"Gdy się modliłam za Polskę, usłyszałam te słowa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę
ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat
na ostateczne przyjście moje."
(S. Faustyna Kowalska, "Dzienniczek")
4
"(…) Wtem stanął przede mną Jezus i
rzekł: Co ty tu robisz tak wcześnie? Odpowiedziałam: Rozmyślam o
Tobie, o Twoim miłosierdziu i dobroci ku nam. A Ty, Jezu, co tu
robisz? – Wyszedłem na twoje spotkanie, aby cię obsypać nowymi
łaskami. Szukam dusz, które by łaskę moją przyjąć chciały."
(Św. S. Faustyna Kowalska, "Dzienniczek")
2
"Gdy w godzinie pewnej ulgi, któryś z przyjaciół zaczął
deklamować wiersz o tym, jak to będzie za dziesięć lat, Rudy przerwał z
uśmiechem. – Powoli, panowie, spokojnie – i machnął ręką. A po chwili – powiedz
raczej, Jasiu, ten wiersz Słowackiego… Zapanowała cisza. Czarny Jaś starając
się opanować głos, mówił Testament. Rudy trzymał w dłoni rękę Zośki i szeptem
powtórzył sinymi wargami jedną ze zwrotek: Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą
nadziei
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucane na
szaniec…"
(A. Kamiński, "Kamienie Na Szaniec"
1
" (…) – Serce można znaleźć wszędzie – mówiła pani Zofia niemal uroczyście. – Serca
ludzkie kwitną jak bezpańskie kwiaty na łąkach. Miłość ludzka unosi się w
powietrzu. Przyjaźń prosi słodkim głosem, aby ją wziąć i przycisnąć do piersi.
Musi jednak to być zamiana uczciwa: serce za serce, miłość za miłość, przyjaźń
za przyjaźń. Odrobina przyjażni bardziej wypełniłaby panu życie niż interesy,
zawiłe sprawy albo haniebne targi. ale nie kupi pan jej za cały nawet swój
majątek."
(K. Makuszyński, "List z Tamtego Świata")
Nie chce mi się!
To uczucie, kiedy wysyłasz na serwer niesamowicie długi wpis, poświęcony Twoim skargom i żalom na ciężki los, a tu okazuje się, że wyskakuje błąd! Potem to już Ci się nie chce tego powtarzać! Czy to oznacza, że Elten nie akceptuje u mnie stanu doła? 🙂 Ale aż się trochę humor poprawił, tylko w stronę tego wisielczego. No więc smuteczkowego wpisu nie będzie, chociaż łatwo nie jest.
What child is this, wyjaśnienie
Dawid zamieścił na blogu piękną, starą pieśń angielską. Tzn. nie tyle na blogu, co w obecnym awatarze. I już po pierwszych dźwiękach stwierdziłam, że tu chyba coś jest nie tak! 🙂 Otuż jest – piękna, angielska kolęda o melodii dokładnie takiej, jak wspomniana wyżej pieśń. Co więcej, w wykonaniu tego samego zespołu, który zaprezentował Dawid. Trochę mną to trząchnęło, bo myślałam, że melodia tej kolędy jest, że tak powiem, unikatowa, a tu nie! 🙁 Szkoda! 🙁 Ja wciąż się nią zachwycam, przez melodię właśnie.
Przez czas niedługi będzie ona też w moim awatarze (wszak to nie święta, więc nie czas na kolędy). 🙂
Coś totalnie nie w stylu mojego bloga (Sorry!)
To, że ten wpis jest w kategorii "Refleksje" jest nieporozumieniem, ale nowej mi się narazie tworzyć nie chce.
Dziś po raz pierwszy przeczytałam blog który, w przeciwieństwie do mojego, znajduje się nawet nie tyle w Top 20, ale w Top 30 najczęściej komentowanych blogów. Smutełki! 🙂
Ale wniosek jest jeden:
#lolekniewie
!
Do widzenia! 🙂
„Cudowny Chłopak”, czyli PRAWIE się jej udało
Kiedy przeczytałam opis tej książki w zbiorach DZDN, mogłam uznać, że co najyżej mnie zainteresowała. Nie było w niej nic szczególnego – chłpak ze zdeformowaną twarzą idzie do szkoły i…
No właśnie. Oczywiście, zwalczając przeciwności losu, kamienie na drodze, niechęć i wszystko inne, dzielnie idzie do przodu, spotykając się z życzliwością i "serduchami", które mu pomagają.
I w sumie tak właśnie było. Nie znoszę takiego scenariusza! Z autopsji (…) wiem, że życie niepełnosprawnego to nie pagórek, po którym można jeno piąć się w górę, czyli w schemacie "Jest ciężko, ale zawsze do przodu.". Tzn. może tak generalnie jest, ale moja droga przypomina mi raczej "góry i doliny", czy tam inne wzloty i upadki, acz z tendencją raczej "ku górze", co jest raczej optymistyczne. Te góry i doliny wynikają z tego, że często musimy się na nowo przekonywać, że warto żyć.
I mniejwięcej taki nastrój przebija z książki R. Palaccio (chyba tak się to pisze xd) o tytule "Cudowny Chłopak".
Bo mnie opis w stylu "chłopiec ze zdeformowaną twarzą, musi zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest pójście do szkoły. Tam spotyka przyjaciół i blablabla" nic nie mówi.
Podobno Palaccio napisała tę powieść, zainspirowana "sytuacją w lodziarni" – pewnego razu zabrała tam swoje dziecko, ale wyszła z nim stamtąd, gdy spotkała matkę z dzieckiem z tego typu niepełnosprawnością.
Jeżeli po tak krótkiej sytuacji mogła stworzyć obraz tak skomplikowany, wielowątkowy, bohaterów z rozbudowanąpsychiką to… szacun!
Wcześniej myślałam, że conajmniej uczy takie dzieci w szkole, ma je w rodzinie, ale nie spodziewałam się, że była tylko obserwatorem. Ile sekund zajęła ta sytuacja? 60? 90? Może więcej…
Ciekawa jestem, czy autorka miała potem jakieś warsztaty, rozmowy z rodzicami.. generalnie czy zagłębiła się w temat, czy po prostu "siadła i napisała powieść".
Najbardziej urzekł mnie w książce wątek Olivii, siostry Auggiego. Jest to młoda, dorastająca dziewczyna, która ma swoje ciężkie dni, jak każda nastolatka. Kocha Auggiego, ale kocha tą specyficzną miłością, która… Olivia jest czasem zazdrosna o względy rodziców. Może nawet nie tyle względy, co po prostu uwagę. Tej uwagi robi się nawet jeszcze mniej, gdy chłopak idzie do szkoły. A Olivia jej potrzebuje. Coraz bardziej. Sytuacji nie ułatwia fakt, że przemianę przechodzi jej bestfriend – Miranda. I Olivia nie wytrzymuje tego. Od tej pory zwracam o wiele większą uwagę na relacje rodzeństwa osób z niepełnosprawnościami. Wcześniej tego nie robiłam. Do tego stopnia, że nie zastanawiałam się, jak jest w mojej rodzinie. Jak to jest być bratem lub siostrą takiego dziecka – musieć nietylko radzić sobie bez tej atencji rodziców, jaką mają dla chorego rodzeństwa, ale jeszcze mu pomagać, jeszcze je wyręczać, jeszcze je kochać… Gorzkie myśli nawiedzają mnie w tej materii od tamtego czasu. Czy możemy kogokolwiek na to skazywać? Miłość rodziców to inna sprawa – jest bezinteresowna, a może wpływa na nią ból porodu, wspulna miłość, takie tam… Ale rodzeństwo? Wrzucane jest z głową w tą sytuację i to bez tej "magic bound", którą mają rodzice. I może się wydawać, że generalnie wszystko jest OK, ale czy napewno? Czy nie zdarzają się takie dni, że mają ochotę wyprzeć się więzi z chorym bratem, chorą siostrą? Wyprzeć się przed kolegami, partnerem, sobą? Bo rodzina takiego dziecka jest "inna". Nie możemy temu zaprzeczyć.
Chcecie przykładu? Jestem starszą siostrą. Mój brat zdaje teraz prawko. Tzn. będzie przystępował i to już niedługo. A ja nie mogę mu pomóc. NIe dam jakiejś super rady dot. szkoły, instruktorów, technik, samochodu… To JA, choć jestem starsza, potrzebuję jego pomocy. W rozszyfrowaniu milczącego ekranu, w dojściu w nieznane miejsce… To ja powinnam być jego wsparciem, a nie on moim. I takich przykładów jest więcej. Już pomijając fakt, że choć jestem starsza, rodzice poświęcają mi więcej uwagi, niż jemu i prawo "młodszego" u nas nie działa. Nie łudzę się, że tak nie jest.
Może dlatego tak trudno mi się z nim ostatnio rozmawia?…
W opisie relacji w rodzinie Auggiego palaccio trafiła chyba w 10. No i w opisie emocji chłopaka – też.
Jednym z najlepiej zapamiętanych przeze mnie momentów był pierwszy dzień w szkole chłopaka.
Na gorączkowe pytania matki "Jak było?" odpowiada równie gorączkowo "Dobrze". Bo co ma powiedzieć? Z jednej strony – faktycznie było "dobrze"! Nie zabił się na schodach, nie wywalili go, nie obrzucili łajnem (Żeby kupy nie było, tak napisałam.), nauczyciele byli w miarę spoko… Ale czy napewno? No bo ci koledzy… Ta samotność… "Dobrze"! – krzyczy, a ja rozumiem, o co mu chodzi. Co ma powiedzieć?
Z pewnych względów, które pojmuję, nie chce rozmawiać o tym dniu. Chce go sobie ułożyć w głowie, a może zapomnieć? Bo czasem mamy takie dni, takie sytuacje, takich ludzi, których chcemy zapomnieć. I będę tu subiektywna, ale powiem, że niepełnosprawni chyba mają ich trochę więcej.
Znowu emocje odmalowane po mistrzowsku.
Więc dlaczego to "prawie" w tytule wpisu?
A no przez to głupie zakończenie! Patos, euforia, oklaski, wzruszenie, łzy, przyjaźń, aplauz na stojąco… No coooooo?… Naprawdeeeeeeeeeeee? Niby książka bez happyendu to nie książka, e.. model "dzielnego niepełnosprawnego", tak umiejętnie ukrywany przez całą powieść, wyskakuje jak ropny bąbel, którego się już więcej ukryć nie da, jak zbyt mocno rozciągnięta gumka… Ile razy w życiu mamy taki moment, że jesteśmy megasuperhiperextrawowszczęśliwi, bo nas doceniono? Nie wiem jak Wasze, ale moje życie składa się przede wszystkim z drobnych zwycięstw i upadków, które jeno czasem przesłania jakaś większa radostka. Ale żeby od razu aplauz na stojąco??? Aaa, no i jeszcze medal, którego nie wręczano od lat? Na taki medal trza zasłużyć! Zapracować! A nie być niepełnosprawnym, który po prostu żyje jak normalny człowiek! Ja miałabym zaraz potem poczucie, że wręczono mi go z litości. Tak jak ta czwórka, którą dostałam z jednego przedmiotu na koniec roku akademickiego… ale to nie na ten wpis. I ten aplauz… To nie jest tak, że oni wstają, bo "tak jest ładnie"? Bo trzeba przy rodzicach pokazać, że jesteśmy ujmujący, grzeczni, tolerancyjni? Może jestem spaczona przez nasze środowisko, które
A Nie lubi litości aż do przesady
B Nie lubi pomocy aż do przesady
C W każdym odruchu, inicjatywie ze strony widzących doszukuje się albo dyskryminacji, albo litości, a przecież litości nie lubi,
ale takie ckliwe zakończenia zdecydowanie mi się nie podobają. Chociaż jakby go nie było, pozostawiłoby mnie to z przygnębieniem, że to takie realistyczne, takie smutne… Więc ja już nie wiem, co robić. Chyba pozwolę temu zakończeniu istnieć – niech sobie będzie cukierkowosłodkorużowe, żeby przyćmić tę szarą codzienność…
Odpowiadając na niezadane pytania:
1. Nie, streszczenia, cytatów itp nie będzie.
2. tak, książka dostępna jest w DZDN, przeczytana przez A. Dereszowską.
3. Film jest gorszy od książki.4. Tak, polecam przeczytać, nawet bardzo. M.in dla poszerzenia światopoglądu.
Buźka!
Zapowiedź (chwalę się)
Następnych kilka wpisów poświęconych będzie mojemu występowi, który miał miejsce 7 lipca tego roku na festynie Zgierz Wielokulturowy. Wokół mojego występu narosły pewne nieporozumienia – na początku poinformowano mnie, że mam zaśpiewać 2-4 utworki z gatunku "międzywojenne/patriotyczne". Lekko zdziwiona tą rozbieżnością spytałam raz jeszcze, jakie to dokładnie mają być pieśni, na co dostałam info, że organizatorzy "zdają się na mnie". Wybrałam więc dwie typowo międzywojenne i jedną patriotyczną. Miałam przyjemność (bądź nie) być umieszczona na plakacie wydarzenia, gdzie wyraźnie było napisane, że to ma być "koncert patriotyczny". Raz jeszcze telefon, czy te międzywojenne napewno być mogą i info, że w sumie to dokładne wytyczne dostanę "później". Poczym w czwartek wieczorem ostateczna informacja, że "Tak właściwie, to przygotuj się tak na 30-40 minut występu, głównie patriotyczne, tak z 7-9 utworów". (Napisałam wcześniej, jakie utwory mam w "odwodzie", więc po prostu wzięto je wszystkie, na 2 dni przed występem.). Jednak występ się udał. Zamieszczonych nagrań proponuję posłuchać na słuchawkach i dość głośno, bo z daleka i cicho słychać różne niedogodności, związane z dość silnym wiatrem, a występ nagrywał mój brat mikrofonem IPhone 6+, więc… Trochę lipa, bo nie nagrał przemów pomiędzy (Ludzie mówio, że mam gadane…), ale może choć te nagrania uda mi się wrzucić. Tym niemniej jestem zadowolona z rezultatu. Ludziom się podobało, a to najważniejsze.
Przesłuchajcie choćby początek! :)
Do tego nagrania będę jeszcze wracać. Polecam je każdemu, kto ma w życiu trudniejszy czas, a i w chwili spokojnej jest niezwykle budujące.