Praca licencjacka? Nie polecam!

Właśnie zarywam zajęcia (Spokojnie, mogę sobie na to pozwolić!), gdyż siedzę na swoim krześle biurowym i próbuję ze zwojów swojej przemęczonej świętami mózgownicy wyprodukować tzw. konspekt pracy licencjackiej.
No wiecie, taki outline. Nie niee, nie chodzi wcale o so-called summary, tylko o taki prawdziwy outline, czyli "co, po co, gdzie i w jakiej formie".
I powiedzcie mi, Kochani, jak ja mam przez pięć stron pisać właściwie tylko o tym, że pragnę pisać pracę na temat różnic w nauce pierwszego języka (tego, co to się go wysysa z mlekiem matki lub wypija z mlekiem modyfikowanym z danego kraju) i ich wpływie na różnice komunikacyjne ludzi niewidomych w dorosłości?
Co więcej, jak ja mam, do jasnej ciasnej, pisać o tym przez stron 30, gdy już przyjdzie czas na pisanie pracy właściwej?
Praca licencjacka to dla mnie taka zapchajdziura, z którą nie wiadomo, co zrobić.
Bo będąc licencjatem, jesteś właściwie jeszcze nikim. Ani to student, ani to magister.
Niby coś tam zbadał, coś tam napisał, ale właściwie nie jest to nic ciekawego.
I teraz męcz się, człowieku, bo Twój, akurat Twój uniwersytet ma status tzw. uczelni badawczej, więc prac nieinnowacyjnych raczej nie dopuści…

Podsumowanie roku 2019…

…którego nie będzie!
Wszyscy zastanawiają się na koniec roku, co zchrzanili, a co w sumie poszło całkiem dobrze. Zwykle niestety tych minusów wychodzi jednak więcej, niż plusów, bo taka już jest natura ludzka.
Nie bójcie boja, nie odstaję od reszty i w moim podsumowaniu też tych negatywów jest sporo. Więcej, niż pozytywów.
To podsumowanie znaleźć możecie we wpisie "Będę" z 24 grudnia. Nowego nie będzie.
Nie lubię Sylwestra. Nigdy nie chciałam, by czas płynął do przodu. Wolałabym raczej, by się zatrzymał. Długo żyłam raczej przeszłością, niż przyszłością. Zawsze chciałam wrócić do czasów, które już minęły.
Teraz bardzo powoli uczę się żyć teraźniejszością. Nie przeszłością, która jest poza mną, nie przyszłością, o której nie wiem, co przyniesie, ale teraźniejszością, na którą przecież mam wpływ. Tylko ta nauka jest bardzo żmudna.
Sylwestra nigdy nie spędzałam jakoś wybuchowo. Zawsze w gronie bliskich, jakby z niechęcią oczekując północy, bo "przecież trzeba", zwłaszcza jak się jest dorosłym.
Chyba jedynym, co zadeklaruje w tym podsumowaniu, będzie postanowienie próby myślenia zupełnie pozytywnie:
1. O sobie (próba akceptacji tego, że tak, owszem, mam wady, ale to nie jest całość mnie);
2. O innych (każdy ma wady, nawet spore wady, ale nikogo nie należy skreślać);
3. O przyszłości (Bóg rozwiąże wszystkie problemy i przyszłość będzie piękna);
4. O uczuciach (będę bardziej kierować się sercem, niż rozumem);
5. O przeszłości (Przecież nie stanowi całego mojego życia, prawda?).
Cóż, oby ten rok był dla Was lepszy, niż poprzednie!
PS. Ja nawet spędzam Sylwestra w miejscu, gdzie Nowy Rok rozpocznie się o trochę innej porze, niż w Polsce, więc jak mam go właściwie przeżywać? :p Ale z drugiej strony przeżywam go w naprawdę fantastycznym gronie, więc będzie dobrze!

Czeeekamyyyyy!

Czy Wam też się wydaje, że ten czas między Wigilijnymi Roratami i Wieczerzą to najbardziej dziwny czas, jaki tylko można sobie wyobrazić?
W przeważającej części jest absolutnie bezproduktywny, a jednocześnie w sumie niewiele można zrobić (No chyba, że jesteście gospodynią, która przygotowuje Wieczerzę na więcej, niż 10 osób, wtedy to zwracam honor…).

Będę!

Jest wieczór 23 grudnia. Zmęczona i jakby zniechęcona rozpoczynam ten wpis, bo chcę go umieścić jutro, tak by dotarł do Was właśnie w Wigilię.
Tytuł będzie ten sam, koncepcja niby ta sama… tylko ja nieco inna. To dobrze; zmieniamy się, dojrzewamy, "rośniemy" i tak być powinno.
Niektórzy swoje podsumowania robią na koniec roku, a ja takowe poczynię właśnie teraz.
Co się zmieniło?
Odnalazłam miłość i obiecuję, że nigdy jej już nie wypuszczę z rąk. Na zawsze!
To na plus. Jestem też, jakby to powiedziały znajome "ziemniaki", dojrzalsza i stateczniejsza; Tak przynajmniej mogłoby się wydawać, choć mi się widzi, że jest raczej odwrotnie.
Nauczyłam się niezłomności w walce o to, by wierzyć, że świat jest naprawdę piękny. Nauczyłam się wierzyć w to nawet wtedy, gdy nie wierzę. Nauczyłam się, jak walczyć z nadzieją mimo braku nadziei. Nauczyłam się, że słońce nie zawsze jest gorące, a kolory – kolorowe.
Nauczyłam się, choć teoretycznie wiedziałam o tym, że miłość to nie są tylko uniesienia, że trzeba o nią walczyć, najczęściej z samym sobą.
To można zaliczyć na plus. A co na minus?
Świat zmienił mnie. Jużsię tak często nie uśmiecham, nie śmieję, bo i ochoty do życia mniej i świat jakby smutniejszy, bardziej zmęczony, i mnie wciąż mówi się, że "już jestem za duża", i balast doświadczeń jakby zbyt mocno przygniata do ziemi. Nie ukrywam, że główną tego przyczyną jest Elten.
Poczyniono we mnie szkody, których tak szybko się nie naprawi (może w ogóle), a które wciąż uczę się wybaczać. Wybaczam wciąż na nowo i wciąż na nowo kłują w serce…
Nauczyłam się, że miłość potrafi boleć. Tak boleć, że aż masz ochotę to wszystko rzucić. Nie możesz jednak, bo wiąże Cię słowo, którego nie możesz, nie chcesz złamać.
Kilka osób potknęło się w moim sercu, pociągając za sobą inne. Upadek uczynił mi ból, ale w myśl obietnicy złożonej Wam przed rokiem i z tą wiarą, która mi została obiecuję Wam, że nadal będę dla Was! Bo przecież jestem złączona z niewyczerpaną Miłością Bożą…
Żal mi minionych lat i żal tego, co zniszczył rok 2019. Trudno mi czekać z radością i nadzieją na rok nadchodzący. Ponieważ jednak nauczyłam się walczyć, robię to i tym razem i… czekam z nadzieją!
A teraz czas na podziękowania dla tych wszystkich, którzy sprawili, że jestem tu, gdzie jestem. Będą one pisane losowo, żeby nie nazywało się, że kogoś faworyzuję:
Będę dla Ciebie, który nadal jesteś zagadką, a z którym mogłaby połączyć mnie wspaniała relacja, gdyby nie złe okoliczności przyrody. Może gdybyśmy spotkali się w innym świecie, innym miejscu, innym czasie… Ale nie martw się, wszystko jeszcze można naprawić!
Będę dla Ciebie, który tak zaplątałeś się w swoim życiu, że nie możesz ujrzeć jego prostoty i który do tego stopnia żyjesz własnymi wyobrażeniami o ludziach, że nie widzisz ich prawdziwych twarzy.
Będę dla Ciebie, która pokazałaś mi część Twojej prawdziwej twarzy. Niech Twoje światełko nie gaśnie i niech łączy nas mimo dzielących nas różnic.
Będę dla Małego Aniołka, który prawdopodobnie teraz nie czyta tego wpisu, ale z którym łączą mnie więzy mocniejsze, niż internetowa sieć. Mam nadzieję, że Pan przekaże Ci moje życzenia szczęścia i odwagi na drodze, którą obrałaś.
Będę dla Ciebie, którego kochanie już raczej tylko boli, ale który dałeś mi wspaniałe wspomnienia i doświadczenia, jakich nikt nie może mi odebrać.
Będę dla Ciebie, która długo drapałaś i sypałaś sól na moje rany i której wciąż na nowo muszę uczyć się przebaczać. Mam nadzieję, że kiedyś się to uda. I mam nadzieję (Nie, wierzę w to!), że Bóg Ci przebaczył! Pamiętaj, że nie liczą się okoliczności, a liczy się zachowanie i jego efekt. Nie jednorazowy, jak to się wydaje, i nie jednej osoby tylko dotyczący.
Będę dla Ciebie, która dajesz nam wszystkim przykład na to, że walczyć trzeba do końca, nawet jeżeli walka jest długa, bardzo długa… Pamiętaj, że Jezus mówi także do Ciebie, choć go nie słyszysz. To milczenie jest najpiękniejszą dla Niego rozmową!
Będę dla Ciebie, która nadal jeszcze nie wiesz, jaka jest Twoja droga i jakie właściwie są Twoje uczucia. Nie martw się, ja też tego do końca nie wiem! Otwieraj serce, podawaj dłonie i ciesz się chwilą!
Będę dla Ciebie, który nauczyłeś mnie praktykować Radość Doskonałą. Nie wiesz nawet, jak się to przydaje!
Będę dla Ciebie, która swego czasu dałaś mi ogrom nadziei, pozytywnej energii i zrozumienia. Szkoda, że Cię teraz już tu nie ma…
Będę dla Ciebie, która spokojem zadziwiasz, skrytością zastanawiasz, a lojalnością – zachęcasz. Daj mi kawałek swojego serca, a ja Ci dam swoje całe! Dziękuję za wyrozumiałość, powagę, rozsądek, śmiech i spokój!
Będę dla Ciebie, która zamykasz się z różnych przyczyn na serca innych; pamiętaj, że walczyć należy zawsze, zawsze mieć nadzieję i że jest kilka otwartych dusz, które na Ciebie czekają.
Będę dla Ciebie, po którym został tylko ślad na liście kontaktów, a który tak wiele nauczyłeś. Odpoczywaj i nie martw się już Eltenem. To znaczy pomóc możesz, ale tylko jak chcesz!
Będę dla Ciebie, która jeszcze mocniej rozpłomieniłaś gorejące we mnie instynkty. Kto wie, może kiedyś bliżej się poznamy…
I będę dla Ciebie… Cóż, wyszedłeś na końcu, a miało być losowo… Ciebie już dotyk nie płoszy, a poza tym… Ty przecież sam wiesz, prawda?
To chyba wszyscy. Jeżeli kogoś pominęłam, to raczej nie dlatego, że nie chciałam go wspomnieć.
Wszystkie przesłania, o których mówiłam Wam ostatnio, wciąż są aktualne. Niczego z nich nie cofam i czekam na Was! Wystarczy tylko jeden Wasz gest, a przygarnę Was i ogrzeję tak, jak tylko mogę. Może i tego ognia niewiele, ale jest mój własny i pragnę rozdzielić go między Was.
Przesyłając Wam serdeczne, świąteczne życzenia ślę wyrazy serdecznej miłości!
Wasza,
Ja
PS. Jest pół godziny przed Północą. Wybaczycie mi ten pośpiech?

Zapowiedź: Zamierzałam się długo, długo…

Jest to zapowiedź typowego, klasycznego wpisu w stylu "Wstawiamy muzę"… Albo nie?
d dłuższego już czasu przymierzam się do umieszczenia w tej kategorii pewnego słuchowiska, a raczej bajki, która swego czasu urzekła mnie i pozostała ze mną przez całe życie.
Otrzymana kiedyś od mamy na jakiejś zapomnianej kasecie, odsłuchana przypadkiem pewnego leniwego ranka, zachwyciła mnie… czym? Świetnie dobranym zestawem aktorów (kwiat aktorów polskich, Kochani, nie przesadzam!), wspaniałą, niebagatelną fabułą, no i świetną aranżacją i realizacją akustyczną. Ognisko płonie, jak płonąć powinno, strzały świszczą, a bizony wprost rwą się do przodu.
Wiem wiem, mówię zagadkami, ale nie chcę wybiegać zbytnio naprzód i zbyt wiele wam spojlerować.
Więc nim zaprezentuję Wam tę perełkę, to powiem tylko, że jest to taka maleńka dedykacja dla @Jamajki: Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy o tym pewnej pamiętnej nocy? 🙂
Plik będzie tu, na blogu, przez czas niezbyt długi – maksymalnie miesiąc. Nie chcę bowiem łamać praw autorskich, a jednocześnie pragnę się z Wami tym podzielić.
Usunę więc plik za jakieś 30 dni, ale zachowam na pamiątkę Wasze komentarze.
I jeszcze jedno: Nagranie, które umieszczę, nie pochodzi z mojej gazety. Tę gdzieś mam, ale niestety nie wiem już, gdzie. 🙁 Znalazłam je swego czasu w Internetach i dlatego tym bardziej nie chcę zbyt długo go tu trzymać.
Wsłuchajcie się więc i, zapominając, że jest to "tylko bajka", dajcie się porwać!
PS. Proszę, przymknijcie oko na niedociągnięcia. Na pewno znajdzie się ich kilka, ale chyba zaniepokoiłoby mnie, gdyby ich nie było.
PPS. Polecam jednak w miarę dobre słuchawki lub głośniki.

21

"(…)
Czekasz. Czekasz, a gdy to [co mówię] jest po Twojej myśli, bum – coś zaskakuje. Patrzysz na mnie z wyraźnym ożywieniem i jesteś otwarty. Ale gdy coś Ci nie odpowiada, Twoja twarz traci wyraz. Wiesz, ciągle uważnie Cię obserwuję i wiele uczę się na Twoim przykładzie, jako reportera robiącego wywiady. Przychodzisz tu z obrazem Brassensa już utrwalonym w Twojej małej główce i chcesz, bym się do niego dopasowałł. Jedyne, co naprawdę Cię interesuje, to sprawienie, bym mówił to, co wg Ciebie Brassens mówić powinien, bym był takim, jakim chcesz, bym był… Mógłbyś poznać prawdziwego Brassensa, pełnego niespodzianek. Ale przecież przygotowałeś się na innego Brassensa – takiego, jakim go chcesz widzieć. Ludzie nie chcą niespodzianek; zawsze chcą, by inni dopasowali się do ich oczekiwań."
(A. Sève, "Toute une vie pour la chanson » A.Sève interroge Georges Brassens", Le centurion. Paryż, 1975, tłum. własne, Julita Bartosiak

A skąd ja właściwie pochodzę 2, czyli trochę o… kulturze! :)

Łódź, choć jest miastem szumnym i ludnym, niestety ani historią, ani dziedzictwem kulturowym poszczycić się nie może.
Napływowa ludność robotnicza z całej polski nadała jej charakter, ale i poszatkowała kulturowo jak cebulę. Takie to było miasto – włukiennicze, fabryczne, miasto manufaktur i dymu kominów.
Jeżeli nucono śpiewki, to o fabrycznych dziewczynach lub łódzkim rynku.
Niestety i o tym nie można dziś znaleźć zbyt wielu wzmianek.
"Dziś w Łodzi na jarmarku kramarzy sporo
Kapela podwórkowa tu tnie wesoło
Tu można kupić wszystko, panowie, panie
Tu nawet ciepłą kichę też się dostanie."
– tak rozpoczyna się Polka Bałódka, której tekstu nie znajdziemy niestety w Internecie.
Znam ją, bo śpiewałam w podstawówce. Niewiele więcej dziś pamiętam, poza pewną magiczną zwrotką o starych kapciach i magnetofonie. Kto wie, ten wie. 🙂
Tym niemniej dziś w czeluściach Internetu próżno szukać łódzkich tekstów, może poza Tangiem Bałódzkim. Chwała kapeli, która ratuje honor miasta. Bardzo to przykre jednak, że jest tylko jedna, a i o niej usłyszeć zbyt wiele nie można.
Nawet uczynne Apple Music lub inne Spotify nie zwróci nam żadnych wyników o łódzkim folklorze.
To już nawet Zgierz ma nagrany swój hejnał i to w dwóch wykonaniach. Można go znaleźć na Youtube, a czytelnicy mojego bloga poznali już w pierwszej części tego wpisu.
##Do czego my właściwie przynależymy?
Zgierz tak trochę jest łęczycki, a trochę – łowicki. Łęczyca niby bliżej, ale kultura Łowicka silniej na Zgierz oddziaływała i oddziałuje.
I na ten temat trudno znaleźć cokolwiek.
Wstyd mi za Łowicz, bo jakoś inne regiony Polski potrafiły o siebie zadbać. Ja niestety nie dowiedziałam się wiele więcej ponad to, że tańcami charakterystycznymi dla Łowicza były oberki, a także kujony – kujawiaki, których kroki w tańcu trochę przedłużano. Z obserwacji muzycznych dodam, że lubiano także poleczki i walczyki.
A gdzie kuchnia? Gdzie stroje? Poza lakoniczną informacją o wycinankach, szarych kogutach i kwiatach niewiele znaleźć można.
Wstyd, Łowiczu, wstyd…
Tym niemniej, pokażę Wam, jakie to muzyczne pamiątki po tej kulturze udało mi się znaleźć.
Zespołowi Mazowsze dziękuję za to, że swego czasu dał nam te precjoza.
Dawniej już przeze mnie doceniony, dziś przeżywa mój renesans – zasłuchuję się w nim od kilku dni niemal na umór.
Zacznijmy więc:
##Wiązanka Łowicka, czyli…
…ściema! No bo o ile utwór drugi w tej składance mówi sam za siebie, o tyle pierwszy wcale z Łowicza nie pochodzi, a z Kujaw!
A ja tym pierwszym właśnie się zachwycam i taka dumna byłam, że jest nasz… Cóż, nie jest!

##Cyt, Cyt…
ten utwór, choć w sumie nie wiadomo, czyj jest, często jest u nas śpiewany. Trochę w naszym stylu, a uroczy, jak rzadko!

##Głównie instrumentalnie
Tutaj usłyszeć będziecie mogli to, co napisałam o tańcach łowickich:

##Już miesiąc zaszedł…
Słodka, urocza pieśń miłosna, którą często także można usłyszeć. Znana i lubiana w całej Polsce, ale to na łowickich dożynkach poznałam ją po raz pierwszy.

##Kuku…
Ta piosenka to prawdziwy szlagier ludowy, o ile można to tak nazwać. Babcia śpiewała mi ją, gdy byłam maleńka i tak ze mną została.

##To i hola
Kolejny, bardzo znany utwór. W wykonaniu Mazowsza można dostrzec ślady gwary łowickiej:

##Kondziałecka
"Kazała mi moja mama prząść kądziołkę,
Żebym sobie zarobiła na pościołkę"… 🙂

##I kolejna wiązanka
O tym utworze nie trzeba się rozpisywać.
"O, z samej Warszawy Jasiu idzie za mną,
Jeszcze żem maluszka, już się o mnie wadzą.
Niedaleko młyna rośnie jarzębina
Powiadają ludzie, żeś ładna dziewczyna.
Oj, dana…"

Gęś wodą,

A kaczuszki strugą! 🙂