Bo to jest tak, że ostatnio obracam się w gronie osób, które…
Albo inaczej:
Kim ja właściwie jestem? No bo:
1. Moja gra na skrzypcach woła o pomstę do nieba;
2. Moja gra na fortepianie może nie woła o pomstę do Nieba, ale z pewnością może być tematem ciekawej komedii;
3. Jakoś szczególnie literacko obyta nie jestem;
4. To samo z muzyką;
5. Aaa, no i to samo też z filmem;
6. Jestem absolutną lebiegą matematyczno-fizyczną, a geografia to dla mnie czarna magia;
7. Z informatyką niewiele lepiej, bo najprostrze tajniki programowania mnie pokonały, nie znam budowy komputera i tajemnic rejestru systemowego a nawet, o święta zgrozo, Linuxa
Punkt zasługuje na rozwinięcie, ponieważ w wieku 7 lat byłam "fenomenomenem", bo znałam HTML i pisałam stronę internetową, co wśród widzaków wywoływało szok totalny. Teraz już średnio mogę pochwalić się tymi zdolnościami, nieprawdaż?
8. Nie znam się na dźwięku na tyle, by móc go sobie obrabiać, jak mi się chce (patrz moje występy);
9. Gotować też za bardzo nie umiem, bo jakieś 78% przygotowywanych przeze mnie potraw się nie udaje;
10. Mój angielski szczytem studenckiego poziomu, jaki powinnam reprezentować, zdecydowanie nie jest;
11. Francuski nieco lepiej, ale jak przychodzi do dłuższych wypowiedzi lub tłumaczenia (nie wchodźmy w szczegóły, jakiego tłumaczenia), robi się bagniście;
12. Tańczyć za bardzo też nie umiem, chociaż tak bardzo bym chciała;
13. I WIELKI FINAŁ – moja niesamowita, fascynująca, wykraczająca poza możliwości poznawcze człowieka orientacja przestrzenna, którą pozostawię bez dalszego komentarza.
Nie ma szczególnych talentów, nie interesuję się zapylaniem storczyków lub składem chemicznym gleb Ameryki Południowej, nie czytam Dumasa w oryginale przed snem…
Po co napisałam ten wpis? No w sumie to nie wiem, serio! Tak mi ostatnio przyszło do głowy, że nie wiem, kim jestem, co mogłabym oferować światu. Obracam się od kilku lat wśród osób, które takie rzeczy posiadają. "I co ja tutaj robię"?
A paradoksem jest tu to, że aktualnie jestem w dość dobrym nastroju, wszystko idzie dobrze. Nie mam doła, chandry, nie jestem przybita…
Po co to więc piszę, pytam znowu? Może by skłonić siebie i Was do pomyślenia o tym wszystkim? Jakie refleksje przyjdą nam do głowy, zależy tylko od nas.
Moje życie jest walką i ja tę walkę wygram!
Rozmowy z Bogiem, czyli… Córunia Tatunia
Ten wpis jest tak spontaniczny, że nie wiem, co z niego wyniknie.
Wiecie co? Ostatnio mam taką fazę na wyszukiwanie we wszelkiego rodzaju tekstach kultury (głównie filmach i książkach) motywu Ojca i Córki. "Piękna i Bestia"? Ojciec-Córka! "Mała Syrenka"? Ojciec-Córka! "Ana z Szumiących Topoli"? Ojciec-Córka! "Krzyżacy"? Ojciec-Córka! "Coco"? Ojciec-Córka! "Jutro Będziemy Szczęśliwi"? Ojciec-Córka! "Ronja, Córka Zbujnika"? Ojciec-Córka! "Ciotka Zgryzotka"? No, zgadnijcie!
Dlaczego?
Chyba dlatego, że utożsamiam się z tymi szystkimi córkami. I znów "Dlaczego"? Przez Boga, oczywiście!
Szkopuł w tym, że te relacje nie są zawsze słodko-cukierkowe, bo czasem dochodzi nawet do pozornie nierozwiązywalnego zerwania więzi wszelakich (A, cóż to za masło maślane mi wyszło!), ale wszystkie te relacje łączy jedno – Miłość! Nie muszę chyba dodawać, że ta miłość raczej wychodzi ze strony ojca – córki często są krnąbrne, buntują się, mają "zawsze rację"… A co robią ojcowie? Jadą do jakiegoś od czapy zamku, żeby zerwać głupią różę, bo ma być najpiękniejsza na świecie, przełamują niechęć do odwiecznego wroga, bo córka przyjaźni się z potomstwem tegoż, wymyślają pokręconą historię i ideologię Żabbingu…
Tak, mam manię. Tak, czuję to wszędzie. Dajcie mi taki motyw na maturze z polskiego, to z pewnością nie zmieszczę sie w tych całych limitach.
Jestem Córunią Tatunia! Tak, nikt mnie nie rozumie tak, jak Ojciec (no dobra – Bóg w Trójcy Świętej)! Nikt nie umie mi tak przemówić do rozsądku, pocieszyć…
Czy zdziwi Was, że do Boga nie mówię "Boże", tylko "Ojcze"? Autentycznie, nie naciągam rzeczywistości – tak jest! Albo jest "Ojcze", albo po prostu – "Ty", a Imienia Pana wzywam dość rzadko (przynajmniej świadomie).
Słowo Abba wypowiadam niemal z zaśpiewem, choć dość rzadko.
Co więcej? Niestety z Matką nie mam tak dobrego kontaktu. Próbuję zaprosić Ją do serca, czasem obiecuję sobie, że poprawię nasze relacje, że będę o Niej pamiętać… Niestety, zajmuje narazie zdecydowanie dalsze miejsce w mojej rodzinie. Przykre, ale prawdziwe. Mam jednak nadzieję, że Ojciec pomoże mi o Niej pamiętać, nauczy Ją rozpoznawać…
12 (również z małą dedykacją)
"Myślę, że pisarz powinien uważnie słuchać krytyki. Ale kierować się powinien
swoim rozumem i swoim wyczuciem. Kiedy wyszło „Ogniem i mieczem", wszyscy Polacy
zrozumieli, że stało się coś ważnego. Była to pełnia Pozytywizmu. Pozytywiści
mieli doskonałą krytykę literacką, która natychmiast zabrała głos; stwierdziła,
że autor jest bardzo utalentowany, ale popełnia rozliczne błędy natury
politycznej, społecznej, historycznej i estetycznej. Zabawne, że te ich
pretensje przeważnie były słuszne. Sienkiewicz tak się nimi przejął, że do
bardzo wielu z nich zastosował się w „Potopie". Z takim rezultatem, że powstała
wprawdzie znów bardzo dobra powieść, ale już bez tego dzikiego piękna, którym
jest przepojone „Ogniem i mieczem". Więc bardzo Panią proszę, Pani Małgorzato,
niech Pani ich słucha, bo to jest zawsze bardzo ważne dla pisarza, ale niech się
Pani do tego nie stosuje. Ważne jest to, co jakimiś niewiadomymi kanałami
oddziałuje na wyobraźnię i wyskakuje potem nie wiadomo jak ani kiedy. Zresztą,
nic o tym nie świadczy, żeby Pani się ich
86
bała. Rozpisałem się na ten temat, bo kto wie, co jutro przyniesie? (…). Niech
się Pani trzyma.
10.6.89"
(Małgorzata Musierowicz, "Tym razem serio")
„A co ja Ci będę tu narzekał”, czyli… Czy świat jest ak bezduszny?
Dzisiaj będzie krótko i węzłowato, chociaż pewnie i tak rozwlekę się na ten temat, jak mam to w zwyczaju.
Chcę też, byście byli świadomi, że do tego wpisu sprowokowało mnie kilka różnych sytuacji i nie inspirowałam się żadną konkretną.
Chodzi tu o pewien schemat, a raczej szablon, który ostatnio często słyszę w wypowiedziach wielu ludzi "A co ja Ci będę mówić, zamęczać, nudzić… Nie lubię męczyć innych swoimi problemami. Ty masz swoje zmartwienia, nie przejmuj się mną.". Usłyszawszy po raz kolejny taką odpowiedź mam ochotę spytać; "Czy świat jest aż tak bezduszny"??? Dlaczego człowiek z góry zakłada, że jego problemy męczą Bliźnich? Dlaczego musi to zakładać? To tak bardzo bolesne, że świat popycha nas ku zamknięciu się w sobie, ku kierowaniu bólu do wewnątrz, a nie – na zewnątrz… Dlaczego do tej swery życia jakoś nie odnosi się owo sakramentalne stwiedzenie, że "Człowiek jest istotą społeczną"?
Skąd te pytania? A no stąd, że często słyszę takie wypowiedzi i nie wiem już sama, jak przekazać ich nadawcom, że ja właśnie jestem po to, żeby wysłuhać tego, co mają do powiedzenia. Ja chcę słuchać ich problemów, narzekań, bólu… To mi sprawia prawie fizyczną przyjemność! Oczywiście nie chodzi mi o to, że mają problemy, tylko o świadomość, że jestem osobą, której te problemy mogą powierzyć. I nie chodzi o chełpliwość z faktu, że mi ufają – chodzi o poczucie, że mają kogoś, komu można powierzyć ból i że mogę być potrzebna, bo często nic tak nie pomaga, jak wygadanie się komuś, kto chce słuchać. Nie chodzi nawet o to, by nas pocieszał i pomagał, ale o to, by nas rozumiał i wspierał, a co najważniejsze – potrafił słuchać. Co w związku z powyższym? Nawet, jeżeli znam problem danej osoby z innych źródeł, to słucham raz jeszcze, co ona chce mi powiedzieć, bo wiem, że to jej pomoże. I nie chodzi tu tylko o smutek, ale także o radość!
Dlaczego więc w świecie brakuje tej odrobiny bezinteresowności, a raczej – po prostu człowieczeństwa? Dlaczego nie umiemy słuchać innych i dlaczego nie chcemy sami być wysłuchani?
Przekonanie w stylu "Ja sobie poradzę, ty się mną nie przejmuj." nas samych kiedyś doprowadzi do szaleństwa, bo człowiek nie jest istotą samowystarczalną! Ach, jak wiele ostatnio osób z mojego otoczenia wyznaje taką zasadę…
Chcę więc, byście wiedzieli jedno: Ja jestem tutaj po to, by Was słuchać, by być z Wami i pomagać Wam, jeżeli będę potrafiła. Jestem tylko człowiekiem i choć staram się, by nie było w obcowaniu z Wami w takich sytuacjach żadnego czynnika emocjonalnego (gniew, zmęczenie, dezaprobata), może się zdarzyć, że on się pojawi i to wybaczcie mi, jeżeli możecie (no chyba, że z radością stwiedzicie, że zabiliście człowieka – wtedy "czynnik emocjonalny" uważam za usprawiedliwiony). Ze swojej strony przysięgam, że będę pracować nad tym, by być z Wami z całą empatią, współczuciem i miłością, a jednocześnie – z całym obiektywizmem, na jaki mnie będzie stać. Dzielcie się ze mną smutkiem i dzielcie radością! Pragnę z całej duszy być z Wami tak po prostu, całą sobą. Mnie fizycznie cieszy, gdy mogę Was wysłuchać, pomijając osobistą radość z tego, że ufacie mi na tyle, by mi się zwierzyć.
Ranicie mnie, gdy mówicie "Ty masz swoje problemy, ja Cię nie będę męczyć"… I co, myślicie, że jak powiecie mi coś takiego, to ja o wszystkim zapomnę i wrócę do przeglądania wpisów na blogu? Przecież to jest nielogiczne! Ja będę wiedzieć, że macie problem, a jednocześnie będę mieć świadomość, że nie byłam w stanie Wam pomóc, a nawet nie pomóc, bo niezawsze jestem w stanie, tylko po prostu być z Wami! Co mam wtedy zrobić?
Dlaczego jakoś mi przychodzi do głowy zupełnie tu nie pasujące stwierdzenie "Człowiek Człowiekowi wilkiem"? Niby ono nie odpowiada wymienionym sytuacjom, ale w takich momentach jest w nas coś z czekoladek w sreberkach, które leżą obok siebie, a jednak są osobno. Wokół nas tworzy się klatka, którą po części buduje świat, a po części – my sami. Zróbmy wyłom w tej klatce, by poczuć dotyk drugiej osoby i by móc także jej dotknąć!
I na koniec zapamiętajcie: Ja Was słucham!
Rozmowy z Bogiem, czyli… Ciężko!
Wiecie, co robię, jak mi źle? Patrzę! Tzn. podnoszę wzrok i patrzę Ojcu w oczy.
(Czy Bogu można spojrzeć w oczy? Tzn. czy jesteśmy tego godni? Chyba nie… A jednak on na to pozwala. Ciekawe, nie?)
Patrzę więc w te oczy i nic nie mówię. Albo raczej mówię "Ciężko!". To chyba jedyne słowo, jakie w takich sytuacjach wypowiadam, ale jest w nim głębia, której nikt nie zrozumie poza nami. No bo kto mnie zna tak, jak On? Czasem Mu opowiadam to wszystko, co się dzieje, bo On bardzo lubi mnie słuchać (Oboje to lubimy!), ale czasem, jak nie mam siły, to nawet nie muszę, bo On wszystko wie, co jest ogromną ulgą, bo jak trzeba Ziemniakom gadać o wszystkim, to aż się nie chce. Nie macie tak?
A On na to moje "Ciężko!" odpowiada "Wiem!". Nie "Nie narzekaj!" albo inne dyrdymały, tylko "Wiem, spokojnie!". To też jest super, no bo przecież niezawsze potrzeba pocieszenia, tylko zrozumienia, prawda? I czasem mówi "Wiem! Nie martw się, ja jestem, spokojnie!". Teraz, gdy sama często wypowiadam te słowa, wiem ile w nich może zawrzeć się uczucia. Co dla osoby, która kocha, oznacza z kimś "być"! I piękne jest to, że ja nie byłam pierwsza, tylko Bóg!
PS. Śmiesznie, bo nie pisałam "Mu" i "On" wielką literą, więc jak się skapnęłam, to trochę się zmieszałam i też przeprosiłam. 🙂
Rozmowy z Bogiem, czyli… O Boże!
Często mam tak, że nawijam do Boga, nawijam, nawijam, wygaduję wszystko, co mi tam w duszy gra i nagle mówię "O Boże…", ale nie w roli wołacza. Potem jednak nagle przystaję i muszę powiedzieć "Ooops, przepraszam…", no bo to wygląda trochę tak, jakby ktoś rozmawiał ze mną i mówił o pogodzie, a tu nagle krzyknął "Julita!", żeby podkreślić, jak jest zimno. No trochę wkurzające, nie? Ale nie, bo Bóg generalnie odpowiada coś w stylu "No słucham…", także chyba w miarę wszystko jest ok, ale jednak taktownie jest przeprosić. M.in dlatego staram się jednak nie wzywać Imienia Boga na daremno, no bo brak taktu to brak taktu, nie? A w rozmowie face to face to już w ogóle…
🙂
Rozmowy z Bogiem, czyli… Tarapapa Mango!
Co mnie wczoraj odbiło, nie wiem! Byłam już w takim stanie nerwów, że nawał kłopotów i tzw. chandra sprawiły, że na to wszystko patrzyłam jakby z góry, z rozbawieniem. Bawiło mnie, że jestem zmęczona, że dostałam pisma z dwóch różnych urzędów tego pięknego miasta, z których to odebraniem i przeczytaniem miałam problemy, że zawezwano mnie do sekretariatu celem samodzielnego złożenia do piątku podania, a nie mam osoby widzącej, która pomogłaby mi w wypełnieniu danych, że do toalety po raz pierwszy była kolejka…
Co więc wynikło? Myślałam o tym wszystkim, a potem pomyślałam sobie o Bogu i myśli mi zeszły na Niego i Jego Tory. "Acha, – Pomyślałam. – trzeba zapewnić Ich, że wszystko u mnie w porządku i że się nie poddam, niech się nie martwią.". Czasem, gdy jestem w trakcie dnia i traktuję go jak wyzwanie, to zwracam się do Boga, jakby był moim dowódcą. Mówię więc często np. "Halo, baza, melduję, że działam, jestem na pozycji i wszystko w porządku." i powiedziałam tak właśnie wczoraj. A to pociągnęło lawinę. No bo z czym może mi się skojarzyć "Halo, baza!"? A no z filmem "Pan Kleks w Kosmosie", w którym to obecni na statku kosmicznym wywołują się chasłem "Tarapapa Mango, Tarapapa Mango… Halo, baza!". Potem to już tylko ryczałam ze śmiechu i zadeklarowałam, że będę wywoływać Dowódcę tym właśnie, jakże uroczym chasłem. Nie wiem tylko, co On na to…
11
"Jak cudownie jest móc coś zrobić dla ukochanej istoty, choćby otworzyć
przed nią
drzwi lub podać książkę…"
(Lucy Maud Montgomery, "Jana ze Wzgórza Latarni"
10
"Ech, cuda, cudeńka… Jak on się nazywał? – błysnęło jej poprzez mgłę
uciekających myśli i obrazów. – Walt Whitman, oczywiście. "Wszystko, co znam, to
wyłącznie cuda…" – jak to było? jak to było?… "Czy stoję pod drzewami w
lesie… czy rozmawiam za dnia z kimś, kogo kocham, albo nocą śpię z kimś, kogo
kocham…" – jak to było? "Podziw budzące owady w powietrzu… cienka krzywizna
wiosennego nowiu… to dla mnie cuda, całość pełna powiązań, a jednak każdy jej
składnik odrębny i na swoim miejscu… każdy cal sześcienny przestrzeni jest
cudem…" Jakie to piękne – zachwycała się już prawie we śnie. – Codzienny…
zwykły… trud – nie, cud!… – myśli się splątały. – Codzienny… zwyczajny…
cud… I już spała."
(Małgorzata Musierowicz, "Imieniny")
9
"Nie ma żadnego "ja", pomyślała Gabriela. Nie
ma żadnego "ty", bo sami w sobie nie istniejemy. Swoje istnienie czerpiemy z
wzajemnej zależności wszystkich od wszystkich i wszystkiego od wszystkiego.
Jesteśmy – jednym."
(Małgorzata Musierowicz, "Imieniny")