„Rozepnij kurteczkę”, czyli krótki flashback z czasów niemal prestudenckich

Przez pierwszy rok moich studiów mieszkała ze mną babcia. Tak się jakoś złożyło, że nie znalazłam lokatora na ten rok, ba – nawet nie szukałam zbyt dobrze. Byłam, i poniekąd jestem nadal, samotniczką i introwertyczką, więc nawet nie przyszło mi to do głowy.
Jednym z kamyków do ogródka, jedną z kropli, które przepełniły ostatecznie czarę, była następująca sytuacja:
Wraz z babcią pojechałyśmy gdzieś "w miasto", żeby załatwić jakąś sprawę. Poruszałam się wtedy jeszcze dość niepewnie, choć już czyniłam pierwsze śmiałe wyprawy i coraz mniej bałam się chodzić sama. Tym niemniej wtedy byłam z babcią. Nie pamiętam, gdzie to było, ale pamiętam, że byłyśmy wtedy w budynku i musiałyśmy chwilę zaczekać. Usiadłyśmy na krzesłach i padło wtedy owo znamienne "Rozepnij kurteczkę, bo ciepło". Nie musiało to paść w tych właśnie słowach, ale liczyła się intencja i przekaz. Przekaz, który skłonił mnie do zadania pytania: "Babciu, czy swojemu synowi też zadałabyś to samo pytanie?".
– Nie. – Odpowiedziała niepewnie.
– Dlaczego? – Spytałam mocno poirytowana. – Przecież to jest Twoje dziecko, więc równie dobrze jemu mogłabyś wydawać podobne polecenia.
– Bo Ty – Odparła. – wymagasz więcej uwagi.
– Dlaczego? – Spytałam wtedy. – Przecież to, czy jest mi zimno, czy gorąco, wcale nie zależy od dysfunkcji wzroku. Jeżeli czuję, że jest mi gorąco, rozbieram się, jeśli zaś zimno – zakładam okrycie wierzchnie. A jeśli tego nie potrafię zrobić, to świadczy to nie o tym, że nie widzę i potrzebuję więcej uwagi, tylko że jestem lekkomyślna i nie potrafię o siebie zadbać, bo przecież akurat ta umiejętność, umiejętność wyczuwania temperatury w pomieszczeniu i na zewnątrz, nie zależy od braku wzroku.
Na to pytanie nie mogła niestety odpowiedzieć. Nie mogła też na wiele innych – dlaczego asekuruje mnie na uczelnię, mimo że dobrze znam trasę i potrafię iść sama, choć nigdy wcześniej tego nie robiłam, a także na wiele innych.
I w końcu przyszedł taki moment, że owa zależność, owa matczyna troska względem mnie jako potencjalnego dziecka w jej zachowaniu, sprawiły, że zdecydowałam się zamieszkać sama. Nie wiedziałam, jak to zrobię i czy wytrzymam sama choćby miesiąc, ale wiedziałam, że nie mogłabym już mieszkać z nikim z rodziny, przynajmniej tak bliskiej rodziny.
A potem to już po`toczyło się lawinowo. 🙂

Zadanie siódme: Odpoczywamy. Od sprzętów! <3

To, że ja umieszczam zadania z poślizgiem, każdy widzi. Trudno, tak być musi. Znów życie dokopało mocno, pojawił się kolejny atak, więc i priorytety się poprzesuwały.
Istnieje cień szansy, że ataki triggerują u mnie błyski światła. A jak błyski światła, to elektronika.
Proponuję więc zadanie siódme: Przynajmniej 15 minut dziennie spędzamy w absolutnej ciszy. Jedyne, co może lecieć w tle, to muzyka, ale spokojna, relaksująca, na głośnikach, nie na słuchawkach. Te ostatnie odkładamy daleko, wyciszamy telefon i po prostu pozwalamy myślom płynąć. Można się położyć, można posiedzieć – to już jak kto woli; ważne, by trochę zrezygnować z obciążającej nas wciąż technologii.

29

"Jeżeli człowiek ma poważne zobowiązania wobec drugiego człowieka, a z biegiem czasu pokłóci się z nim, zwykłe poczucie rzeczywistości każe mu być wrogiem bardziej zacietrzewionym niż ktoś zupełnie obcy. Aby usprawiedliwić w takim przypadku własną niewdzięczność i zatwardziałość serca, człowiek ów musi dowieść zbrodniczych win przeciwnej strony. Nie o to chodzi, przyjacielu, że jesteś samolubny, bezwzględny, zły z przyczyny niepowodzenia jakiejś spekulacji. Skąd znowu! Sedno sprawy w tym, że do spekulacji tej zostałeś wciągnięty przez wspólnika niegodnym podstępem i z najnikczemniejszych motywów. Zwykła logika nakazuje prześladowcy dowodzić, że pognębiony biedak był skończonym łotrem, gdyż w odmiennym przypadku on, prześladowca, musiałby uchodzić za łajdaka."
(W. Tackeray, "Targowisko próżności"

Zadanie piąte i szóste: Komplementujemy

"No – pomyślicie – już ją totalnie pochrzaniło. Odleciała. Po co to?".
Wiecie, ostatnio zauważyłam, z resztą nie tylko ja, że za mało jest w moim otoczeniu pochwał i komplementów. Gdy trzeba zarzucić, skrytykować, znaleźć błąd, jest nas dużo, ale gdy trzeba coś pochwalić, jest nas zdecydowanie mniej.
Bo o wiele trudniej jest wydusić z siebie pochwałę, niż krytykę. Krytyka pozwala zatriumfować, wywyższyć się, dodać sobie punktów do fejmu, a pochwała wymaga docenienia, pewnego rodzaju uniżenia się, a to jest trudne.
Proponuję zadanie piąte i szóste:
Chwalimy.
Ale uwaga, chwalimy z głową – codziennie mówimy coś miłego, a przede wszystkim – zgodnego z prawdą, przynajmniej jednej osobie. To może być mama, sąsiadka z bloku, Eltenowicz lub chłopak – ktokolwiek, kto obiektywnie na tę pochwałę zasługuje.
A, co jeszcze ważniejsze, ta osoba nie może poczuć, że nasza pochwała jest sztuczna. Ona musi wynikać z głębii serca.
Bo w tym wszystkim chodzi o to, by ów nawyk chwalenia stał się choć trochę bardziej naturalny dla nas.
Osobiście mam z tym ogromny problem!
To co? Startujemy?
PS. Maj był dla mnie wyjątkowo ciężki, więc to trudne zadanie jest wyzwaniem majowo-czerwcowym.

Znalezione po latach

Szukałam tego utworu przez kilkanaście lat. Co jakiś czas próbowałam znaleźć go od nowa. Raz usłyszany w szkole podstawowej podczas jakiegoś nudnawego apelu, został w głowie na zawsze i już z niej nie chciał wyjść. I dzisiaj, przypadkiem, dzięki M i R, mam go z powrotem! 🙂

W twórczość Tytusa Wojnowicza, swoją drogą, zagłębić się muszę jakby bardziej.
Miłego słuchania!

28

"O, piękna, młoda czytelniczko! Wyobraź sobie zgrzybiałą światową damę, egoistkę bez serca, wiary, nadziei i wdzięczności, która przerażona wije się w bólach, majaczy, a na domiar złego jest bez peruki! Wyobraź ją sobie i zanim się zestarzejesz, posiwiejesz lub wyłysiejesz, naucz się kochać i modlić!"
(W. M. Tackeray, "Targowisko próżności")

Jesteś wyjątkowym człowiekiem!

Słuchaj mnie teraz uważnie, bo mówię tylko do Ciebie. Możesz sobie gadać, że niewiele znaczysz, że niewiele umiesz, że nie posiadasz wartościowych cech, że w sumie niewiele znaczysz dla świata…
I,
Tak,
W To,
Nie,
Wierzę!
Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że jesteś wyjątkowym, wspaniałym, pełnym energii, ducha, wrażliwości i siły człowiekiem! Twoja wrażliwość skruszy najtwardsze serca, a Twoja siła je rozwali. Twoje kompetencje zmiażdżą przeciwników, a Twoja empatia zyska Ci przyjaciół.
Jestem z Ciebie naprawdę dumna. Przede wszystkim dlatego, że jesteś człowiekiem. Że żyjesz. Życie, w dzisiejszym świecie zwłaszcza, nie jest proste. Czasami trzeba naprawdę ogromnego wysiłku, by otworzyć oczy, by ruszyć ręką, by znów pójść do szkoły, by wypić poranną kawę…
Znów Ci się udało odpalić Eltena i zobaczyć mój wpis. Brawo, to pierwszy, a może jeden z wielu, krok do sukcesu.
Może i popełniasz w życiu wiele błędów, ale dlaczego nie zwracasz uwagi na sukcesy?
Pamiętasz moje wyzwanie, w którym prosiłam, byśmy wypisywali to, co się danego dnia udało? Rób to nadal, a zobaczysz, jak wartościowym człowiekiem jesteś.
Każdy z nas ma mnóstwo talentów i gdyby udało mu się je odkryć, świat byłby petardą i kopalnią zdolnych ludzi.
Nie zwracaj uwagi na czynniki, które tłamszą w Tobie Twoje zalety – idź dalej, szukaj zalet w sobie, ale także w innych.
Pamiętaj, to na życzliwości wobec innych, na ich wsparciu i oddaniu, buduj swój sukces. Nie rób tego na złośliwości, zawiści i nienawiści – to fałszywi przyjaciele, którzy nie zaprowadzą Cię do celu. Nie mogą. To nie ich zadanie.
Nie ma jednakowych ziaren piasku, a jednak wszyscy są potrzebne. Nie ma jednakowych ludzi, a jednak wszyscy są potrzebni!
Miłego dnia!

27

"Bez przerwy, przez całe swoje życie, nasza Mama robi coś dla innych. To też jest
cecha Konopińskich – to skierowanie na zewnątrz: żeby dawać jak najwięcej, a nie
brać. Tak naprawdę ma to źródło w pobożności prostej i szczerej, rzetelnej, ale
bez cienia dewocji czy fanatyzmu (rzecz najzupełniej obca Konopińskim! –
podobnie jak Jowialskim). To jest spokojna pobożność, bardzo dyskretna, bez
ostentacji, bez potrzeby narzucania komukolwiek swych przekonań, strofowania,
nawracania, bez cienia jakże nam wszystkim dobrze znanej ostatnio niechęci wobec
tych, co myślą i czują inaczej. Nie mogę sobie wyobrazić swoich wujów czy
dziadków grzmiących, pouczających, jak trzeba wierzyć. Byli na to zbyt pokorni.
"
(M. Musierowicz, "Tym razem serio")

Trochę za dużo „osobowości”

Nie, nie przesłyszeliście się. 🙂
Ostatnimi czasy w mózg, serce i poczucie godności uderzył mnie nagłówek maila, który pewien w miarę znany w pewnych kręgach człowiek wysyła do sporej grupy osób, w tym także do mnie. Zaczyna on otóż wszystkie wiadomości od "Szanowne osoby,". I co w tym, powiecie, dziwnego?
A no to, że pono taki trend związany jest z tzw. szeroko pojętym "feminizmem". I chciałam się zapytać, bo ja może, nie wiem, jestem jakaś zacofana, gdzie tutaj jest jakiekolwiek docenienie kobiet i ich roli dla ludzkości? Dlaczego ja, Julita, nazywana jestem jeno "osobą"? Haaaloooo, jestem kobietą, dziewczyną, córką, potencjalną matką (kiedyś), studentką itp itd. Dobrze, że przynajmniej ów "ktoś", idąc za patocentryzmem, nie nazywa nas "istotami" ze względu na przynależność do gatunku zwierząt.
Wyobrażacie sobie maila zaczynającego się "Szanowne istoty,"? Przecież nie odbiegałby formalnie od standardów, bo każdy z nas jest istotą, prawda?
Z jednej strony umiem zaakceptować, choć zupełnie nie rozumiem, że duża część kobiet pragnie zrównania praw z mężczyznami, docenienia ich itp, z drugiej – naprawdę nie widzę w tak skonstruowanym nagłówku jakiejkolwiek budującej mnie jako kobietę narracji.
No, ale feministki ogółem ostatnio mocno mnie wkurzają. Spójrzmy na Ukrainę: Dlaczego kobiety, feministki, nie burzą się, że kobiety muszą migrować, zamiast walczyć na froncie wraz z mężczyznami? Dlaczego nie burzą się, iż wszelkie ustawy mobilizacyjne ich nie dotyczą? Czy mogą być matkami tylko wtedy, gdy trzeba zabrać dzieci i uciekać z niebezpieczeństwa, a nie mogą wtedy, gdy krzyczą o prawo do macicy? Do jakiego stopnia jest to po prostu zwykłe tchurzostwo i chęć wyłącznie posiadania przywilejów?
Acha, tak wracając do standardów komunikacyjnych i konwersacyjnych, to na miejscu panów studentów ja sama walczyłabym o prawo do… czegoś tam, skoro ostatnio pisze się "studentka/student" lub też "pani/pan". Dlaczego niby "pani" ma być na początku?
Kiedy i czy w ogóle mężczyźni zaczną walczyć o swoje prawa tak, jak robią to dzisiaj kobiety?
Nie mówię tego, by bronić mężczyzn i patriarchatu jako takiego, ale głośno się zastanawiam nad nielogicznością świata tego. 🙂
Miłego dnia!