli chodzi o kosmetyki, to ja chyba mam jak pajper 😀 próbowałam kiedyś różnistych, naturalnych, z wielu drogerii. Fakt, podobał mi się np taki dezodorant w słoiczku, balsam do ciała w kostkach i jakieś tam inne cuda natury, bo fajnie miały zaprojektowane opakowania, ładny zapach, ale ja chyba jestem starej daty, bo jednak wolę te zwyczajne, rossmannowskie, albo avonowskie 😀 tam gdzie pełno tych wszystkich brzydkich rzeczy.

  5. Ja też się muszę pilnie zabrać za oglądanie jakiejś aktywności fizycznej. Kiedyś myślałem o curlingu… Te emocje kiedy dwóch gości na łyżwach szczotkuje lód przed ślizgającym się czajnikiem. Z nerwów można sobie było poobgryzać paznokcie do łokci… Ale jednak takie emocje to nie na moje nerwy… 😛

  6. @Marolk No to życzę powodzenia. :p
    @Kasia Czesanie włosów po myciu jest koszmarem, bo robisz to, gdy nie mają na sobie odżywki. Proponuję Ci podczas mycia włosów, gdy nałożysz na nie odżywkę, chwilę poczekać i wtedy je przeczesać, najlepiej grzebieniem i to takim z szeroko rozstawionymi ząbkami. Może to być też szczotka, byle nie z ostrymi igiełkami i bez naturalnego włosia. Powinno być łatwiej. 🙂 Więcej wtedy zostanie na szczotce przy tym akurat czesaniu, ale nie będzie tak ciągnąć. A po myciu, jeśli suszysz suszarką, zabezpiecz włosy odrobiną serum zabezpieczającego, wtedy będą się też mniej plątały. 🙂

  7. Ooo! Właśnie! To niesprawiedliwe, że gadające zoomy wymyślają, a gadających tandemów nie 😀 i jeszcze, żeby same omijały przeszkody i tak dalej 😛

    Co do włosów, używam akurat odrzywki po myciu, takiej w sprayu i ona faktycznie sprawia, że czeszą się lepiej niż w momencie, gdybym jej nie użyła. Jeśli zaś idzie o szczotkę, to mam zakupioną taką fryzjerską, do długich i gęstych włosów, bo wszystko inne nie zdało egzaminu i moja fryzjerka mi tą szczotkę doradziła. Jedyny błąd jaki robię przy myciu, przez który one są potargane i gorzej się czeszą, zawsze myję włosy z głową pochyloną do ziemi i przy spłukiwaniu też, wtedy każdy włos w inną stronę, a już przy wycieraniu to w ogóle, robi się szopa 😀 ale ostatnio próbuję się przestawić na kierowanie głowy maksymalnie do tyłu, przy myciu i spłukiwaniu i jak są już poprawnie ułożone, to przy wycieraniu głowy bardziej ten ręcznik przykładam do głowy, nie wykonuję ruchów pocierających jak zwykle, no i wtedy odrzywka idzie w ruch, a czesanie to tylko chwila i przyjemność. Tylko, że im dłuższe włosy, tymbardziej mi się, nie chce 😀 ale latem je zetnę, na wysokość karku, tak jak lubię.

  8. Odbierajcie telefony, kontaktujcie się z klientami, bez względu na to czy ktoś odszedł czy nie, pokażcie, że i tak pomimo wszystko jesteście profesjonalni. Tak, zamawiam u Was Scrabble’a, Kierownik Fundacji się skontaktował, dostałam też ogólnikową odpowiedź na temat problemu na Eltenie, tzn. że nie ruszacie strony, ale nie wyjaśniono mi dlaczego tylko ja mam problem. Ode mnie jako od Magmar nie dostaniecie ani słowa krytyki za to, że ktoś Was opuścił, bardziej za coś czego ewentualnie nie robicie, co robić możecie.Zatrudnijcie kogoś innego na miejsce Jamajki, kogoś lojalnego i staniecie na nogi, akurat w to wierzę, rozstania bywają trudne, ale życie przynajmniej zawodowe toczy się dalej.

  9. Przepraszam to ja, Magmar oczywiście. ZOstawiłabym to bez komentarza, ale użytkowniczka Magdar istnieje. Poprzedni wpis był mojego autorstwa.

  10. @Kasia Mycie z głową w dół jak najbardziej jest ok. Ja robię to tak, że myję skórę głowy szamponem, potem spłukuję szampon, nakładam odżywkę, taką do spłukiwania, czekam chwilę, potem delikatnie przeczesuję włosy grzebieniem, potem spłukuję odżywkę i, po wyciśnięciu z włosów nadmiaru wody, podnoszę głowę do góry. A żeby się włosy nie strzępiły od ręcznika, polecam w ogóle nie używać frotte. On sprawia, że się puszą. Można wycierać je poprzez odgniatanie bawełnianą koszulką, byle była czysta no i, w miarę możliwości, bez nadruku. Jeśli masz jakąś za małą, spokojnie starczy. No i oczywiście są wyspecjalizowane ręczniki, ale koszulka na początek spokojnie wystarczy. Jest bardziej chłonna od ręcznika frotte. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *