Zadanie siódme: Odpoczywamy. Od sprzętów! <3

To, że ja umieszczam zadania z poślizgiem, każdy widzi. Trudno, tak być musi. Znów życie dokopało mocno, pojawił się kolejny atak, więc i priorytety się poprzesuwały.
Istnieje cień szansy, że ataki triggerują u mnie błyski światła. A jak błyski światła, to elektronika.
Proponuję więc zadanie siódme: Przynajmniej 15 minut dziennie spędzamy w absolutnej ciszy. Jedyne, co może lecieć w tle, to muzyka, ale spokojna, relaksująca, na głośnikach, nie na słuchawkach. Te ostatnie odkładamy daleko, wyciszamy telefon i po prostu pozwalamy myślom płynąć. Można się położyć, można posiedzieć – to już jak kto woli; ważne, by trochę zrezygnować z obciążającej nas wciąż technologii.

Zadanie piąte i szóste: Komplementujemy

"No – pomyślicie – już ją totalnie pochrzaniło. Odleciała. Po co to?".
Wiecie, ostatnio zauważyłam, z resztą nie tylko ja, że za mało jest w moim otoczeniu pochwał i komplementów. Gdy trzeba zarzucić, skrytykować, znaleźć błąd, jest nas dużo, ale gdy trzeba coś pochwalić, jest nas zdecydowanie mniej.
Bo o wiele trudniej jest wydusić z siebie pochwałę, niż krytykę. Krytyka pozwala zatriumfować, wywyższyć się, dodać sobie punktów do fejmu, a pochwała wymaga docenienia, pewnego rodzaju uniżenia się, a to jest trudne.
Proponuję zadanie piąte i szóste:
Chwalimy.
Ale uwaga, chwalimy z głową – codziennie mówimy coś miłego, a przede wszystkim – zgodnego z prawdą, przynajmniej jednej osobie. To może być mama, sąsiadka z bloku, Eltenowicz lub chłopak – ktokolwiek, kto obiektywnie na tę pochwałę zasługuje.
A, co jeszcze ważniejsze, ta osoba nie może poczuć, że nasza pochwała jest sztuczna. Ona musi wynikać z głębii serca.
Bo w tym wszystkim chodzi o to, by ów nawyk chwalenia stał się choć trochę bardziej naturalny dla nas.
Osobiście mam z tym ogromny problem!
To co? Startujemy?
PS. Maj był dla mnie wyjątkowo ciężki, więc to trudne zadanie jest wyzwaniem majowo-czerwcowym.

Zadanie czwarte: Ruszymy się

O tym, jak ważna jest aktywność fizyczna dla zdrowia nie tylko fizycznego, ale też psychicznego, słyszeliśmy tyle razy, że ja tego powtarzać nie będę.
Rzadko kto jednak zastanawia się, że osoba niewidoma przez to, że wykonuje mniej ruchów niż statystyczna osoba widząca, jednocześnie ma większe trudności z utrzymaniem sprawności fizycznej.
Oto zadanie na ten miesiąc:
Ruszmy się!
Musimy wykonać aktywność fizyczną, po której poczujemy choćby niewielkie zmęczenie, przynajmniej 3 razy w tygodniu po pół godziny lub też 2 razy w tygodniu po godzinie.
Może to być spacer, bieganie, pływanie, taniec, rower, trening itp itd.
I nie mówcie, że się nie da, bo się da. Tylko jak się chce. I pewnie się nie chce, ale konsekwencje tego niechcenia odczujemy dopiero za parę ładnych lat. Od nas zależy, czy będziemy musieli.
Do dzieła!
PS. Przez diagnozę zadanie będzie dla mnie nieco trudniejsze, bo muszę uważać na wysiłek i wciąż się kontrolować, ale tak czy siak się postaram.

Zadanie trzecie: 3 cholerne plusy

Kochani, ja wiem, że wyzwanie ma 6 dni opóźnienia, przepraszam…
Dół, chandra i hormony wjechały na pełnej, druga faza mnie niestety nie oszczędza, w związku z powyższym nie chce mi się oddychać, nie mówiąc o rzeczach tak mało, że tak powiem, koniecznych, jak wyzwania.
W związku z powyższym moja lista zadań ulega aktualizacji.
Zadanie na ten miesiąc:
Każdego dnia znajdujemy rankiem 3 rzeczy, na które cieszymy się lub mamy nadzieję każdego dnia i wieczorem – 5 takich, które danego dnia były pozytywne.
Przekrój, rzekłabym, dowolny, od smacznej zupy na obiad poprzez fakt, że w ogóle się wstało z łóżka.
Wszystko to zapisujemy, żeby pozostawić trwały ślad, ale po zapisaniu możemy skasować. 🙂 Codzi o to, żeby nie tylko abstrakcyjnie myśleć o tym, ale też i to zapisać. Każdy zapisek musi liczyć 2 zdania, w pierwszym piszemy sam fakt, w drugim – jakiś krótki komentarz, byle pozytywny.
Do dzieła, rodacy, a ja idę się dołować. :p

Zadanie drugie: Robimy listę zadań +motywacyjna grupa :)

Drodzy,
Nasze picie wody powoli zyskuje na, że tak powiem, ostrości i płynności, a przynajmniej taką mam nadzieję. Czujemy się lepiej i już nam się niedobrze nie robi od wypitych płynów. Pijemy często, małymi łyczkami, a soczki zamieniliśmy na wodę lub zieloną herbatkę. Praaawdaaa? 😀
Należy więc pójść o krok dalej.
Gdy wieczorem kładziemy się spać, czujemy się przytłoczeni ilością rzeczy, których nie zrobiliśmy. Jest tego zdecydowanie za dużo, przecież nikt tego ogarnąć nie może. Nasze życie to mały haos. Co z tego, że nie zawsze to czujemy?
Albo jest wręcz przeciwnie: Kładziemy się spać z myślą, że właściwie nic produktywnego nie zrobiliśmy. Jest nudno. Bez sensu. Bezproduktywnie. Wstajemy następnego dnia rano i właściwie nie wiemy, co mamy w życiu robić. Snujemy się w piżamie do 12:00, bo w sumie po co się przebierać?
Budzimy się o 16:00, bo przecież po co wstawać?
A może czas to zmienić?
##Zadanie na ten miesiąc: Robimy listę zadań na następny dzień
* 1. Określamy z dokładnością do kilku minut porę, o której wieczorem siadamy i spisujemy zadania na jutro
Może to być po umyciu zębów, po przebraniu się w piżamkę, tuż po kolacji, albo wręcz w łóżku. Wyznaczamy sobie 5 do 15 minut tylko i wyłącznie na to, najlepiej z zegarkową, a przynajmniej z nawykową dokładnością.
* 2. Spisujemy sobie wszystko to, co musimy i chcemy wykonać następnego dnia
Możemy robić to w aplikacji na telefonie lub na kartce.
IPhonowska aplikacja "Przypomnienia" ma naprawdę wiele wad, ale jedną zaletę – jeżeli nie wykonasz czegoś dziś, automatycznie przechodzi to na jutro, więc wpisywanie raz jeszcze masz z głowy.
* 3. Przyporządkowujemy każdemu zadaniu godzinę jego rozpoczęcia i, mniej więcej, zakończenia
Tzn. jeżeli decydujemy się "pouczyć matmy", zastanawiamy się, ile czasu musimy na tę matmę poświęcić. Zakładając, że to jest godzina, wyznaczamy sobie godzinę, przygotowujemy sobie minutnik, odpalamy go i uczymy się godzinę. Potem przestajemy. Koniec nauki po godzinie.
UWAGA! Jeszcze lepszym nawykiem jest wyznaczanie nie tyle czasu, który mamy poświęcić, co konkretnego celu, czyli nie tyle uczenia się matmy przez godzinę, co raczej wykucia rozdziału siódmego lub zrobienia do niego 33 zadań. Jest to o wiele bardziej skuteczne, jednak na początek może okazać się demotywujące, bo może nam to zająć więcej czasu, niż teoretycznie myśleliśmy.
Jeżeli jesteśmy fajni, wybieramy więc tę drugą metodę, a jeżeli chcemy zacząć spokojnie – pierwszą.
Możemy zawsze założyć sobie większy zapas czasu i skorzystać z jego nadmiaru na wykonanie zadań dodatkowych, czego nie radzę, lub sensowny odpoczynek, co zalecam.
* 4. Spisujemy WSZYSTKIE zadania
Odebranie dziecka z przedszkola, przygotowanie obiadu na następny dzień, obmyślenie kolacji , posprzątanie jednej szuflady w pokoju – to wszystko musi znaleźć się na liście. Jeżeli nie umiemy przyporządkować ilości potrzebnego czasu, nie robimy tego, wykonując zadanie gdzieś pomiędzy innymi, oczywiście po zerknięciu na listę.
Jeżeli dziecko z przedszkola odbieramy codziennie, to po prostu wpisujemy zadanie z zapasem. 😀
* 5. Zadania nadmiarowe, dodatkowe, wykonujemy DOPIERO PO wykonaniu WSZYSTKICH z listy
Nie zaplanowałeś sobie czegoś ważnego na następny dzień i przypomniało Ci się dopiero rano?
Trudno, najpierw musisz wykonać zadania, które spisałeś. To dodatkowe może uda się wcisnąć w przerwę, a przy następnym planowaniu będziesz wiedzieć, żeby wszystko spisać, jak należy.
* 6. Wykonujemy WSZYSTKIE zadania z listy
Zaplanowałeś sobie za dużo? Cóż, staraj się wykonać wszystko, a jeżeli naprawdę, naprawdę Ci się nie udaje, to spróbuj zadanie przełożyć na dzień następny, a planując go, weź pod uwagę, że musisz sobie wyznaczać mniej zadań lub więcej czasu na nie.
* 7. Planujemy przynajmniej kilkadziesiąt minut odpoczynku
Idealnie byłoby, gdyby była to co najmniej godzina, najlepiej bez elektroniki, ale o tym później.
Na razie zaplanuj sobie na swojej liście odpoczynek. Co najmniej tyle i tyle odpoczynku. Stwierdź "Ja teraz odpoczywam". Zero nagłego "O Boże, jeszcze metrologia stosowana na jutro!". Nie, Ty teraz odpoczywasz!
* 8. Gdy tylko nam się coś przypomni, nawet coś na przyszły piątek, wpisujemy na listę
Nie mówię tu o planowanych spotkaniach, chociaż te na liście też trzeba odchaczać, ale np. przychodzi Ci do głowy, że musisz wreszcie posprzątać szafę w hallu, a ciągle nie ma na to czasu. Robisz więc kalkulację, którego dnia masz go najwięcej w swoim ogólnym grafiku i właśnie na ten dzień wpisujesz sobie zadanie. Jeżeli na dzień przed stwierdzisz, że jednak bieżących zadań jest za dużo, zawsze możesz je przełożyć.
* 9. Konsekwentnie pilnujemy listy i obserwujemy ją
Wcześniej już wspomniałam coś niecoś o tym. Wszystko polega na obserwacji – jeżeli dałeś sobie zbyt mało zadań na następny dzień, możesz zaplanować ich więcej przy kolejnym planowaniu. Jeżeli jest ich za dużo, zredukuj je. Jeśli nie wyrabiasz z czasem, daj go sobie więcej. I odpoczywaj!
Powodzenia!

PS. Niedawno założyłam grupę motywacyjną, której każdy wątek na forum jest przyporządkowany kolejnemu zadaniu; jeżeli masz ochotę, dołącz do niej i dziel się spostrzeżeniami i wynikami.

Jak tam nasze zadanie?

Z góry uprzedzam, że optymistycznie raczej nie będzie.
Bo u mnie idzie bardzo kiepsko. 😀
Miałam nadzieję, że kolektywne picie razem wody pomoże mi zmusić się do jej regularnego łykania, a tu klops; czasem sobie przypomnę, że przecież trzeba, że zdrowo itp i wtedy wypijam pół litra na raz, ale częściej jest tak, że nawet mimo wyraźnego pragnienia nie chce mi się napełnić butelki lub zrobić herbaty, co oczywiście odbija się na moim zdrowiu i wiem o tym.
Kto wie, może jednak ta motywacyjna konwersacja by mimo wszystko pomogła?
A jak tam u Was? Pijecie, czy nawalacie? 🙂

Zadanie pierwsze: Nawadniamy się!

W tym momencie połowa z Was pomyśli, że to banał i się wycofa. Druga pomyśli, że nie ma czasu i też się wycofa. Nie radzę!
Woda to jest budulec naszego ciała. Bez niej nie moglibyśmy przeżyć. Bez jedzenia da się przeżyć kilkadziesiąt dni, bez wody nie możemy przetrwać nawet tygodnia.
I nie zdajemy sobie sprawy z tego, że pijemy jej zdecydowanie za mało!
Znasz to uczucie, gdy jesteś po prostu otępiały? Tak totalnie nic się nie chce? Nie ma żadnego realnego powodu, po prostu tak jest? A może wypij sobie dużą szklankę wody i popatrz, co się stanie?
Ja tak robię. Pomaga! 🙂
Tzn. właściwie czasem tak robię. Bo jak się jest otępiałym i się nie chce, to się nie chce też pić tej durnej wody, no nie?
Pamiętajmy, że herbatki, soki owocowe i inne słodzone napoje są mocno kontrowersyjne – owszem, zawierają w sobie wodę, ale jednocześnie także substancje, które pomagają w szybszym jej wypłukiwaniu. Cóż więc za korzyść z wypicia trzech litrów soku jabłkowego z butelki, skoro po godzinie nic z tego nie zostanie w organizmie? No, nic prócz cukru. 😀
Oczywiście przejaskrawiam, by pokazać Wam skalę zjawiska.
Oto zasady zadania:
1. Pijemy czystą wodę źródlaną, mineralną, mineralizowaną itp lub ew. kranówkę, jeżeli jest zdatna do picia w regionie, gdzie żyjemy, herbatę zieloną lub ew. herbatki ziołowe, choć te ostatnie traktujemy z przymrużeniem oka, ponieważ one także mogą, paradoksalnie, wypłukiwać wodę z organizmu (patrz pokrzywa). Do czystej wody możemy dodać cytryny, mięty, miodu, imbiru i innych podobnych dodatków, byle nie w nadmiarze.
Jeżeli mamy aplikację, która przelicza ilość wody w pozostałych płynach (tak, jest taka), możemy je zaliczyć do limitu, ale tylko wtedy.
2. Obliczamy nasze dzienne zapotrzebowanie na wodę. Proponuję skorzystać z kilku różnych kalkulatorów, by wynik okazał się miarodajny. Jeżeli z jakichś powodów nie chcemy lub nie możemy wykonać obliczeń, przyjmujemy 2 litry wody dziennie, jednak pamiętajcie, że jest to ilość bardzo, bardzo orientacyjna.
3. Przez pierwsze dni skupiamy się głównie na podliczaniu ilości wody wypitej przez nas w ciągu dnia. Spisujemy na kartce lub w aplikacji wszystkie wypite płyny i zastanawiamy się, które z nich możemy zaliczyć do wody.
4. W drugim tygodniu wprowadzamy nawyk wypicia wody po przebudzeniu. Przyjmuje się, że dobry efekt daje wypicie szklanki wody, ale jeśli macie butelkę, wystarczy kilkanaście łyków lub mniej więcej połowa małej butelki.
5. Przez pozostałe tygodnie staramy się dobić do porządanej ilości wody i utrzymać ten wynik codziennie tak, by picie weszło nam w krew.
A. Nie dopuszczamy do momentu, gdy zwyczajnie chce nam się pić, ponieważ jest to wyraźny sygnał organizmu, że zaczyna się odwodnienie.
B. Nie pijemy półtora litra na raz, ponieważ większość z tej wody nie będzie odpowiednio wchłonięta i po kilkunastu minutach wydalicie ją w formie, w jakiej ją przyjęliście. Proponuję maksymalnie 300-500 ml na raz. Obserwujcie swój organizm, nawet poprzez badanie własnego moczu – jeżeli będzie to po prostu woda, to znak, że musicie zmniejszyć ilość i rozstrzelić picie w czasie.
C. Nie zwalamy całego picia wody na wieczór – dobrym patentem jest wypicie szklanki wody tuż po przebudzeniu, bo nie dość, że to świetnie pobudzi, to jeszcze odliczy się Wam od limitu. 🙂
Zalety picia wody:
* Zrzucenie paru kilogramów "ot, tak" – żeby nie było, nie mówię, że wystarczy pić wodę, by się odchudzić. To nie tak!!! Chodzi o to, że organizm, nie wiedząc, kiedy woda następnym razem będzie dostarczona, magazynuje ją w tkankach, by wykorzystać w momencie kryzysu. Kiedy więc zaczynamy więcej pić, ciało z ulgą i radością pozbywa się tych złogów, więc my z nich zwyczajnie chudniemy. Już nie mówiąc o pozbywaniu się produktów przemiany materii, które nam zalegają, a które też wpływają na wagę i tuszę.
* Odpowiednie dostarczanie składników odżywczych do każdej komórki (co z tego, że jecie same warzywka, skoro nie ma jak ich przetransportować wgłąb Was?);
* Znacząca poprawa trawienia, perystaltyki jelit, wydalania itp;
* Niezły power (wypicie dużej ilości wody działa tak odświeżająco, jak mocna herbatka lub spacer na świeżym powietrzu; oczywiście poprzez dużą ilość nie mam na myśli dużej butelki);
* Poprawa stanu cery i włosów – nawilżanie się od wewnątrz działa 100 razy lepiej, niż najlepszy kwas chialuronowy lub kolagen;
* Poprawa pracy mięśni i ruchomości stawów;
* Obniżenie ryzyka zawału, udaru i… dobra, dobra, wiem, jesteśmy młodzi, nikt o tym nie myśli. 😀 Ale warto pamiętać!

Aplikacja, o której wspomniałam, to "Moja Woda". W Appstore jest, zdaje się, pod tym linkiem:
https://apps.apple.com/pl/app/moja-woda-przypomnienia/id1440323599?l=pl
Nie tylko pozwala spisywać wypitą wodę, ale też wypite soki, herbatki i inne napoje, z których orientacyjnie też tę wodę wylicza. Nie jest na pewno bardzo dokładna, ale dla wodnych leniuszków na pewno się przyda.
Trzeba nauczyć się z nią postępować, bo nie jest super dostępna, ale też nie jest zdecydowanie nie do przejścia.
Niestety polecam zakup premium, bo dużo ułatwia, ale drogo nie jest.
*Wpis nie jest sponsorowany. 😀
Miłego dnia!