Chwila prawdy: Mój plan b

Niedawno usłyszałam pytanie "A co, jeśli ta cała fundacja Wam runie"? Pomijając już poziom i stopień wiary w naszą organizację, najczęściej ze strony najbliższych nam osób, zaczęłam się nad tym pytaniem poważnie zastanawiać. No, właściwie to zaczęłam, gdy opadło pierwsze oburzenie. 🙂 I moją pierwszą myślą było, czy osoba, która pyta, sama ma "plan B". Czy jeśli straci pracę, której jest tak pewna, to na 100% wie, co zrobić, by nie mieć kłopotów finansowych. Czy jest zabezpieczona. Chciałabym to pytanie zadać tej osobie, ale wiem, co by powiedziała "To wszak co innego, ja widzę, mogę zatrudnić się gdziekolwiek, a Ty nie widzisz i masz dużo większy problem ze znalezieniem nowej pracy". Bawi mnie czasem myśl, jakoby osoba widząca z dnia na dzień miała zdobyć nową pracę po stracie poprzedniej. Gdyby tak było, nie istniałoby bezrobocie, a moje widzące otoczenie nie narzekałoby na brak pracy. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam nic przeciw osobom, które narzekają na brak pracy, o czym za chwilę. Ale to nie jest tak, że widzący tak "chop, siup" nową pracę od razu mieć będzie. Przekona się o tym, gdy starą straci.
Ale odpowiadając na pytanie tamtej osoby, muszę Wam opowiedzieć pewną historię.

##Na początek sama odpowiedź: Tak, mam plan b
Miałam go już w liceum, gdy jeszcze był planem a. Wtedy to szesnastoletniej osóbce Św. Pamięci nauczycielka francuskiego powiedziała, że musi się owa szesnastolatka zdecydować, co chce robić w życiu. Teraz. Już. Trzeba podjąć decyzję.

Po tych wszystkich latach wiem, że to był błąd. Ja w tamtym momencie swojego życia po prostu nie byłam gotowa na takie wybory życiowe. A gdy już taką decyzję podjęłam to wiadomo, jak z przysłowiowym weselem – jak data jest, to już nie ma odwołania. 😉 Poszło. Nie myślałam o innych drogach. Widocznie tak miało być.

Wiecie, jaka jest różnica między decyzją życiową osoby widzącej i niewidomej? Osobie widzącej dużo łatwiej jest się "przekwalifikować". Jedne studia nie pasują? Ok, zmieniam, może na innych będzie lepiej, poradzę sobie, to jest moja droga życiowa, poprzednią wybrałem źle. Osoba niewidoma nie zastanowi się trzy razy przed podjęciem nowej drogi życiowej. Ona tego nie zrobi. A jeśli to zrobi, zastanowi się trzysta razy. Ja się nie zdecydowałam.

Realizowanie planu "a" zaczęłam w pierwszej liceum. Mówiłam to już? A, tak, przepraszam… W każdym razie wtedy zapisałam się do grupy profesjonalnych tłumaczy na FB. Żeby jeszcze za młodu, niczym ta skorupka, nasiąkać środowiskiem. Co se nasiąkłam, to moje. :p Dowiedziałam się z licznych postów:
* że pracy ni ma,
że się chałturzy po nocach,
* że najlepiej mieć dwadzieścia pięć lat i dwudziestoletnie doświadczenie,
* że najbardziej to się opłaca tłumaczyć ustnie, czego ja i tak bym sama nie robiła,
* że jak wybrałeś lub masz zamiar wybrać studia tłumaczeniowe, to ich nie wybieraj, bo tu nie ma przyszłości, lepiej się zatrudnić w Macu albo zostać nauczycielem,
* a przede wszystkim, po pierwsze i po setne, że trzeba mieć znajomości. Bo najwięcej zarabiają ci, co na rynku są trzydzieści czy czterdzieści lat. Czyli startowali za poprzedniego ustroju. Wnioski?

I tego mi nikt bezpośrednio tam nie napisał. Ja sobie to tak sama wywnioskowałam z prowadzonych tam dyskusji.

Moje otoczenie wierzyło jednak, że języki obce to jest "to jedyne miejsce na ziemi". Odwodziło mnie wtedy od szkoły muzycznej II stopnia na wokalistyce operowej, bym miała więcej czasu na przygotowywanie się do matury. Ukończyłam tę wokalistykę. No, prawie, bo udało mi się skończyć trzy z czterech lat, a potem wyjechałam na studia. Językowe, a jakże. Bo ja też wierzyłam. I nie widziałam, więc dużego wyboru nie miałam. Skąd się te wnioski biorą?…

##Po maturze, czyli "całe" życie przede mną
Pierwszy rok studiów; pełna wiary, nadziei i miłości (Ta, jasne!) osoba niewidoma jedzie do Warszawy, by studiować te "języki obce".

Żeby była jasność: Osoba niewidoma wiary, nadziei i miłości to się pozbywa, przysłowiowo, jeszcze w przedszkolu. Nie, jadąc na studia nie byłam bynajmniej pełna optymizmu. Raczej zdrowego, cholernie demotywującego realizmu. Pracy nie znajdę szybko. Zwłaszcza jako osoba niewidoma. Bałam się. Bardzo się bałam. Ale jeszcze tlił się płomyk nadziei, bo przecież to są "języki obce", takie właśnie dla niewidomych, właśnie dla nich…

##Realizacji planu a etap trzeci
Pierwszy rok studiów i rozsyłanie CV. Tak, ja na pierwszym roku studiów napisałam swoje pierwsze CV. Nie było złe, widzący potwierdzili. Tzn. wizualnie nie było, bo doświadczenia oczywiście nie miałam. Ale szukałam. Szukałam ofert pracy, co mi jeszcze z liceum zostało, bo naprawdę chciałam mieć dwadzieścia pięć lat i dwudziestopięcioletnie doświadczenie. Ba – nawet raz dostałam odpowiedź. Że mój entuzjazm do nauki języków jest wspaniały, ale żebym się zgłosiła za jakiś czas. Jak nabiorę trochę doświadczenia… Wysłałam tych CV kilkanaście, a potem się poddałam. No bo może faktycznie, jestem za młoda? Może jednak poczekać do tego III roku? Może wtedy?

##Nasiąkania ciąg dalszy, czyli jak nie ma ręki, to nie ma ręki i już
Tak, będzie o Tradosie. Nieśmiertelnym, legendarnym, mitycznym Tradosie. Osoba, która stwierdziła gdzieś kiedyś, że rynek tłumaczeniowy jest miejscem dla niewidomych, nie bardzo znała realia. I to jest eufemizm.

Jest bowiem sobie taki program, co się nazywa SDL Trados Studio. Zapytam jak Mandaryna: Znacie Tradosa? Znacie? No to rączki do góry!

SDL Trados jest tym, czym jakikolwiek edytor programistyczny dla programisty; tym, czym program księgowy dla księgowej; tym, czym długopis lub klawiatura dla urzędnika; tym, czym kasa fiskalna i terminal dla sprzedawcy.
Bo tak się utarło.
Pracuje się w standardzie SDL Trados. Czyli owszem, możesz mieć inny program, ale ważne, żeby pliki wychodziły z niego takie, jak z Tradosa.

No i zonk. Bo Trados jest… niedostępny! Zupełnie! To nie tak, że jedna opcja nie działa, że można pracować na dwa programy, albo jak się jest zaawansowanym użytkownikiem komputera – nie i już!

A gdy piszesz do jakiegokolwiek biura tłumaczeniowego i śmiesz napomknąć, że "nie, no w sumie to Tradosa nie obsłużę, ale mam taki program, co go naprawdę zastąpi", to nikomu się nie będzie chciało dochodzić, jaki to i czy na pewno. Nie masz Tradosa, a setki innych mają. I w dodatku jeszcze nie widzisz. Sorry, taki lajf.

Ale, żeby nie było, i ten problem pokonałam.
Dla Tradosa jest alternatywa o nazwie Fluency Now – dostępna w zupełności dla niewidomych. Jak to miło, gdy ktokolwiek o nas myśli…
Można tłumaczyć biurom tłumaczeń, że tak, będą pliki z Tradosa. Nie z samego Tradosa, ale w standardzie Tradosa. Może przyklepną…

##Finally to the ground, czyli przechodzę do historii
Pominę tu dużą część mojej tzw. "edukacji ku karierze". Może kiedyś Wam o niej opowiem, bo jest o czym, ale chcę przejść do meritum.
Niedawno wysłałam swoje CV do firmy, która szukała początkujących tłumaczy. Miała pewnie na myśli studentów II czy III roku, a ja już jestem po studiach, ale cóż – dla zarobku wszystko. Nawet, jeśli ten zarobek jest trzy lub czterokrotnie niższy, niż normalnie. Nawet, jeśli miałabym pracować za przysłowiowy bezcen. Chciałam mieć wpis w CV. Chciałam zdobyć doświadczenie. I zdobyłam!
Pierwsze zadanie polegało na, niby banalnym, dostosowaniu jednego tekstu do drugiego. Tak po prostu. Dwa dokumenty w Wordzie, które trzeba porównać i dostosować. O ile z warstwą tekstową problemu nie miałam żadnego, o tyle warstwa wizualna po prostu mnie pokonała. Tak, pokonało mnie pierwsze zadanie w Wordzie! Tylko dlatego, że jakiemuś fantaście chciało zmieniać się interlinię co wiersz, szukać jakiegoś kosmicznego koloru czcionki (odcienie szarości górą), robić spacingi z księżyca itp. itd. Nie chcę i nie mogę zdradzać więcej szczegółów – uważam, że to było zlecenie, jak każde inne dla początkujących "parzących kawę" tłumaczy. Tylko że ja nie byłam w stanie przez nie przejść, będąc po pięcioletnich studiach! To, że miałam wiedzę, wykształcenie merytoryczne, znałam terminologię tekstu, wiedziałam nawet, jak z nim pracować w programie tłumaczeniowym, nie miało żadnego znaczenia, bo nie przeszedł ten cholerny Word! Tak, drugim zadaniem było stworzenie pamięci tłumaczeniowej. Zrobiłam je bezbłędnie. Mimo, że podczas studiów wszystko musiałam odkrywać niemal sama, bo cała grupa pracowała w Tradosie lub MemoQ (też niedostępny), więc wskazówek, jak coś zrobić we Fluency, nie mógł mi udzielić prawie nikt.
(Tu serdeczne i szczere pozdrowienia dla moich nauczycieli CAT ze studiów, którzy naprawdę, naprawdę starali się mi pomóc z Fluency. Jestem Państwu niezmiernie wdzięczna za tę pomoc i życzliwość. Bo była potrzebna!)
I co z tego, że dużym kosztem nauczyłam się tego, co widzącym zajmuje chwilę? Taka byłam z siebie dumna, gdy oddawałam tę pamięć… Do momentu, gdy mi nie powiedziano, co było z Wordem.
Co ma tu do rzeczy moje wykształcenie?
Co ma tu do rzeczy mój tytuł lub jego brak?
A no nic; to było zadanie dla studenta; ba – dla przeciętnej Ani Kowalskiej z liceum, jeśli znała język dość dobrze. A ja nie mogłam, mimo tych studiów…
…………
Wiecie, przepłakałam kilka godzin, gdy to wszystko do mnie dotarło. Szlochałam spazmatycznie, w bezradności tłukąc się po łóżku. Rozważyłam wszystkie moje opcje zawodowe związane z przysłowiowym "planem a" i innymi jego odgałęzieniami i nagle poczułam, jak coś przypiera mnie do muru (o czym poniżej).
Nawet sam Rektor Uniwersytetu Warszawskiego mógłby mi w Auditorium Maximum wręczyć osobiście tytuł Doktora, ba – Profesora Honoriscausa, a ja i tak nie mogłabym zrobić tego zadania.
Jak mam dalej wykonywać ten zawód, skoro to, co mnie pokonało, się robi normalnie podczas tłumaczenia? Owszem, spacingi mogą nie być odjechane w kosmos, owszem, zmian rodzaju czcionki mniej, ale warstwa wizualna, której ja i tak nie zrobię, i tak zawsze będzie do wykonania.
Powiedziano mi, że mogłabym część zarobku oddawać osobie widzącej za to, by mi pomagała; jakiego zarobku? Takiego na hamburgera? I to z Maca? Bo zanim doszłabym do poziomu zarobków na hamburgery z warszawskich burgerowni, minęłoby ładnych parę lat. A osoby, którym ufam, mają swoje obowiązki. Swoje życie. Swoje szanse na zarobki! I wiecie co? Robiłabym to. Dostawałabym przysłowiowe 10 zł na rękę za wpis w CV i doświadczenie. Tylko takich ofert wcale nie ma dużo!

##Plany c i d
Tak, osoba niewidoma raczej nie ma tylko planu b. Ona ma plany c i d. I ja też je miałam. Aż się panie z komisji kwalifikacyjnej na magisterkę (Pozdrawiam kochane Panie!) dziwiły, co ja tyle tych ścieżek nawybierałam. "Widziałam to" w ich uśmiechach i tonie głosu.

Gdy na magisterce można było wreszcie zastanowić się, czy się chce robić nakładkę nauczycielską z języków obcych (taką, co to przygotowuje do nauczania w szkołach), mocno się zastanawiałam. No bo po co? Nauczycielką i tak nie zostanę, bo nie widzę. Tymczasem teraz błogosławię tę decyzję. Nie, nie nauczam języka stale, ciągle i z dobrym zarobkiem. (Marzenia!…) Ja po prostu mam alternatywę. Mam wytłumaczenie przed uczniami, że tak, mam wiedzę merytoryczną (metodyczną też), jak to się właściwie robi. Oczywiście stawka musi być "za bezcen", bo nie dość, że online, to jeszcze nie widzi, ale na waciki starczy. Może.

Planem D była lokalizacja gier i oprogramowania. Wolontariacko tłumaczyłam Eltena (potencjalny pracodawco, znam PoEdita, gdyby Cię to zainteresowało i nie, bynajmniej nie nauczyłąm się go na studiach ;)), więc stwierdziłam, że to nie może być takie trudne. A potem przyszedł bardzo rzeczowy i bardzo znany pan z pewnej bardzo znanej firmy (Bardzo serdecznie pozdrawiam, to były naprawdę ciekawe zajęcia!) i inna pani, którzy nam pokazywali, jak to się robi. I wtedy opadły mi ręce. Znów grafika! Strona internetowa, program, gra – to wszystko ma układ graficzny przycisków, tekstu, strzałeczek; ba – duża część tekstu jest w ramach obrazka, który to obrazek TEŻ trzeba przetłumaczyć.
Wiecie, raz tłumaczyłam instrukcję obsługi jakiejś żaglówki; do dzisiaj nie wiem, co jest czym na tych obrazkach…
Łzy kręciły się w oczach, ale nie poddawałam się. Właściwie to nadal się nie poddaję, bo nadal szukamy na Githubie projektów, które mogłabym tłumaczyć. Tylko wiecie, na czym polega paradoks? By wykonywać tłumaczenia, w których mogę być naprawdę dobra, trzeba mieć doświadczenie. Doświadczenie, które można zdobyć poprzez parzenie tej kawy, czyli klikanie w Wordzie i tłumaczenie obrazków. Tak, jakbym ja przeskoczyła ten początkowy etap i chciała iść dalej, ale wymogi i standardy "doświadczenia" mi na to nie pozwalały. Niedoświadczonemu tłumaczowi nie pozwoli się na tłumaczenie dokumentacji oprogramowania czy interfejsu programu w Gettexcie właśnie dlatego, że jest niedoświadczony. Więc znów wracamy do Worda!

##Takie różne, luźne refleksje
Wiecie, kiedyś szukali tłumacza j. angielskiego. Z orzeczeniem. Czyli niepełnosprawnego. Czyli ja! Jejjjj! Zarobki, wiadomo, kiepskie, ale i obowiązków niewiele, wszystkie zdalne, czyli wszystko super. Akurat wtedy nie mogłam aplikować z różnych przyczyn, ale podesłałam nawet paru niewidomym znajomym. Chyba nawet aplikowali…
Wiecie, że każda aplikacja na PFRON (czyli ta z dofinansowaniem z PFRON) musi zawierać statystyki, jakie niepełnosprawności zostały zatrudnione? A wiecie, że do tej pracy, pracy zdalnej, "takiej super dla niewidomych", wzięli wyłącznie, podkreślam – wyłącznie, ludzi na wózkach? Tak, w raporcie widniało, że niewidomi aplikowali. Było ich nawet całkiem dużo. I co z tego, skoro wzięli wózkowiczów?
W sumie nie żałuję; okazało się, że zarobki w tamtym miejscu i tak byłyby niższe, niż w moim obecnym, tak pogardzanym, "planie a".

##Dlaczego uważam nadal, że się "da"?
Ostatnio O. Adam Szóstak powiedział bardzo ważną rzecz: Nie sztuką jest wiedzieć, że Bóg jest; sztuką jest w niego wierzyć, gdy czujesz, że go nie ma.
Nie sztuką byłoby twierdzić, że "się da", gdybym od razu, np. po znajomości, dostała lukratywną pracę tłumacza. Wtedy to byłoby łatwe.
A ja nadal wierzę! Nadal wierzę, że się, cholera jasna, da! Trzeba zacisnąć zęby i walczyć. O siebie i o innych. Dlatego, paradoksalnie, czuję, że fundacja to jest właśnie "moje miejsce na ziemi", bo w tym "planie a" mogę walczyć, choćby pośrednio, o to, by pracodawca nie uznawał nas za kosmitów; by móc zyskiwać jego aprobatę chociażby tym pierwszym wrażeniem… Kiedyś zawalczę o to, by rynek tłumaczeniowy naprawdę był "miejscem dla niewidomych". Jeszcze zbieram siły. Potem ręce opadną i siły też, ale przejmie to ktoś inny. I kiedyś, kiedyś na pewno…
Najwięcej ograniczeń jest w głowach. Niewidomych, ich otoczeniach, pracodawców… Ale przecież to nie jest tak, że Tradosa nie dałoby się zrobić dostępnym. Więc to jest ograniczenie w głowie jego twórców, a nie w samym programie. Itp itd.
I dlatego nie uważam, by pandemiczne "siedzenie na dupie" było najlepszym rozwiązaniem naszych problemów. Rozumiem ludzi, których na walkę nie stać, że oni akurat w danym momencie swojego życia po prostu nie mogą; ja nie mogę na razie tłumaczyć, ale nie mogę też uważać, że tłumaczyć się nie da. Ja mam jeszcze siłę walczyć. I robię to.

##Wniosek końcowy
Ja mam plan b. Mam plan c. Mam plan d. Ba – ja sobie sama "dośpiewałam" plan a, bo plany b, c i d, które kiedyś były oczko wyżej, na razie trafia szlag. I chyba o to w życiu chodzi, prawda? Ważny jest efekt. Ważny jest sam cel.

##PS.
Tak naprawdę moim planem a były tłumaczenia literackie. Ale o tym to na razie nawet gadać mi się nie chce.

72 thoughts on “Chwila prawdy: Mój plan b

  1. Z tymi trudnościami u widzących ze znalezieniem pracy to często powiedzmy syndrom osiołka z bajki fredry. "Osiołkowi w żłobie dano, w jednym owies, w drugim siano". Byleby nie być kompletnym kretynem, a praca się zawsze znajdzie. Lepsza, gorsza, ale jakaś będzie, na przeczekanie, na kryzys, ale będzie. My nie mamy takiego luksusu lawirowania między stanowiskami.

  2. Mamy i nie mamy. W Warszawie utarło się, że jest to Niewidzialna Wystawa, z całym szacunkiem dla tej instytucji. No i są zawsze słuchawki. :p Więc to też nie jest tak, że zupełnie tej pracy na kryzys nie ma.

  3. No pewnie, że nie. Ale fakt faktem, że po pierwsze większość niewidomych w jakimś momencie życia miała z Warszawą styczność mniejszą lub większą, a po drugie – w wielu miastach takie "bezpieczne azyle" powstają.

  4. Chciałoby się powiedzieć wreszcie zimny prysznic zamiast głupiego entuzjazmu. Na każdego ślepowronka przyjdzie czas.

  5. Pamiętaj, że żyjesz w przestrzeni Online i jesteś osobą bardzo ogarniętą technologicznie.
    Masz też doświadczenie w nauczaniu.
    Sporo osób nie koniecznie stricte niewidomych potrzebuje językowych korepetycji.

  6. To może być plan C. skoro wolisz tłumaczenia.
    Mówi się, że nauczanie to takie łooo, niezbyt prestiżowe, ale hmmm nie święci garnki lepią.
    A poza tym każdy człowiek zktórym byś pracowała jest inny i ta praca rozwija.
    Można pisać też do jakichś czasopism obcojęzycznych no nie wiem.
    Problem z niewidomymi jest taki, że trudno im czasem wziąć los w swoje ręce, uwierzyć, że się da.
    Nie twierdzę, że zawsze i wszystko, trzeba uświadomić sobie swoje ograniczenia i możliwości.

  7. Problem raczej polega na niemal totalnym braku jakichkolwiek materiałów dotyczących konkretnych zawodów dostępnych w necie. Oczywiście mowa o perspektywie osób niewidomych. Innymi słowy ktoś będąc na etapie liceum wpada na pomysł, że będzie robił to czy tamto. Gdzie może znaleźć info na temat dostępności tej pracy? Z reguły nigdzie. Na listach wypowiadają się z reguły ludzie, któzy słyszeli, że coś tam, gdzieś tam, ale tak w ogóle mają na to swoje zdanie poparte najczęściej własnymi przemyśleniami opartymi często o opowieści dziwnej treści. W ten sposób można bardzo łatwo wyrobić sobie absolutnie mylne zdanie. Absolutnie nie dziwię się rozbieżności poglądów różnych ludzi na różne sprawy zwłaszcza młodych, bo niby skąd mają się czegokolwiek dowiedzieć? Dziwię się natomiast organizacjom z PZN w pierwszej kolejności, że jeszcze nie stworzono jakiejkolwiek bazy wiedzy zwłaszcza w przypadku co bardziej popularnych kierunków kształcenia.
    Do Tyfloprzeglądu często dzwoni niejaki Wojciech Figiel, który zdaje się, że obecnie wykłada coś związanego z tłumaczeniem i wydaje mi się, że również coś robi lub robił zawodowo w tym zakresie. Wiem również o chyba kilku innych osobach planujących się zajmować swego czasu jakąś formą tłumaczenia. Szczeguły podam na prv, bo nie wiem czy życzą sobie reklamy.

  8. @Tomecki u mnie problem był zupełnie inny i polegał raczej na wnioskach moich i otoczenia. Wszyscy wyszli z założenia, że skoro języki obce jako takie są przyszłościowe, a tłumaczenia wykonuje się zdalnie, przy pomocy laptopa, więc często z domu, to w czym problem? Ogarnięta technologicznie jestem, Worda umiem dobrze, tekst umiem ogarniać, to sobie poradzę, no nie? Wiadomo, ustnego nie bardzo, ale przecież są tłumaczenia pisemne. Na chłopski rozum wszystko się zgadza. Tylko…

  9. Od czegoś do cholery są ośrodki, ta rzesza specjalistów, którzy mają pod opieką po dwie osoby niewidome i dostają kupę dodatków za pracę w ciężkich warunkach.
    Mówię ogólnie, przypadek mój i Julitki jest inny.

  10. Nie ma pracy w ktorej bedziesz bazowo lepsza od osoby widzacej bo osba widzaca wsyzstko zrobi szybciej, a jak wiemy czas to pieniadz. Zastanawiam sie, co bylo nie tak z zadaniem z Worda? Przeciez nawet NVDA potrafi odczytywac zmiany w atrybutach tekstu, a jezeli mialas zrownac ze soba teksty A i B to raczej powinno sie to dac, ale nie jestem pewien, nie widzialem tego.

  11. Wiesz co, też myślałam, żę nic, tylko że tam było tych zmian tak naćkane, że zgubiłbyś się w tych wszystkich atrybutach albo spędził nad tym dziesiątki ciężkich godzin. A i tak nie byłbyś pewien efektu.

  12. O, np. był tam odcień szarości czcionki, który chyba można by wpisać co najwyżej jakoś konsolowo, przez RGB. Bo NVDA odczytywała RGB, więc ja wiedziałam, jak ten kolor, że tak powiem, się koduje, ale co z tego, skoro na tej palecie kolorów strzałkami mogłam dolecieć tylko do odcienia o kilka tonów jaśniejszego/ciemniejszego od oryginału?

  13. Zastanawiam sie czy nie istnieje narzedzie ktore mogloby, chociaz polautomatycznie to zrobic za ciebie. Musze pobadac temat bo jest ciekawy

  14. Ja też badałam, ale to trzebaby przebadać z widzącym. Tzn. jest "porównywanie" w Wordzie i ono ma to zrobić. Tylko że tłumaczenie to, jak wiesz, też lokalizacja. A tutaj np. jak w j. docelowym będą 2 wiersze zamiast jednego, to też trzeba to odpowiednio ułożyć. I generalnie gdyby to porównywanie działało spoko, myślę, że możnaby z niego wiele czerpać, ale to naprawdę trzeba dziesiątek godzin z widzącym, żeby w ogóle ocenić efekty.

  15. No tak, rozumiem. Zastanawia sie czy mozna badac tylko roznice watrybutach takich jak interlinia, indentacja, czcionka, ETC. Bo beda setki tysiecy false positivow.

  16. W sensie ze cos bylo dobrze, a on pokazywal ze jest zle? Ciekawe czy sa jakies przykladowe dokumenty tego typu bo jestem serio tego ciekawy

  17. Umówmy się, nawet przy umiejętności obsługi WOrda nie ma na 100% pewności, że osoba niewidoma sformatuje dokument poprawnie.
    Moim zdaniem trzeba to omówić z pracodawcą na wstępie, co nie wyklucza samodzielnej działalności na takim czy innym polu.

  18. Skupiliśmy się na tym zadaniu i słusznie, bo było tematem przewodnim wpisu, ale to tylko kamyk do ogródka. Mogłabym opowiedzieć takich smaczków kilka.

  19. Pełno jest takich smaczków. Myślisz, że jesteś w stanie, szybciej lub wolniej, wykonać dane zadanie od A do Z. I Owszem, 99% jakoś idzie, aż nie natrafisz na bzdurę, drobiazg, obszar gdzie ktoś nie pomyślał lub obiektywnie się nie da i jak by to powiedział Siara "cały misterny plan w pizdu".

  20. W Polsce całkowicie niewidomych jest 40 tysięcy, więc żaden pracodawca nie będzie się nimi przejmował. Musimy się dostosować do świata, odwrotnie nigdy nie będzie. Chyba nie ma zawodu całkowicie dostępnego przy zupełnej ślepocie, więc trzeba sobie wykroić jakiś kawałek tortu jeśli to możliwe i działać tyle ile można.

  21. Swoją drogą gdzie jak nie w fundacji zagrzać miejsce na dłużej, zawsze to bezpieczniej, a tyle było pisania na eltenie o mozliwościach, o przesuwaniu granic i co?

  22. I jak do tej pory nie przypominam sobie ani jednego stwierdzenia kogoś z prowadnicy, że na tym poprzestanie.

  23. ALbo, że na tym już poprzestał, na usiąściu na ciepłym fundacyjnym foteliku, mam na myśli. Zresztą, nawet gdyby, to i tak całkiem wysoki ten szczyt ich możliwości. 😛

  24. @Piecberg Ten wpis nie zaprzecza żadnemu z moich twierdzeń. I gdybyś doczytał ze zrozumieniem do końca, sam byś to odkrył. Ale oczywiście rozumiem, że dla niektórych może być trochę za długi i skomplikowany.

  25. @Magmar Obniżać można, owszem, ale jednak istnieją pewne granice przeżycia, że tak powiem. Tu by się nie dało niżej zejść, bo w tamtym konkretnym przypadku to było poniżej progu zejścia, że tak powiem.

  26. Sławku, dałabym CI lajka za ten wpis:
    W Polsce całkowicie niewidomych jest 40 tysięcy, więc żaden pracodawca nie będzie się nimi przejmował. Musimy się dostosować do świata, odwrotnie nigdy nie będzie. Chyba nie ma zawodu całkowicie dostępnego przy zupełnej ślepocie, więc trzeba sobie wykroić jakiś kawałek tortu jeśli to możliwe i działać tyle ile można.

    2023-08-08 20:13:07

  27. Nie wypowiadam się w żadnym razie za Julitkę, ale myślę, że zawsze to, jaka jest rzeczywistość przeplata się z tym, jak chcielibyśmy, by ona wyglądała. I tak sobie wciąż lawirujemy między tymi dwiema, nazwijmy to, skrajnościami. I nawet, jeśli młodsze pokolenie jest naiwne czy też po prostu jeszcze niedoświadczone, bo to, jak mi się zdaje, sugerują gdzieś między wierszami Magmar i Piecberg, to jednak każde z nas ciągnie swój wózek, gdzie zawsze rozczarowania jakoś przeplatają się z nadzieją, że mimo wszystko coś się zmieni.
    A zabierając głos jako filolog, Julitko, to przyznaję, że bardzo, bardzo podpisuję się pod tym wpisem. Pod całością może nie, ale pod większością tak.

  28. O nie, Hazel!
    Ja zawsze wspierałąm tych, którym chce się ciągnąć swój wózek, nawet ostro kłóciłam się z Piecbergiem.

  29. Dziękuję za sentencję ks. Adama S. co do stawek nauczycielskich.
    Nie narzekałabym odnoszę się do stawek o których wiesz.
    Naprawdę da się z tego żyć i praca wydaje się mniej stresująca jako, że jest dużo materiałów edukacyjnych w sieci i możesz mieć w poważaniu wymyślne czcionki itd.

  30. Swoją drogą po jakiego diabła na eltenie fundacja umieszcza artykuły z instrukcjami jak postępować z niewidomym, przecież tu same ślepokurki, więc to zły adres.

  31. Magmar, dobrze, że sprostowałaś. Często wolę się upewnić, jeśli chodzi o interpretację czegoś, bo wiem, że mogę być w błędzie. Mi za to bardziej chodziło o fakt, że nawet obiektywnie rzecz biorąc, doświadczenie zbiera się z biegiem lat i jest po prostu tak, że każdy gromadzi swoje przeżycia, swoje wnioski i tak dalej.

  32. Piecberg, znów nie czytasz ze zrozumieniem. Mogłoby to irytować, gdyby nie bawiło. 😀 Strona fundacji jest na WordPressie. A blogi Eltena takoż są na WordPressie. Więc strona fundacji zachowuje się na Eltenie jak blog, co jest o tyle milutkie, że można to czytać przez Eltena bez większych przeszkód. W jakim celu zadałeś to pytanie pod moim wpisem – nie mam zielonego pojęcia, jak mawiają, ale że mam dobry humor i jestem fajny ziom, to odpowiedziałam. 🙂 Miłej nocki.

  33. Zadałem to pytanie tutaj ponieważ fundacja w obawie przed krytyką zablokowała możliwość komentowania swojego bloga na eltenie a ty jesteś we władzach fundacji, proste.

  34. No właśnie nie bardzo. Po pierwsze, masz mnóstwo dróg kontaktu, które łatwo byś znalazł, gdybyś poszukał chociaż trochę; po drugie, ten blog, jakby nie patrzeć, jest blogiem prywatnym. Ale odpowiedź na pytanie otrzymałeś. 🙂

  35. Nie patrzę na komentarze, na razie na wpis sam i komentuje. Fajna ta uwaga o osobach widzących z pracą z dnia na dzień na początku. Fakt, widzący może iść w więcej miejsc, to prawda. Ale tak, jak napisałaś, nie byłoby problemu, to i bezrobocia by nie było, to nie takie proste.
    Z tym, że ja uważam, że to tak samo, jak z wchodzeniem w samodzielność i dorosłość, pewnie, że niewidomi się muszą więcej nauczyć różnych rzeczy nagle, zazwyczaj, ale jak sobie patrzyłam na moich znajomych teraz na początku studiów, kiedy najczęściej właśnie szukają roboty, mieszkania, nawet akademika, to często też są mocno niepewni, też wielu rzeczy nie wiedzą. Warto o tym pamiętać, bo często można mieć wrażenie, że tylko my mamy trudno i brak wyjścia, a pewności tym bardziej, a może się okazać, że oni też te 300 razy przemyśleń mają za sobą, tylko np. na trochę inne tematy.
    Dlatego tym bardziej zdziwiła mnie opinia nauczycielki, która szesnastoletniej osóbce każe sięzdecydować. Mało takich osóbek znałam, co w tym wieku były zdecydowane. Mało tego, ja mam
    To z tym dwudziestoletnim doświadczeniem, to chyba w ogóle trend ostatnich lat w wielu zawodach.
    Natomiast nadal, widziałam wiele widzących osób, które miały tych nadziei i wiary mniej ode mnie, na studia idąc. Nadal, realizm realizmem i nie wątpię, że był on zdrowy, ale mamy ogromną tendencję do przechodzenia ze zdrowego w niezdrowy. Więc cieszę się, że piszesz, że mimo wszystko uważasz, że sięda, nadal.
    Choć fakt, że nawet te przedmioty, co podobno miały być dostępne często okazują się, lets say, irytujące.
    Co znaczy dostosowanie tekstu? W sensie ciekawa jestem, na czym ono polega. Masz te dwa dokumenty i co trzeba z nimi uczynić? Oczywiście poza wordem. Frustrację rozumiem o tyle, że faktycznie, można się wywalić na czymś banalnym, czego po prostu np. nie odczyta probgram i co zrobisz, panie, jak nic nie zrobisz? Nie pocieszę, ale powiem ci, nie wiem czemu, tak o, że mnóstwo osób z mojej grupy nie ogarnia worda, excela, generalnie office.
    Z tym doświadczeniem, niestety, znów do tych lat wrócę, tak jak z latami, tak i z pażeniem kawy jest chyba w różnych zawodach podobnie. Bo często zanim cię dopuszczą, to dają ci takie małe rzeczy. TYlk ote małe rzeczy, to często jest właśnie dosłownie: a przynieś kawę, a skseruj mi to, a rozłóż mi sprzęt. Można sięz tym bić, pewnie, ale fakt, jest to trudniejsze i współczuję tych wordowskich przejść.
    Jak ci sięzachce o literackich, to posłucham, bo jestem ciekawa, czy tam też jest tyle tych programów, dostępnych lub nie. Nie wiem, więc pytam, jak wyżej.

  36. W literackich nie ma programów. W literackich są znajomości. I tylko znajomości. Powstał nawet, wydany przez STL, poradnik "Jak zostać tłumaczem literatury", gdzie chyba 50 tłumaczy opisuje swoje początki. Wierzcie mi, 99% pisze "Nooo, ja to zacząłem, bo moja mamusia to pracowała w wydawnictwie". A jak nie pracowała mamusia, to tatuś. A jak nie tatuś, to przynajmniej tatuś miał kolegę, który miał kolegę, którego szwagierki siostry ciocia była tam sprzątaczką.

  37. Proponuję skontaktować się z niewidomym tłumaczem Norbertem Ryszczukiem.
    On zrobił nawet uprawnienia tłumacza przysięgłego i wydaje mi się, że sporo by powiedział, że tak powiem od kuchni.

  38. Niestety problem jest taki, że osobom niewidomym się zawyża/zaniża samoocenę, mówiąc kolokwialnie, albo debil, albo geniusz.
    Obserwuję CIę od kilku lat i… szczerze mówiąc nabieram szacunku.
    Parę lat temu byłaś Julitką, na którąwszyscy dmuchali taką CIę pamiętam.
    Słodko-naiwne dziewczę, któremu się należy przysłowiowe ptasie mleko z urzędu.
    Ktoś ośmielił się skrytykować.
    No jak…. Przecież to Julitka!
    Jak ona śmiała.
    A no śmiała.
    Ale nie tylko krytykowałam, po prostu nie zakładałam, że mam do czynienia z aniołem, jakimś genialnym zjawiskiem.
    Odniosłam wrażenie, że sporo ludzi utwierdzało CIę w takim przekonaniu i teraz płacisz za to wysokie ceny.
    Zawsze szanuję tych, którzy chcą coś ze sobą zrobić mentalnie, zawodowo, wszelako.
    Pamiętasz swój wpis pt."Rozepnij kurteczkę?
    Zrobił na mnie wra żenie o tyle, że pewnego, pięknego dnia stwierdziłaś, że nie chcesz żyć już w tym kloszu i co ważniejsze, nie skończyło się na chceniu tylko na konkretnym działaniu.
    No i teraz fundacja.
    Znajdą się krytykanci, którzy powiedzą, że to ciepła posadka, ale do cholery masz do tego prawo, a co ważniejsze, Ty jesteś osobą decyzyjną i to od Twojej fantazji będzie zależeć kto będzie u CIebie zatrudniony, a kto nie.
    Jeśli to nie wypali jestem przekonana, że znajdziesz sobie jakąś opcję i… szczerze kibicuję!

  39. @Magmar Twój komentarz bawi mnie o tyle, że wpis "Rozepnij kurteczkę", a raczej historia, jaka się w nim pojawiła, miała miejsce kilkanaście miesięcy przed tym, zanim skrzyżowały się nasze drogi. Z resztą parę innych działań, za które teraz mi kibicujesz, także rozpoczęło się zanim się… poznałyśmy. No i, jak wiesz, nigdy nie uważałam, bym była aniołem – co to, to nie. Nie za bardzo umiem w skrzydła. 🙂 Ale zakładając, że Twój komentarz jest motywacyjny, dziękuję.

  40. Rozepnij kurteczkę był czymś w rodzaju świadectwa w mojej opinii.
    Z resztą przeczytaj jeszcze raz mój komentarz pod tamtym wpisem.
    Trudno jest mówić publicznie o swoich słabościach o tym z czego się wyszło.
    Widzę u CIebie zmianę mentalną i nie mówię tego z ironią.
    Wiesz, że potrafię przywalić i wiesz, że nie ma między nami żadnych zależności, dlatego nie miałabym interesu by CI słodzić.
    Ja z kolei wiem, że sobie poradzisz nie w taki, to w inny sposób.
    A jeśli poprawiłam CI humor moim wpisem mogę się tylko cieszyć.
    Szczerzę się w uśmiechu.
    Z wyrazami szacunku
    Magmar

  41. @Julitka Znajomości typu mamusia tatuś, no to rozumiem, że ciężko szukać, bo albo są, albo nie ma, ale takich typu ciocia babci kolegi szwagra żony była sprzątaczką zawsze poszukać można, sama znam kogoś, teoretycznie, z jakiegoś wydawnictwa, możnaby popytać jakichś ludzi. To pewnie też tak się odbywało u tych tłumaczy czasem.

  42. No a ja właśnie nie znam nikogo właściwie z wydawnictw. Tam raczej bliższa rodzina. Można sobie ten poradnik przeczytać na stronie STL.

  43. piecberg
    Jak mówią. Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku.
    Sprawia ci radość, że komuś się noga powinęła?
    Śmiać to się śmiej z leni, którzy tylko nażekają jako to ich życie jest złe.

  44. Magmar wspomniała o Norbercie. Przyjaźnię się z Norbertem, ale Norbert to chyba zły adres. Też kiedyś szukał pracy, ale tak go przeczołgali, że sobie odpuścił. Miał piękne CV i doświadczenie, zawsze wszystko szło dobrze do momentu ujawnienia informacji o ślepocie. Nagle telefon milczy, nie ma odpowiedzi na maile, itd. Ponad 20 lat temu wytoczył proces wydawcy, ponieważ nie otrzymał wynagrodzenia za przetłumaczoną książkę. Książka wyjątkowo trudna do przekładu, no i 800 stron. Po batalii sądowej udało mu się część pieniędzy odzyskać. Norbert zna: angielski, niemiecki, rosyjski, hiszpański. Uczył się też japońskiego. Pamiętam, że nie mógł dostać podręcznika gramatyki japońskiej po polsku to kupił po hiszpańsku i dał radę.

  45. Z Norbertem nie zetknęłam się od 2015 r. więc nie mam aktualnych danych.
    Wpisy podobne do Twoich uświadamiają mi, że dobrze zrobiłam wybierając mniejsze miasto.
    Paradoksalnie ma się więcej zleceń, ot, choć by praca organisty.
    Praca w mniejszej parafii, a nie w katedrze nie uwłacza mojej godności, uczenie dzieciaków również nie, koncerty też się pojawiają.
    Ludzie mnie znają, bo wyrosłam w tej społeczności i wiedzą co mogę, a czego nie.
    Mam swoje upadki i wzloty nie powiem, ale generalnie czuję satysfakcję.

  46. Masz rację magmar, Warszawka jest dla wybrańców losu, tam tylko pajper zabłyśnie jako gwiazdor informatyki i pierwszy niewidomy astronauta, hehehe.

  47. Ja tego tak nie postrzegamm, po prostu nie lubie Warszawy za jej klimat i cholerną znieczulicę.
    Ale mam kogoś w bliskim kręgu, kto się tam odnajduje i pracuje tam nie w charakterze tyflo dlatego wiem, że można.
    .

  48. No tak. Ja raczej spotykam się tylko z kilkoma grupami pracy. Tj: Realizator dźwięku, masażysta, pracownik niewidzialnych wystaw i restauracji, jeśli chodzi o takie miejsca stricte dla nas. Znam kilku nauczycieli, nie tylko z eltena i to w sumie byłoby na tyle. 😀 A, zapomniałabym o różnych formach zdalnej pracy, co w moim wypadku, to znaczy dla mnie, jest najlepsze, bo w tym się odnajduję. 😀 zważając na to, że w jednym z miejsc stricte dla nas pracowałam i nie przeżyłam tam nic miłego, ale ja nie o tym.
    Gorsze jednak jest to, że znam osoby, które pracują sobie w jakichś firmach biorących na nie dofinansowanko, figurują tam jako pracownik biurowy, albo inny pracownik administracji, ale nie robią, apsolutnie, nic! 😀 a wypłatka leci? Leci.
    A przechodząc do widzących, zanim przejdę na koniec, to znam jednego takiego, a na pewno jest więcej takich, którzy pobierają jakieś tam pieniążki, w ramach opieki nad niepełnosprawnym rodzicem, który w zasadzie nie jest tak niepełnosprawny, żeby trzeba się nim było opiekować, ale wszystko jest lepsze od pracy za najniższą krajową. No i to jakiej pracy. W sklepie? Pracujesz na kasie, a jednocześnie musisz rozkładać towary i biegać na mięsny? Dostajesz za to najniższą? Nieporozumienie, takie jest myślenie.
    Ale znam też osoby, które mają znamienitych kierunków studiów sporo, jednak z różnych przyczyn nie podjęły pracy w ani jednym z zawodów, na które posiadają kwalifikacje, bo brak doświadczenia, albo stanowisk wymarzonej roboty, ale jest rodzina, którą trzeba utrzymać, więc ta praca za najniższą jako kelner/kasjer ich po prostu cieszy.
    Ja, szczerze powiedziawszy, nie bardzo odnajduję się w ani jednym, wymienionym na początku zawodzie, ale niczego nie krytykuję, natomiast chętnie bym chciała mieć alternatywę kasjerki/pokojówki/kucharki, 😀 ale mam nadzieję tak jak i ty w twoim wpisie, że kiedyś więcej zawodów będzie dostępnych dla nas.

  49. A, zapomniałam dodać, że wiara najbliższego otoczenia czy też nie wiara bywa wkurzająca, a za razem i motywująca, im bardziej twierdzą, że coś ci nie wyjdzie, to jakoś tak się dzieje, że z automatu masz podniesiony priorytet i robisz więcej niż możesz, żeby wyszło. Ja zapewne odpowiedziałabym na takie pytanie, co będzie jak nie wyjdzie, słuszne czy też nie…Jak nie wyjdzie, to się będę martwić. Dlatego szkoda twoich nerwów, chociaż wiem, jakie to trudne, żeby się nie oburzać w takiej sytuacji. Rób co uważasz za dobre i słuszne. No i powodzenia oczywiście.

  50. To tylko kolejny dowód na to, że potrzebne jest zwiększenie ilości organizacji zatrudniających osoby niepełnosprawne, a niewidome w szczególności. Szanse zdobycia pracy przez osoby niewidome na otwartym rynku są bardzo znikome.

  51. To tylko kolejny dowód na to, że potrzebne jest zwiększenie świadomości nt. trudności i możliwości otwartego rynku pracy. Korzystałam kiedyś, nim jeszcze powstał pomysł z fundacją, z pomocy takiej oto organizacji "pomagającej" w zatrudnieniu. Skierowano mnie na szkolenie informatyczne, mimo że sama napisałam sobie CV w Wordzie i sama składałam dokumenty elektronicznie, a także na szkolenie z HTML i CSS. 😀 Mnie, tłumacza! Mimo, że wiedziano, jaki zawód wybrałam i doradczyni zastanawiała się ze mną, jakie szkolenie wybrać. Wskazałam im odpowiednie, takie, które naprawdę by mi pomogło. Wniosek odrzucono. 😀

  52. Rozumiem te rozterki i trudności. Myślę, że połowa naszych błędów polega na stawianiu przed niewidomą młodzieżą oczekiwań zamiast pomocy w poszukiwaniu. Albo jako zawód stawiamy coś z kojarzonej przez nas puli, albo uogólniamy sprawę i w ten sposób pozwalamy im na zderzenie z rzeczywistością. Poradnictwo pracy nawet nie kuleje, ono się czołga.

  53. Dziękuję za ten wpis, ale przyznam, że nie chcę myśleć, że Fundacja Prowadnica powstała ze względu na to, że jej zespół nie odnalazł spełnienia w innych zawodach.
    Zarówno dlatego, że podświadomie nasuwa się obawa o powtórkę historii Mai, gdy jednak to spełnienie odnajdą, a po części dlatego, że nie jest fajnie czuć się jak plan B.
    Odczuwam do działań Prowadnicy ogromny szacunek i wpływu tych działań na świat nie zmienią motywacje, ale na poziomie osobistym to dość smucąca perspektywa.
    Tak czy inaczej powodzenia!

  54. @Marcin Nie, nie jest, oczywiście że nie jest.
    To dużo bardziej skomplikowane. Na szczęście dla wszystkich. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *