Między…

Spokojem i niepewnością,
Smutkiem i radością,
Niebem i Ziemią,
Bólem i rozkoszą,
Żarem i chłodem,
Zawiścią i serdecznością,
Mądrością i głupotą,
Dojrzałością i naiwnością,
Błyskotliwością i tempotą,
Dziecięctwem i dorosłością,
Wiarą i niewiarą,
Pięknem i brzydotą,
Egoizmem i brakiem poczucia własnej wartości,
Gościnnością i oschłością,
Intrygą i szczerością,
Ufnością i zwątpieniem,
Miłością i nienawiścią…
Między, czyli gdzie właściwie?…

Rozmowy z Bogiem, czyli… Jak Ty to robisz?

Ostatnio charakter moich rozmów z Bogiem zmienił się. Zdaje mi się, że zmieniliśmy się oboje, choć to oczywiście nieprawda, choć to tylko ja się zmieniłam.
Zmieniła mnie ludzka zawiść, zazdrość, pogarda, chęć zemsty, jad w ludzkich słowach i czynach…
Wciąż staram się iść z głową podniesioną i nieść swoją lampę, oświecając tym drogę ludziom przed sobą, ale jest to, zdaje się, coraz trudniejsze.
Czasem więc podnoszę głowę i, patrząc Ojcu w oczy, zadaję tylko jedno pytanie: "Jak Ty to robisz"?
Bo skoro tak trudno jest znieść jednego, dwóch, trzech bliźnich, to jak można znieść siedem miliardów Twoich własnych stworzeń, które mają Cię w dupie?

Cicho tu…

Wygląda to tak, jakby cały świat zapadł w odrętwienie. Nie dzieje się nic, a jednocześnie dzieje się bardzo dużo.
Nie wiem, dlaczego piszę o tym. Nie wiem, co pragnę przekazać. Myśli wypływają z pod moich palców i prawie ich nie kontroluję, chyba że pod względem ortografii i stylistyki.
Coś ostatnio nie jest w porządku. Nie ze mną, nie z wiosną dookoła mnie, która powoli, powolutku pokonuje zimę, jakby wcześniej niż zwykle.
To ludzie mnie niepokoją. To ich zawiść, ich rządza zemsty, a nawet – mordu.
Nigdy się nie spodziewałam, że w człowieku może być tyle nienawiści, tyle egoizmu, tyle zawziętości… Nie spodziewałam się? Bynajmniej – wiedziałam o tym, ale wiedzieć i widzieć to dwie różne sprawy, prawda?
Dlaczego?
Znam odpowiedź na to pytanie. Znam i nie znam jednocześnie. Jest zasmucająca, ale przecież nie zaskakująca. Tylko to jeszcze bardziej zasmuca.
Nie, nikt mnie nie zranił. Nie bezpośrednio. Jedynym problemem jest to, że ludzie gwałtownie usiłują wyrwać mnie z pod szklanego klosza, zza którego świat wydawał się piękniejszy. Nie zupełnie piękny, ale napewno piękniejszy. I nie robią tego świadomie. Swoją postawą pokazują, że ten klosz to mit.
Ale ja w to nie wierzę! Do końca będę wierna i nie zapomnę, że Świat Jest Dobry! Jest dobry, bo stworzył go Bóg, bo jest na nim wielu wspaniałych ludzi, bo codziennie wstaje nowy świt… Nawet, gdybym nie wymieniła tych ostatnich punktów, świat byłby dobry! Dobry, bo jest dziełem Boga! Cały problem w tym, że my na ten dobry świat musimy zasłużyć!
Owszem, zła jest sporo. Jest go ogromna ilość. Problem polega na tym, że ono jest bardziej widoczne niż dobro. Dobra trzeba wypatrywać. Trzeba mieć sokoli wzrok, by wychwycić jego błysk. Kiedy jednak umie się je dostrzec, ma się wrażenie, że strumieniem jasnego światła osłania całkowicie nieprzeniknioną ciemność. Jest się "Sokolim Okiem" – wojownikiem zaprawionym w boju, któremu nic już nie jest straszne.
Zło przecież tak łatwo, tak dziecinnie łatwo jest dostrzec! Dlaczego zachowujemy się jak dzieci? Dlaczego nie sięgamy dalej i głębiej? Dlaczego tylko po powierzchni błądzą nasze palce? Na powierzchnię wody wypływa olej, a na powierzchnię pysznego rosołu – obrzydliwe w smaku oczka tłuszczu. Nie jesz ich, ale jednocześnie wiesz, że dzięki nim rosół jest smaczny. Tak samo jest z dobrem i złem!
Zło jest i jest go sporo. Dlaczego ludzie tak bardzo chcą pognębić? Dlaczego nie cieszą się z tego, co mają? Dlaczego zazdroszczą? Dlaczego wciąż narzekają? Doprawdy, trudno nam dogodzić, Kochani!
Na gwiazdkę dostałam od babci szlafrok. Kilka już razy mówiłam jej wcześniej, by szlafrok był niebieski – to mój ulubiony kolor. Babcia kupiła szlafrok różowy. Jest też raczej cienki, nieco zbyt cienki. Moim błędem było, że powiedziałam jej o jego wadach. Wiedziałam, że ją zraniłam. Nie dbałam wtedy o to. Nie, nie byłam ostra, agresywna i wyraźnie niezadowolona, ale można było po mnie poznać, że szlafrok powinien był być niebieski. Co się potem okazało? W małym, ciepłym mieszkanku niedaleko Wisły ten szlafrok sprawdza się aż za dobrze! Jego materiał jest miły w dotyku, cieplutki i lekki, a bijące od ścian ciepło znakomicie kompensuje jego lekkość. Gdyby był grubszy, byłoby mi w nim za gorąco. Pozostaje jeszcze jedna kwestia – kolor. Oczywiście mogłabym kupić sobie inny szlafrok – niebieski, bawełniany, wygodny… Ale dlaczego, skoro ten spełnia swoje zadanie? Nie możemy mieć przecież wszystkiego. Nie zdołałam jeszcze podziękować babci i powiedzieć, że jej prezent się sprawdza. Jestem na to zbyt oschła, mam za mało czasu, trudno mi się przyznać do błędu… Muszę to kiedyś zrobić, bo jestem jej wdzięczna! Gest był malutki, ale przecież nie wiem, ile czasu spędziła, szukając dla mnie prezentu. Nie wiem, czy te parę złotych, jakie wydała, nie zmusiły jej do rezygnacji z droższego prezentu lub ubrania dla siebie. A szlafrok spełnia swoje zadanie bardzo dobrze!
Skąd mi to przyszło do głowy – nie wiem.
Chciałabym Wam tylko powiedzieć, że…
Będzie dobrze! Nie, wbrew pewnym pozorom nie kieruję tego wpisu do żadnej konkretnej osoby, ale możecie z niego zaczerpnąć, co chcecie. Będzie dobrze!
Świat nie jest idealny, jest w nim sporo zła, ale jest dobry! Zasłużmy sobie na ten świat, bądźmy go godni! Wiecie co? Narazie do tego nam bardzo daleko! Dość już tej zazdrości! Nie ma na nią czasu! Dość już złości, nienawiści, kłótni! Nie pora na to! Niech każdy z nas zasieje w sercu błękitny kwiat i pielęgnuje go, zamiast zaglądać do ogródka innych sąsiadów!
I Wam, którzy się smucicie, jesteście zmęczeni życiem, zdołowani, smutni mówię… Nie martwcie się! Będzie dobrze! Ja w to wierzę, a mojej wiary nic nie zachwieje, bo opieram ją na Bogu.
Wy, którzy wierzycie, módlcie się. To nie musi być Modlitwa Różańcowa, Koronka do Bożego Miłosierdzia, Modlitwa do św. Rity, tylko krótkie "Boże, ratuj!!!", wykrzyczane z głębii serca. Wymienione przeze mnie modlitwy są niezwykle ważne, bardzo pomagają, są pomostami, które łączą nas z Bogiem, ale jeżeli nie umiecie po nich przejść, szukajcie własnej drogi.
Tym, którzy nie wierzą, przesyłam mój gorący, serdeczny uścisk i zapewnienie, że… Będzie Dobrze! I nie, ja sobie tego nie wmawiam, tylko tak czuję! Trzeba popracować, bo nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale… to się da! 🙂
Uściski dla Was, buziaczki, okruszki modlitwy i pełne serducho.
Papa!

Dlaczego mężczyźni?

"Widzę, że kto się ożeni, robi się
lepszy. Powiedzcie mi, dlaczego Maryla się nie ożeniła?
Staropanieństwo Maryli nie było dla niej nigdy drażliwą sprawą, toteż,
zamieniwszy porozumiewawcze spojrzenie z Anią, odpowiedziała po prostu:
– Prawdopodobnie dlatego, że nikt mi się nie oświadczył.
– To dlaczego Maryla się komuś nie oświadczyła?
– Ależ, Tadziu – oburzyła się Tola, która zazwyczaj nie wtrącała się do rozmowy
nie pytana. – Przecież to mężczyźni muszą się oświadczać.
– Nie rozumiem, dlaczego zawsze mężczyźni – odburknął Tadzio. – Wszystko na
świecie każą robić mężczyznom. Czy mogę dostać jeszcze puddingu, Marylo?"
Zgadnijcie, z jakiej to powieści p. Montgomery pochodzi ten fragment. Albo raczej z jakiej części pewnego znanego cyklu.
Odświeżam sobie ten cykl i wiele rzeczy odbieram zupełnie inaczej niż wcześniej. Jest tak za każdym razem, gdy czytam ponownie jakąś książkę, a niektóre odświeżam sobie po kilkadziesiąt razy. Nie zliczę, ile razy czytałam ten cykl. Dziś jednak zastanowiło mnie… dlaczego mężczyźni? Nie, nie jestem feministką i nie będę tego ukrywać. Nie chodzi mi też o to, że wszystko na świecie każe się robić mężczyznom. Mam na myśli co innego.
##"Dlaczego Maryla się nie oświadczyła?"
No właśnie, dlaczego? Jak już mówiłam, nie chodzi mi o prawo, które zapobiegałoby czyjejkolwiek dyskryminacji. Myślę raczej, że to zawsze mężczyzna pyta kobietę, czy zechciałaby zostać jego żoną. To ona może się nie zgodzić, to ona wydaje swoje specjalne zezwolenie na bycie kochaną… Dlaczego? Czy to nie jest właśnie tak, że często to my powinnyśmy zapytać o to mężczyzny? "Czy zechciałbyś", "Czy uczynisz mi ten zaszczyt"? To najpiękniejsze pytanie jest ukazaniem swojego oddania, przywiązania, chęci poświęcenia się drugiej osobie… Uważam, że czasem role powinny się odwrócić. Dlaczego to zawsze mężczyzna musi się tak… Nie, zniżanie to nie jest dobre słowo. Cóż, innego nie mam! 🙂
I to tyle!
Buziaczki dla Was,
Papa!

Życie mnie olewa?

"Mam już dość! Życie zakpiło sobie ze mnie! Szczęście mnie opuściło! Dobra passa zniknęła! Nadzieja opuściła, olała… Bóg się mną nie interesuje"!!!
Nie nie, to nie jest mój stan emocjonalny, chociaż ten ostatnio u mnie jest dość dziwny i trudny, bo nadmiar kolokwiów daje się weznaki, oj, daje!
Zauważyłam jednak tę tendencję ostatnio u kilku osób i zaczęłam się nad nią zastanawiać.
Pomijając już to metaforyczne, poetyckie uosabianie uczuć i stanów, które ja uwielbiam i przeciw któremu nie mam nic przeciwko, pragnę tu omówić albo przynajmniej poruszyć kwestię życia, które jest "Małą Ściemniarą, Francą, Wróblicą, Cwaniarą…"… Jak to się dzieje, że z tych wszystkich dobrych emocji takie zołzy? Jak mają prawo nas opuszczać?
A czy to nie jest tak, że to MY opuszczamy te emocje? Najbardziej pokrzywdzoną wydaje się tutaj nadzieja. Jak pewnie wiecie, Poprawna Polszczyzna, Miodek, Bralczyk, generalnie wszystkie książki i nasz słodki język podpowiadają, że nadzieję się… ma. Jak może nas opuścić coś, co posiadamy? Możemy to zgubić, wyrzucić, nawet sprzedać… Ale jak mamy telefon, to on nas nie opuszcza, prawda? Mamy psa, to on nas nie opuszcza, prawda? No dobr, może uciec, ale ma nóżki i potrzeby fizjologiczne, których my z kolei możemy nie zaspokajać i stąd "opuszczenie".
Ale to nie są dobre porównania, bo takiej nadziei przecie nie można porównywać do psa!
Dlaczego nadzieja miałaby nas opuszczać? Nadzieję się ma albo nie ma, więc ostatecznie to my porzucamy nadzieję, a nie – ona nas! Skąd pomysł, że uczucie tak wzniosłe i prawdopodobnie najsilniejsze na świecie (poza miłością) miałoby sobie od nas pójść? Nie darmo mówi się "Nie porzucaj nadzieje…"…
Tak samo jest z resztą emocji. Szczęście nie może nikogo "opuścić". Może zdarzyć się tai okres, który sprawi, że trudno nam będzie być szczęśliwymi, ale szczęście nas opuścić nie może, bo i ono nóżek nie ma! To my możemy je porzucić!
A tak w ogóle, Bracia Eltenowicze, dlaczego mamy tendencję do zrzucania wszystkiego na innych lub coś innego?
"Nic mi się nie udaje, bo życie sobie ze mnie zakpiło"! Co? Dlaczego nie pomyślimy, że może nawet nie tyle jest to nasza wina, ale na pewno nie życia?

#A co z Panem Bogiem?
"Bóg mnie opuścił"! No, wprawdzie jest takie niewinne powiedzonko "Bóg Cię opuścił", ale nie o nim dzisiaj. Nie będę Wam tu mówić, że Bóg nie opuszcza (Tzn. będę, ale nie w tym wpisie, I'm sorry! :d). Ciekawi mnie natomiast inne zjawisko:
Jak można zatrzasnąć komuś dżwi przed nosem, a potem powiedzieć, że "nas wystawil"? No sorry, to się kupy nie trzyma! Owa osoba walnie pięściami w dżwi raz, walnie drugi, walnie dziesiąty, ale przecie nie będzie tych dżwi wyłamywać, skoro nam się z twierdzy wydostać nie chce! Nic o nas bez nas, nic bez naszej woli i chęci! Psycholog nie pomoże pacjentowi, jeżeli tamten się zamknie przed nim. Tak samo z Bogiem, ale i z szczęściem, nadzieją… No, może szczęście faktycznie kwestią dyskusyjną jest, ale moim zdaniem nadzieja żadnej dyskusji nie podlega!
Dopsz, wena mi się skończyła, papa!
PS. Jestem po pięciu kolokwiach, z perspektywą dwóch kolejnych w dniu jutrzejszym, 3 zaległe prace do oddania, sesja na głowie i stan grypowy. Pozdrówki, buziaczki, uściski, ciepełko!

No i wychodzi na to, że mam, kurcze, kompleksy (Ponarzekam sobie, choć w sumie jestem szczęśliwa.).

Bo to jest tak, że ostatnio obracam się w gronie osób, które…
Albo inaczej:
Kim ja właściwie jestem? No bo:
1. Moja gra na skrzypcach woła o pomstę do nieba;
2. Moja gra na fortepianie może nie woła o pomstę do Nieba, ale z pewnością może być tematem ciekawej komedii;
3. Jakoś szczególnie literacko obyta nie jestem;
4. To samo z muzyką;
5. Aaa, no i to samo też z filmem;
6. Jestem absolutną lebiegą matematyczno-fizyczną, a geografia to dla mnie czarna magia;
7. Z informatyką niewiele lepiej, bo najprostrze tajniki programowania mnie pokonały, nie znam budowy komputera i tajemnic rejestru systemowego a nawet, o święta zgrozo, Linuxa
Punkt zasługuje na rozwinięcie, ponieważ w wieku 7 lat byłam "fenomenomenem", bo znałam HTML i pisałam stronę internetową, co wśród widzaków wywoływało szok totalny. Teraz już średnio mogę pochwalić się tymi zdolnościami, nieprawdaż?
8. Nie znam się na dźwięku na tyle, by móc go sobie obrabiać, jak mi się chce (patrz moje występy);
9. Gotować też za bardzo nie umiem, bo jakieś 78% przygotowywanych przeze mnie potraw się nie udaje;
10. Mój angielski szczytem studenckiego poziomu, jaki powinnam reprezentować, zdecydowanie nie jest;
11. Francuski nieco lepiej, ale jak przychodzi do dłuższych wypowiedzi lub tłumaczenia (nie wchodźmy w szczegóły, jakiego tłumaczenia), robi się bagniście;
12. Tańczyć za bardzo też nie umiem, chociaż tak bardzo bym chciała;
13. I WIELKI FINAŁ – moja niesamowita, fascynująca, wykraczająca poza możliwości poznawcze człowieka orientacja przestrzenna, którą pozostawię bez dalszego komentarza.
Nie ma szczególnych talentów, nie interesuję się zapylaniem storczyków lub składem chemicznym gleb Ameryki Południowej, nie czytam Dumasa w oryginale przed snem…
Po co napisałam ten wpis? No w sumie to nie wiem, serio! Tak mi ostatnio przyszło do głowy, że nie wiem, kim jestem, co mogłabym oferować światu. Obracam się od kilku lat wśród osób, które takie rzeczy posiadają. "I co ja tutaj robię"?
A paradoksem jest tu to, że aktualnie jestem w dość dobrym nastroju, wszystko idzie dobrze. Nie mam doła, chandry, nie jestem przybita…
Po co to więc piszę, pytam znowu? Może by skłonić siebie i Was do pomyślenia o tym wszystkim? Jakie refleksje przyjdą nam do głowy, zależy tylko od nas.
Moje życie jest walką i ja tę walkę wygram!

„A co ja Ci będę tu narzekał”, czyli… Czy świat jest ak bezduszny?

Dzisiaj będzie krótko i węzłowato, chociaż pewnie i tak rozwlekę się na ten temat, jak mam to w zwyczaju.
Chcę też, byście byli świadomi, że do tego wpisu sprowokowało mnie kilka różnych sytuacji i nie inspirowałam się żadną konkretną.
Chodzi tu o pewien schemat, a raczej szablon, który ostatnio często słyszę w wypowiedziach wielu ludzi "A co ja Ci będę mówić, zamęczać, nudzić… Nie lubię męczyć innych swoimi problemami. Ty masz swoje zmartwienia, nie przejmuj się mną.". Usłyszawszy po raz kolejny taką odpowiedź mam ochotę spytać; "Czy świat jest aż tak bezduszny"??? Dlaczego człowiek z góry zakłada, że jego problemy męczą Bliźnich? Dlaczego musi to zakładać? To tak bardzo bolesne, że świat popycha nas ku zamknięciu się w sobie, ku kierowaniu bólu do wewnątrz, a nie – na zewnątrz… Dlaczego do tej swery życia jakoś nie odnosi się owo sakramentalne stwiedzenie, że "Człowiek jest istotą społeczną"?
Skąd te pytania? A no stąd, że często słyszę takie wypowiedzi i nie wiem już sama, jak przekazać ich nadawcom, że ja właśnie jestem po to, żeby wysłuhać tego, co mają do powiedzenia. Ja chcę słuchać ich problemów, narzekań, bólu… To mi sprawia prawie fizyczną przyjemność! Oczywiście nie chodzi mi o to, że mają problemy, tylko o świadomość, że jestem osobą, której te problemy mogą powierzyć. I nie chodzi o chełpliwość z faktu, że mi ufają – chodzi o poczucie, że mają kogoś, komu można powierzyć ból i że mogę być potrzebna, bo często nic tak nie pomaga, jak wygadanie się komuś, kto chce słuchać. Nie chodzi nawet o to, by nas pocieszał i pomagał, ale o to, by nas rozumiał i wspierał, a co najważniejsze – potrafił słuchać. Co w związku z powyższym? Nawet, jeżeli znam problem danej osoby z innych źródeł, to słucham raz jeszcze, co ona chce mi powiedzieć, bo wiem, że to jej pomoże. I nie chodzi tu tylko o smutek, ale także o radość!
Dlaczego więc w świecie brakuje tej odrobiny bezinteresowności, a raczej – po prostu człowieczeństwa? Dlaczego nie umiemy słuchać innych i dlaczego nie chcemy sami być wysłuchani?
Przekonanie w stylu "Ja sobie poradzę, ty się mną nie przejmuj." nas samych kiedyś doprowadzi do szaleństwa, bo człowiek nie jest istotą samowystarczalną! Ach, jak wiele ostatnio osób z mojego otoczenia wyznaje taką zasadę…
Chcę więc, byście wiedzieli jedno: Ja jestem tutaj po to, by Was słuchać, by być z Wami i pomagać Wam, jeżeli będę potrafiła. Jestem tylko człowiekiem i choć staram się, by nie było w obcowaniu z Wami w takich sytuacjach żadnego czynnika emocjonalnego (gniew, zmęczenie, dezaprobata), może się zdarzyć, że on się pojawi i to wybaczcie mi, jeżeli możecie (no chyba, że z radością stwiedzicie, że zabiliście człowieka – wtedy "czynnik emocjonalny" uważam za usprawiedliwiony). Ze swojej strony przysięgam, że będę pracować nad tym, by być z Wami z całą empatią, współczuciem i miłością, a jednocześnie – z całym obiektywizmem, na jaki mnie będzie stać. Dzielcie się ze mną smutkiem i dzielcie radością! Pragnę z całej duszy być z Wami tak po prostu, całą sobą. Mnie fizycznie cieszy, gdy mogę Was wysłuchać, pomijając osobistą radość z tego, że ufacie mi na tyle, by mi się zwierzyć.
Ranicie mnie, gdy mówicie "Ty masz swoje problemy, ja Cię nie będę męczyć"… I co, myślicie, że jak powiecie mi coś takiego, to ja o wszystkim zapomnę i wrócę do przeglądania wpisów na blogu? Przecież to jest nielogiczne! Ja będę wiedzieć, że macie problem, a jednocześnie będę mieć świadomość, że nie byłam w stanie Wam pomóc, a nawet nie pomóc, bo niezawsze jestem w stanie, tylko po prostu być z Wami! Co mam wtedy zrobić?
Dlaczego jakoś mi przychodzi do głowy zupełnie tu nie pasujące stwierdzenie "Człowiek Człowiekowi wilkiem"? Niby ono nie odpowiada wymienionym sytuacjom, ale w takich momentach jest w nas coś z czekoladek w sreberkach, które leżą obok siebie, a jednak są osobno. Wokół nas tworzy się klatka, którą po części buduje świat, a po części – my sami. Zróbmy wyłom w tej klatce, by poczuć dotyk drugiej osoby i by móc także jej dotknąć!
I na koniec zapamiętajcie: Ja Was słucham!

Nie chce mi się!

To uczucie, kiedy wysyłasz na serwer niesamowicie długi wpis, poświęcony Twoim skargom i żalom na ciężki los, a tu okazuje się, że wyskakuje błąd! Potem to już Ci się nie chce tego powtarzać! Czy to oznacza, że Elten nie akceptuje u mnie stanu doła? 🙂 Ale aż się trochę humor poprawił, tylko w stronę tego wisielczego. No więc smuteczkowego wpisu nie będzie, chociaż łatwo nie jest.