Ten miesiąc zaczął się, jak wiecie, fantastycznie. Nie boję się powiedzieć tego słowa, bo skończyłam rok z satysfakcją, że był lepszy od poprzedniego, a to już przełom. 🙂
Na początku stycznia miałam w sobie dużo pozytywnej energii i spokoju, którego jeszcze niedawno mi brakowało.
Z fundacją wszystko powoli, acz sukcesywnie do przodu, ze strefą psyche – także, a z magisterką… cóż, nie poruszamy na razie niewygodnego tematu. 😉
Cieszę się, że ok 10 stycznia miałam tego spokoju dość, by zmierzyć się z kolejnym problemem.
Ciekawa jestem, czy czytelnicy tego bloga zauważą, podobnie jak ja, że co ja się rozkręcę, co ja mam odpowiednio dużo siły i zaczynam żyć w harmonii z samą sobą i ze światem, to nagle okazuje się, że gówno tam, nie harmonia.
Ostatnio sprawdza się to nagminnie – przed Pandemią, tuż przed atakiem epileptycznym, a także przed wybuchem wojny na Ukrainie.
Pamiętacie, jak pisałam, że w roku 2023 bliska mi osoba podjęła ważną życiową decyzję, co w dużym stopniu mi ulżyło?
Na początku stycznia inna osoba podjęła pewną decyzję, która zawaliła mi spory kawałek świata. Nie zamierzam się wdawać w szczegóły, ale wierzcie mi, chodziło o ważną sprawę. Czuję się, jakbym zerwała wieloletni związek. Może nawet przed ołtarzem.
Od razu uspokajam: Nie nie, na tym polu wszystko gra! 😉
To jednak poważna sprawa, która wymaga ode mnie przewartościowania wielu rzeczy. Szczerze przyznaję, nie rozumiem tej decyzji. Mam żal do osoby, która ją podejmowała, o sposób jej podjęcia, formę jej zakomunikowania, a nawet – motywy, którymi się kierowała, a których nie rozumiem, a na pewno nie popieram i to, paradoksalnie, z troski o tę osobę. A jednak muszę, jako istota moralna, empatyczna i, z założenia, życzliwa światu, przyjąć ją do wiadomości. Pozmieniać własne plany, założenia i marzenia, a w dodatku – traktować tę osobę tak, jak wcześniej, a przynajmniej na pewno tak, jak powinna być traktowana. I, wierzcie mi, nie jest to łatwe. Bo z jednej strony ja wiem, co powinnam zrobić, co jest moralne, co jest dobre, co jest ludzkie – z drugiej, tak zwyczajnie moje emocje, serce i rozum się buntują. Jak pogodzić ze sobą te dwie rzeczy? Uczynić z siebie całość i jednocześnie być człowiekiem, wyrażać bezpośrednio swoje potrzeby, nie tłumiąc ich w sobie, ale jednocześnie nie raniąc innych? Cieszę się, że jestem wciąż w trakcie odpowiadania sobie na te pytania. Ba – cieszę się, że jestem na tyle daleko, by w ogóle je sobie zadawać.
Najpierw było oszołomienie, czyli właściwie robiłam wszystko, jak dotychczas i nie docierało do mnie, że w ogóle coś się dzieje; potem nastąpiła złość, która do tej pory się tli, bo jej przyczyny są obiektywne, więc emocje opadły, a one pozostały, a potem nastąpiło zmęczenie.
Byłam okropnie zmęczona całą sytuacją i mój spokój, pogodzenie się ze sobą etc etc trafił szlag. W dodatku miałam wrażenie, że znów muszę ogarniać całe towarzystwo. A przynajmniej nie tylko siebie, ale też jeszcze jedną osobę, która zniosła sytuację dużo gorzej, niż ja.
Ciekawa sprawa z tą sytuacją, nie powiem, ale na pewno wiele mnie nauczy. Tylko wolałabym jednak nie utrwalać w sobie przekonania, że skoro tylko zacznie być dobrze, to coś musi się, kolokwialnie mówiąc, spierniczyć (pierniki zawsze obecne ;)).
##Zawijanie w sreberka
Jedną z rzeczy, którą się zajmowałam w styczniu, a którą zajmuję się często, w zależności od potrzeby, jest tzw. "zawijanie w sreberka", a właściwie sortowanie Waszych zamówień.
No, może to zbyt wiele powiedziane – moim głównym zajęciem jest przebieranie literek do Scrabbli. Możecie mi wierzyć, że jest to praca równie żmudna, co wybieranie maku z popiołu, ponieważ poza odrzucaniem literek złych, nie nadających się nigdzie poza śmietnikiem (oczywiście do plastików), trzeba je jeszcze zapisać i sprawdzić, jakie literki należy dodrukować do konkretnych zestawów. Tak więc każdą literkę trzeba wpisać i porównać listę z oryginalną, bo np. spośród literek "a" mogą nadawać się wszystkie, ale trzeba dodrukować kilka "b", a litera "o" nie udała się żadna. Za to "y" jest w zdecydowanym nadmiarze, więc można otworzyć nowy zestaw. Takie zamieszanie bierze się z drukowania wielu zestawów na raz lub produkowania zestawów w różnych konfiguracjach – kontrastowych, w różnych kolorach itp. Gdy właściwie za jednym zamachem obsługujecie pracowitymi i cokolwiek podrażnionymi brajlem palcami 3 zestawy na raz, jest naprawdę ciekawie. 🙂
Zupełnie ciekawie zrobiło się, gdy znalazłam 3 literki, które zupełnie nie zgadzały się pod względem oznaczeń brajlowskich z przedstawioną punktacją. Litera "z", z tego, co pamiętam, oznaczona punktacją 1, przyjęła punktację 3. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się po dotknięciu litery czarnodrukowej, że to wcale nie miała być litera "z", tylko "u", a dodatkowa kropka powstała w wyniku kapnięcia kropelki filamentu. Takie kapnięcia się zdarzają i są czymś normalnym, ale dlatego tym ważniejsze jest sprawdzanie poprawności oznaczeń przez osoby niewidome.
Z mojej pracy cieszę się tym bardziej, że w wyniku sortowania z dużego zestawu literek teoretycznie nadających się do śmieci, bo zwyczajnie uznanych za druk nieudany z gruntu, ja wyłowiłam tyle, że nadawało się na prawie kompletny zestaw i dwa kolejne, rozpoczęte. 😀 Więc fajnie, ekologicznie, oszczędnie i pracowicie za razem.
Zauważyłam przy okazji, że przy takiej manualnej pracy najlepiej mi się podśpiewuje. Najlepiej mi to wychodzi, gdy sprzątam intensywnie lub właśnie sortuję Scrabbelki. Ciekawe, czemu nie robię tego przy innych pracach, zwłaszcza że naprawdę lubię śpiewać. 🙂
##Serialowo, filmowo – mam i ja 🙂
Po tym, jak naszą polską wioskę obiegła moda na serial 1670, stwierdziłam, że ja też muszę go obejrzeć. Szczerze powiedziawszy głównie dlatego, żeby nadążyć za modą. :p Jak wszyscy oglądają, to ja także, no nie?
No i obejrzałam.
Rozumiem, że ten serial ma zadatki na komedię, ale, szczerze powiedziawszy, nie znalazłam w żadnym odcinku nic, co sprawiłoby, żebym szczerze się roześmiała. Było wiele momentów, w których się uśmiechałam i to zaliczam do stron pozytywnych.
Serial ogląda się przyjemnie, zwłaszcza z audiodeskrypcją.
Jest lekki, ale jednocześnie zrozumiały dla osób, które miały trochę do czynienia z historią w szkole. 🙂
Ukazuje wszystkie stereotypy, mity i prawdy nt. szlachectwa polskiego, w sposób dyskretny i przemyślny łącząc je z wieloma elementami kulturowymi ze współczesności.
I dlatego obawiam się, że za dwadzieścia, trzydzieści lat raczej zestarzeje się brzydko, bo nikt już nie będzie pamiętać serialu "Ojciec Mateusz", czy subtelnych (ciekawe, kiedy na to wpadli) nawiązań do pewnego Jana Pawła.
Uważam, że można by naprawdę ten serial zrobić lepiej, a jednocześnie nie twierdzę, że jest zły.
Takie sobie, ot, oglądadło na 2-3 wieczory.
Acha, oczywiście wątek homoseksualny pojawić się musiał, bo, jak wspomniał Łukasz Cegiełka w "Szyderczym Skrócie", bez tego produkcja Netflixa po prostu by nigdy nie powstała.
A moim ulubionym, tj. najlepiej wg mnie granym, bohaterem jest… Jan Paweł Adamczewski!
*Brawa, kwiaty, fanfary*
Wszyscy miłują Ojca Jakuba, ale jednak mam wrażenie, że najbardziej zaangażowany emocjonalnie we wczucie się w swą postać był aktor grający seniora rodu. Także gratulacje, czy coś. 🙂
##Odkrycia
Moimi odkryciami w tym okresie są:
* LOYD TEA Rozgrzewająca herbata z pomarańczą, cynamonem i goździkami
https://www.ceneo.pl/23276498
Jest to herbatka ekspresowa z saszetkami w kształcie piramidek, które nie są zapakowane w osobne kopertki. Jej zapach jest mocno pomarańczowy i pomarańczę wyczuwa się też w smaku, natomiast dominuje w nim raczej goździk i cynamon. Nie jest to zdecydowanie odpowiednik prawdziwej, zimowej, domowej herbatki, zrobionej z laską cynamonu, pomarańczą, goździkami, malinami i miodem, ale to na pewno miła alternatywa, gdy nie mamy nic innego pod ręką. Dobrze smakuje też z niewielką ilością syropu malinowego. Jak się nie ma, co się lubi… 🙂
Odkryłam ją właściwie jeszcze przed początkiem roku, ale bardzo dobrze mi się kojarzy z miłym czasem spędzonym w Sylwestra z miłymi ludźmi i późniejszymi próbami poprawienia sobie nastroju. Skutecznymi próbami. 🙂
* Wawel, mini czekolada Peanut Butter
https://www.wawel.com.pl/oferta/peanut-butter-2
Jest to czekolada w wersji batonika i bardzo mi w takiej odpowiada, ponieważ nadzienie z masła orzechowego (Przepraszam, teraz mówi się pasta orzechowa, czyż nie?) jest dość płynne, co sprawia, że gdy odrywa się kawałek od normalnej czekolady, to można ją rozwalić.
Może jeszcze tego nie wiecie, ale połączenie masła orzechowego m.in z czekoladą to jest to, co ja bardzo lubię. 🙂 Masło musi być jednak odpowiednio słone, tj. mieć odpowiednio małą ilość orzechów w orzechach, żeby te warunki spełnić. 🙂
Pamiętam, jak swego czasu fascynowałam się shakiem z KFC o tym właśnie smaku, jednak po pewnym czasie mi się "przepił" ze względu na nadmiar słodkości. A taka czekoladka od czasu do czasu – to jest to!
* Długie, ciepłe, relaksujące prysznice wieczorne
Należę do osób, które na myśl o wieczornym myciu dostają niemal mdłości. 🙂 Jak jestem zmęczona, to najchętniej od razu walnęłabym się na łóżko.
Ostatnio wieczory są dla mnie tym trudniejszym, pod względem psychicznym, momentem dnia. Mam zjazdy energetyczne, jestem smutna i właściwie nie wiem, z jakiego powodu (no chyba, że akurat wiem). Prysznic, najlepiej w połączeniu z aromatycznym żelem lub peelingiem, stanowi rytułał, do którego wprawdzie muszę się zmusić, ale który poprawia mój nastrój o jakieś 2-3%. A 2-3% to już coś, no nie? 😉
##Moje rozczarowania
W tym miesiącu rozczarowały mnie:
* Lindt, marcepan w gorzkiej czekoladzie, 50 g
https://www.ceneo.pl/15167499
Trudno jest trafić na dobry marcepan w dobrej czekoladzie. W połączeniu z moją coraz większą awersją do czekolad mlecznych i białych, zadanie robi się wręcz niewykonalne.
Czasem miałam przyjemność spróbować marcepanowych cukierków i bardzo mi smakowały, więc postanowiłam zaryzykować i spróbować tego jakże cennego smakołyku.
Szczerze powiedziawszy rozczarowałam się, bo smak marcepanowy rozpływa się po ustach dopiero w kilkanaście sekund po spróbowaniu batonika i trzeba chwilę go gryźć, by poczuć. Nie jest wart swej ceny, niestety. 🙁
1670 już też mi niektórzy polecali, podobno we Włoszech serial jest całkiem popularny, ciekawe jak przełożyli różne nawiązania do polskiej kultury tak żeby to było dla nich zrozumiałe.
Herbatę może nawet na jakiś prezent komuś kupię i chyba wiem nawet kto to będzie.
Co do tego, że zawsze po poprawie nastroju, potem coś się musi zepsuć, to chyba normalne, ale i tak to jest duży progres w stosunku do ludzi, którzy uważają, że cały czas jest permamentnie źle, a nawet coraz gorzej.
Na literę ż i rządzi Polską
hehe
Nie, nie żyto
A ja nie oglądałam i nie wiem w sumie czy w najbliższej przyszłości obejrzę, ale może kiedyś, kto wie.
Kurde, powiem Ci że najbardziej po komentarzach widać jak blogi zdychają. Napisałaś naprawdę wartościowy, fajny wpis a nie licząc mojego teraz są tylko 3 komentarze, podczas gdy jeszcze ten rok/dwa temu byłoby ich koło dziesięciu. Ja szczerze mówiąc najbardziej lubię oglądać seriale z ludźmi i 1670 będzie mi się kojarzył bardzo dobrze z jednej strony przez wrzutki, ale z drugiej przez kompana. Też fajnie jest powiedzieć że coś jest wyssane z palca Rozalii i wyczuć w rozmówcy rozbawienie. Jakoś nigdy nie jarało mnie oglądanie kultowych filmów i seriali, ale stwierdziłam że jak coś jest satyryczne to muszę sobie wyrobić własne zdanie na ten temat, bo bardzo lubię błyskotliwe poczucie humoru.
Jeśli chodzi o 1670 mam podobne odczucia. Fajne oglądadło, można się było kilka razy uśmiechnąć ale to tyle. Zdecydowanie ciekawiej oglądało mi się Informację Zwrotną, ale to dość ciężki kaliber.
Oooo to to. Nic tak nie poprawia nastroju jak prysznic. Gorrrący, jak się da to wrzątek 300 stopni. W moim odczuciu, do moich ulubionych i najfajniejszych zapachowo żeli pod prysznic należą wszystkie Dove, a na stępnie koniecznie jakaś mgiełka do ciała lub balsam i faktycznie się poprawia. Nawet energia mi trochę wraca, zwłaszcza po dniu spędzonym na całodniowych porządkach, szorowaniu i tak dalej, no rozumiesz, królowo, siostro czystości 😀 dzisiaj mam taki właśnie dzień, więc byle się tam pod ten prysznic podczołgać, a potem…A potem, będzie doobrze! Ach, a jeśli poprawa nastroju wymaga poprawy zaraz po przebudzeniu, to do tego zestawu dorzucam sobie podwujne espresso, ulubione perfumy i otrzymuję pozytywnego kopa aż do wieczora.
No dobra, więc tak: Nie mogę pić espresso. Podwójne wykopałoby mnie do innego wymiaru.
Nie lubię żeli drogeryjnych, w tym – Dove. Wolę te z firm naturalnych, teraz mam w użyciu z Sylveco, ale mam też kilka ze Starej Mydlarni, Coslyss itp.
Nie za bardzo widzę zastosowanie mgiełek do ciała. W sensie, miałam tego kilka i nigdy nawet nie użyłam ich zgodnie z przeznaczeniem. Także bardzo mi przykro, ale w niemal żadnym punkcie nie odzwierciedlam Twojego rytuału. No, ale po to one są, żeby być różne, prawda?
Mnie ten serial tak jakoś nie porwał, że wyłączyłam go w trakcie drugiej próby dania mu szansy, w połowie trzeciego odcinka i bez żalu zajęłam się czymś innym.