Rozmowy z Bogiem, czyli… Tarapapa Mango!

Co mnie wczoraj odbiło, nie wiem! Byłam już w takim stanie nerwów, że nawał kłopotów i tzw. chandra sprawiły, że na to wszystko patrzyłam jakby z góry, z rozbawieniem. Bawiło mnie, że jestem zmęczona, że dostałam pisma z dwóch różnych urzędów tego pięknego miasta, z których to odebraniem i przeczytaniem miałam problemy, że zawezwano mnie do sekretariatu celem samodzielnego złożenia do piątku podania, a nie mam osoby widzącej, która pomogłaby mi w wypełnieniu danych, że do toalety po raz pierwszy była kolejka…
Co więc wynikło? Myślałam o tym wszystkim, a potem pomyślałam sobie o Bogu i myśli mi zeszły na Niego i Jego Tory. "Acha, – Pomyślałam. – trzeba zapewnić Ich, że wszystko u mnie w porządku i że się nie poddam, niech się nie martwią.". Czasem, gdy jestem w trakcie dnia i traktuję go jak wyzwanie, to zwracam się do Boga, jakby był moim dowódcą. Mówię więc często np. "Halo, baza, melduję, że działam, jestem na pozycji i wszystko w porządku." i powiedziałam tak właśnie wczoraj. A to pociągnęło lawinę. No bo z czym może mi się skojarzyć "Halo, baza!"? A no z filmem "Pan Kleks w Kosmosie", w którym to obecni na statku kosmicznym wywołują się chasłem "Tarapapa Mango, Tarapapa Mango… Halo, baza!". Potem to już tylko ryczałam ze śmiechu i zadeklarowałam, że będę wywoływać Dowódcę tym właśnie, jakże uroczym chasłem. Nie wiem tylko, co On na to…

4

"(…) Wtem stanął przede mną Jezus i
rzekł: Co ty tu robisz tak wcześnie? Odpowiedziałam: Rozmyślam o
Tobie, o Twoim miłosierdziu i dobroci ku nam. A Ty, Jezu, co tu
robisz? – Wyszedłem na twoje spotkanie, aby cię obsypać nowymi
łaskami. Szukam dusz, które by łaskę moją przyjąć chciały."
(Św. S. Faustyna Kowalska, "Dzienniczek")

O Duchu, który pędzi

To jest jedna z tych sytuacji, których nie powinno poddawać się w dyskusję lub wątpliwość. Trzeba w nią wierzyć lub nie.
To był dzień, w którym miałam napisać test II etapu Olimpiady J. Francuskiego (etap okręgowy). Byłam absolutnie zestresowana i, jak to w takich wypadkach bywa, czułam się nieprzygotowana. Moja kochana Madame zaleciła, bym się nie uczyła niczego od popołudnia poprzedzającego dzień X i tak też zrobiłam. Od rana oglądałam jakże dobrze nam znany program Budzik i próbowałam się odstresować. Oglądałam go przez Kodi, a wiecie, jak to z Kodi bywa – "się zacina", choć to właściwie nie Kodi, a serwis Vot. Na kilkadziesiąt minut przed wyjazdem "na stracenie" moja mama zaczęła modlić się nade mną o Światło Ducha Świętego.
"Proszę", mówiła, "Duchu Święty, przyjdź, przyjdź i pomóż!". Nie bez znaczenia jest fakt, że Kodi akurat na początku tej modlitwy znów się zacięło, poczym po kolejnym "przyjdź" radosny głos Budzika odezwał się znienacka: "Pędzę, lecę!". Czyż to nie jest znaczące? 🙂 🙂 🙂