W podsumowaniu roku nie wspomniałam o jednym ważnym fakcie, który może odrobinkę uporządkował mój świat haosu. Od razu zaznaczam, że sama staram się nie przywiązywać zbyt dużej wagi do wszelkiego rodzaju testów osobowości i bzdur typu "Znaczenie Twojego imienia", jednak staram się też wykorzystywać ich mocne strony do motywowania samej siebie. Bo jeżeli napisane jest w jednym z tych zestawień, że potrafię samym swoim nastrojem zatruć innym serca lub poprawić humory, nawet jeżeli bardzo nie chcę tak na ludzi wpływać, to przecież mogę starać się tak kształtować swoją osobowość i własne nastroje, by tylko poprawiać humory. 🙂
Ale ad rem.
Zmiana nazwy wzięła się dokładnie z tego filmiku:
Dziękuję jeszcze raz Piterowi, który pokazał mi ten filmik i całą książkę. Ubawiona i zainspirowana, kupiłam ją i przesłuchałam całą, co rzuciło nowe światło na mój charakter.
Z moich analiz wynika bowiem, że jestem melancholijną choleryczką.
Filmik o choleryku jest chyba dostępny na Youtubie, nie pamiętam, czy jest tam ten o melancholiku, ale oba te filmiki pokrywają się z moim temperamentem. W obu też autor książki radzi, jak postępować, gdy się ma taki charakter, ale też jak postępować z takimi typami temperamentu.
Uspokajam, że temperament nie determinuje tak naprawdę tego, jacy jesteśmy i jacy być możemy. Choć temperamentu nie da się zmienić, bo rodzimy się cholerykami i raczej umieramy cholerykami, to da się zmienić osobowość tak, że to właściwie nie ma znaczenia. Przecież każdy choleryk może nauczyć się panować nad emocjami, a każdy melancholik – cieszyć się z tego, co ma, prawda?
W każdym razie polecam moim najbliższym (nie tylko rodzinie) zapoznać się z typami mojej osobowości, by zrozumieć, jak funkcjonuję i umieć ze mną postępować, o ile to w ogóle jest możliwe. 🙂
Oczywiście ich z kolei proszę o dokładnie to samo, tzn. o wskazanie, jeżeli mają na to ochotę, własnych typów temperamentowych. Będzie nam wszystkim dużo łatwiej.
Np. mnie było dużo łatwiej zrozumieć moją rodzinę, gdy dowiedziałam się, who is who.
Drugi etap poznawania siebie to było wypełnienie testu 16 personalities. Pierwszy wynik zignorujmy – już nawet nie pamiętam, czy wyszedł mi rzecznik, czy też działacz, ale mocno średnio mi to pasowało do mojej skromnej osoby.
Test poczyniony dokładnie 25 grudnia podczas rodzinnego spotkania świątecznego, w dodatku na telefonie, ukazał jednak następujący wynik:
https://www.16personalities.com/pl/osobowosc-enfj
Tak jest, Kochani, jestem protagonistką! A konkretniej ENFJ-T, cokolwiek to "T" ma oznaczać. Jest to o tyle niepokojące, co inspirujące, bo tak czy siak fajnie jest mieć osobowość Barracka Obamy czy Cassandry ze "Zwiadowców" lub Tolkienowskiego Faramira, prawda?
Coś mi się widzi, że Kółeczko potwierdzi wiele z tego, co jest tam napisane. I nie wiem, czy to dobrze, czy to źle.
Tym niemniej nie palę się do roli polityka. Trenera też nie. Ale ten nauczyciel… cholera… może to jednak przeznaczenie? 😀
Moją pewność siebie szlag ostatnio trafił, ale o to mniejsza. To się naprawi.
Aaa, już mi wujek Google powiedział, co to znaczy to "t". Jestem tzw. "turbulent protagonist". Czyli mam bardziej przerąbane. Bo, cytując za stroną i z małą pomocą GTranslate (Co złe, to nie ja, drodzy tłumacze, ja tu robię postedycję TM, jak się patrzy!). Wypisze też w skrócie te cechy, których nie będę tłumaczyć. Bo nie. 😀
* Otwarta natura protagonistów typu T może skłonić ich do odważniejszego działania niż inne osobowości typu Turbulent. * Ich skłonność do osądzania pomaga im doceniać przewidywalność i poszukiwać jej, co z kolei zapewnia im pewność siebie, gdy szukają zakotwiczenia. W rezultacie czynnik "Turbulent" nie musi być tak widoczny, jak u innych osobowości z tą cechą.
* Zaledwie 39% ENFJ-T uważa swoje poczucie własnej wartości za wysokie. Check.
* Ten poziom samooceny może pomóc T w zachowaniu pokory podczas przywództwa. Pozostawię bez komentarza. 😀
* Brak pewności siebie zwiększa jednak nadwrażliwość. Oooj, zdecydowanie taaaak!
* T mają też więcej zmartwień związanych ze swoim ciałem. Hmmm, właściwie nie narzekam. Prawie. 😀
* To jednak pozwala T utożsamiać się z ludźmi z podobnymi do nich problemami.
* 74% T często odczuwa smutek. Dwieście wykrzykników na potwierdzenie to za mało!!!
* T traktują problemy innych jak własne. Ma to, jak się domyślacie, wady i zalety. 🙂
* 50% T twierdzi, że kontroluje swoje emocje. No, to ja jestem w tej drugiej grupie. 😀
* 65% T uważa, że nie ma kontroli nad swoim stresem. Kółeczko, co powiecie? 😀
Połączenie ich natury z sytuacjami stresującymi najlepszym połączeniem zdecydowanie nie jest.
* Z drugiej strony, takie radzenie sobie ze stresem czyni ich bardziej wyrozumiałymi na stres innych i pozwala im być bardziej miłymi i empatycznymi. Oooj, nie. 🙂
* 67% T nie umie podejmować decyzji, a zwłaszcza bez konsultacji z innymi. Mhmmmmmmm… 🙂
No, to tyle.
Żeby nie było, nie odsłania to nawet połowy mojej skomplikowanej osobowości. Ja tak tylko, żebyście wiedzieli, skąd zmiana nazwy. 😀
Zadziwia mnie, czyli zagadka dla nas wszystkich
Jak to mówią, mądry Polak po szkodzie. To, że ja nigdy nie miałam przyjemności być na koncercie Zbigniewa Wodeckiego za jego życia, to jest mój duży błąd. Mogę się usprawiedliwić tym, że byłam wtedy gówniarzem. Świeżo po maturze, ale co tam. 😀 Tak tak, zmarł chyba w czerwcu, tuż po ostatnim moim egzaminie, w najdłuższe wakacje mojego życia.
A wczoraj natknęłam się na ciekawą piosenkę, wydaną na albumie z roku 2018, nad którym przed śmiercią pracował.
Urocza to kompozycja, typowo "Wodeckowska" (Choroba, ciężko się to będzie odmieniać w recenzjach i peanach krytyków!), ale jedna rzecz mnie zadziwia: Konia z rzędem temu, kto wie, w jakim języku on tu śpiewa. Bo ja nie mam bladego pojęcia.
Szkoda, że blog "Witajcie w naszej bajce" coś ostatnio w zawieszeniu, bo to zagadka w sam raz dla tej pary. Albo może dla Midziego i Kamertona…
Tfu, tfu, motywacyjnie :D
Wiecie co, ostatnio zmarły dwie ważne dla mnie osoby.
Tzn. jedna bardzo ważna, druga mniej. I myślę, że się nie obrazi za to "mniej", bo ta pierwsza jest, była, moją babcią, druga – nauczycielką.
Śmierć babci przyszła bardzo nagle. Miałam stresujący, dość przykry dzień, gdy wysiadłam z pociągu, a tata poinformował mnie o zawale. I poszło lawinowo. Jestem dość gruboskórna, ale nie wytrzymałam i zalałam się na dworcu łzami… Noo, bez szczegółów, to nieważne.
W każdym razie z tą pierwszą śmiercią się jeszcze godzę. I jeszcze trochę będę. Aż czasem dziwię się, że tak rzadko rozpaczam, że tak rzadko jest mi źle itp itd. No i kolejny powód do namysłu znalazł się już na następny dzień, gdy świat nie chciał się zatrzymać. Tak po prostu. Wszystko się działo, jak działo się wcześniej. Jakby nic się nie stało. Co więcej, liczne obowiązki nie chciały poczekać. Z jednej strony musiałam się nimi zająć, z drugiej – chciałam, żeby zająć myśli. Ale jakoś tak mi brakowało tego wszechobecnego współczucia, żeby wszyscy rozumieli, w czym problem, żeby pocieszyli itp. I tak do mnie dotarło, że jak się ma 9 lat, to przy okazji śmierci babci wszyscy są wyrozumiali, mili, czekają, nie naciskają itp itd. Ale jak się ma 23, to już się jest dużym. Więc nie wypada. Więc trzeba iść do przodu. Bo świat się nie zatrzyma. Tylko zastanawiam się, dlaczego. Dlaczego ludzie nie potrafią, jak w przypadku małego człowieka, zatrzymać się, pogłaskać po głowie i zwolnić ze względu na okoliczności mocno łagodzące. Tak jakby bycie "dużym" zwalniało z prawa do zatrzymania się w pędzie. A nie zwalnia. I nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę serdecznie pragnę z tego miejsca podziękować kręgowi moich najbliższych (nie mówię tylko o rodzinie), którzy znosili moje gwałtowne zmiany nastrojów, dziwne komentarze, zrywy motywacyjne, doły i opierdziele o wszystko. Brakowało mi wsparcia, jakie od Was otrzymałam, od obcych ludzi. Nie wiedziałam, ile z tego mogę powiedzieć, a ile to już będzie rozczulanie się nad sobą.
Ehhh, to tak już wychodzi, jak umiera Ci ktoś bliski właściwie po raz pierwszy. 🙁
Druga śmierć przybyła na dzień przed Wigilią, kiedy to z trzeciej ręki dowiedziałam się, że zmarła w mojej szkole nauczycielka, pono włoskiego. Nauczycielki włoskiego były zaledwie dwie, obie ważne dla mnie. Z biciem serca oczekiwałam doprecyzowania, która to. I okazało się, że słusznie się obawiałam.
Osoba, którą zabrała śmierć, to było połączenie profesor McGonnagal z Gabrysią Borejko. No, może tam jeszcze ktoś w tym połączeniu wystąpił, ale teraz nie mogę wykoncypować. Ta druga śmierć z kolei skłoniła mnie do stwierdzenia, że jestem stara.
Bo skoro tyle tych osób ostatnio umiera, skoro umierają osoby mi znane, które jeszcze niedawno rozmawiały ze mną, skoro umierają autorytety, to jednak coś jest nie tak.
Nauczycielce zawdzięczam to, gdzie jestem zawodowo. Ona we mnie wierzyła. Jak przyszłam na lekcję zdołowana, że na rynku pracy nie ma, yyy… pracy, powiedziała po prostu "jak będziesz dobra, znajdziesz pracę". Ale nie tak, jak się mówi to niewidomym, żeby pocieszyć. Jak ona powiedziała, to wiedziałam, że tak będzie. Z drugiej strony pilnowała, by mi woda sodowa nie uderzyła do głowy. Jak dwa razy z rzędu miałam 82% z próbnej matury, to stanowczo i autorytarnie stwierdziła, że tak być nie może, bo stoimy w miejscu. Ale gdy z tej prawdziwej otrzymałam również 82%, pogratulowała. I już o staniu w miejscu nie mówiła. Ona we mnie wierzyła. Ale nie rozczulała się.
I tak sobie myślę, że te dwie osoby naprawdę we mnie wierzyły. I zastanawiam się, co by powiedziały teraz, gdy znają całą prawdę o mnie. Czy byłyby dumne, a może stwierdziłyby, że coś trzeba poprawić, albo że nie tą drogą idę, co trzeba?…
Dlaczego popełniam ten wpis? Pfff, chyba po części dlatego, że to w końcu mój blog, więc mogę, a po drugie, by przekazać Wam kilka ważnych zasad:
1. Serio, śpieszmy się kochać ludzi. Bo odchodzą szybko. Naprawdę szybko. Ja wiem, to jest banał, wszyscy to wiemy, wzruszamy się i zamyślamy. Tylko jak ktoś naprawdę odejdzie, to nagle się okazuje, jaka to była prawda. Więc jeżeli choć trochę mnie lubicie, to zadzwońcie do dawno niewidzianej babci, cioci, czy innej znajomej, z którą nie macie kontaktu. Bo to się może okazać ostatnia rozmowa, jaką odbyliście. Ja się z babcią nie zdążyłam pożegnać.
2. Zapamiętajcie sobie, że powoli zbliża się czas, że zaczniecie się żegnać z bliskimi. Jesteście coraz starsi, a czas nie stoi w miejscu. Trzeba się godzić ze stratami i z począkiem nowego. A potem to zapomnijcie. Bo to i tak boli. 🙂
3. Kiedy już przyjdzie ten czas, to dajcie sobie odpocząć. Nie wstydźcie się mówić o uczuciach. Jeżeli mi powiecie, że ktoś Wam umarł, ja to zrozumiem. Dobrze zrozumiem. I starajcie się rozumieć innych. I wspierać. Bo tego brakuje.
4. Przez pamięć dla nich, nie stawajcie w miejscu. Zastanówcie się, czy/jak te osoby w Was wierzyły, ufały Wam, a potem, przez pamięć dla nich, postarajcie się. 🙂
Miłego wieczoru!
Zadanie pierwsze: Nawadniamy się!
W tym momencie połowa z Was pomyśli, że to banał i się wycofa. Druga pomyśli, że nie ma czasu i też się wycofa. Nie radzę!
Woda to jest budulec naszego ciała. Bez niej nie moglibyśmy przeżyć. Bez jedzenia da się przeżyć kilkadziesiąt dni, bez wody nie możemy przetrwać nawet tygodnia.
I nie zdajemy sobie sprawy z tego, że pijemy jej zdecydowanie za mało!
Znasz to uczucie, gdy jesteś po prostu otępiały? Tak totalnie nic się nie chce? Nie ma żadnego realnego powodu, po prostu tak jest? A może wypij sobie dużą szklankę wody i popatrz, co się stanie?
Ja tak robię. Pomaga! 🙂
Tzn. właściwie czasem tak robię. Bo jak się jest otępiałym i się nie chce, to się nie chce też pić tej durnej wody, no nie?
Pamiętajmy, że herbatki, soki owocowe i inne słodzone napoje są mocno kontrowersyjne – owszem, zawierają w sobie wodę, ale jednocześnie także substancje, które pomagają w szybszym jej wypłukiwaniu. Cóż więc za korzyść z wypicia trzech litrów soku jabłkowego z butelki, skoro po godzinie nic z tego nie zostanie w organizmie? No, nic prócz cukru. 😀
Oczywiście przejaskrawiam, by pokazać Wam skalę zjawiska.
Oto zasady zadania:
1. Pijemy czystą wodę źródlaną, mineralną, mineralizowaną itp lub ew. kranówkę, jeżeli jest zdatna do picia w regionie, gdzie żyjemy, herbatę zieloną lub ew. herbatki ziołowe, choć te ostatnie traktujemy z przymrużeniem oka, ponieważ one także mogą, paradoksalnie, wypłukiwać wodę z organizmu (patrz pokrzywa). Do czystej wody możemy dodać cytryny, mięty, miodu, imbiru i innych podobnych dodatków, byle nie w nadmiarze.
Jeżeli mamy aplikację, która przelicza ilość wody w pozostałych płynach (tak, jest taka), możemy je zaliczyć do limitu, ale tylko wtedy.
2. Obliczamy nasze dzienne zapotrzebowanie na wodę. Proponuję skorzystać z kilku różnych kalkulatorów, by wynik okazał się miarodajny. Jeżeli z jakichś powodów nie chcemy lub nie możemy wykonać obliczeń, przyjmujemy 2 litry wody dziennie, jednak pamiętajcie, że jest to ilość bardzo, bardzo orientacyjna.
3. Przez pierwsze dni skupiamy się głównie na podliczaniu ilości wody wypitej przez nas w ciągu dnia. Spisujemy na kartce lub w aplikacji wszystkie wypite płyny i zastanawiamy się, które z nich możemy zaliczyć do wody.
4. W drugim tygodniu wprowadzamy nawyk wypicia wody po przebudzeniu. Przyjmuje się, że dobry efekt daje wypicie szklanki wody, ale jeśli macie butelkę, wystarczy kilkanaście łyków lub mniej więcej połowa małej butelki.
5. Przez pozostałe tygodnie staramy się dobić do porządanej ilości wody i utrzymać ten wynik codziennie tak, by picie weszło nam w krew.
A. Nie dopuszczamy do momentu, gdy zwyczajnie chce nam się pić, ponieważ jest to wyraźny sygnał organizmu, że zaczyna się odwodnienie.
B. Nie pijemy półtora litra na raz, ponieważ większość z tej wody nie będzie odpowiednio wchłonięta i po kilkunastu minutach wydalicie ją w formie, w jakiej ją przyjęliście. Proponuję maksymalnie 300-500 ml na raz. Obserwujcie swój organizm, nawet poprzez badanie własnego moczu – jeżeli będzie to po prostu woda, to znak, że musicie zmniejszyć ilość i rozstrzelić picie w czasie.
C. Nie zwalamy całego picia wody na wieczór – dobrym patentem jest wypicie szklanki wody tuż po przebudzeniu, bo nie dość, że to świetnie pobudzi, to jeszcze odliczy się Wam od limitu. 🙂
Zalety picia wody:
* Zrzucenie paru kilogramów "ot, tak" – żeby nie było, nie mówię, że wystarczy pić wodę, by się odchudzić. To nie tak!!! Chodzi o to, że organizm, nie wiedząc, kiedy woda następnym razem będzie dostarczona, magazynuje ją w tkankach, by wykorzystać w momencie kryzysu. Kiedy więc zaczynamy więcej pić, ciało z ulgą i radością pozbywa się tych złogów, więc my z nich zwyczajnie chudniemy. Już nie mówiąc o pozbywaniu się produktów przemiany materii, które nam zalegają, a które też wpływają na wagę i tuszę.
* Odpowiednie dostarczanie składników odżywczych do każdej komórki (co z tego, że jecie same warzywka, skoro nie ma jak ich przetransportować wgłąb Was?);
* Znacząca poprawa trawienia, perystaltyki jelit, wydalania itp;
* Niezły power (wypicie dużej ilości wody działa tak odświeżająco, jak mocna herbatka lub spacer na świeżym powietrzu; oczywiście poprzez dużą ilość nie mam na myśli dużej butelki);
* Poprawa stanu cery i włosów – nawilżanie się od wewnątrz działa 100 razy lepiej, niż najlepszy kwas chialuronowy lub kolagen;
* Poprawa pracy mięśni i ruchomości stawów;
* Obniżenie ryzyka zawału, udaru i… dobra, dobra, wiem, jesteśmy młodzi, nikt o tym nie myśli. 😀 Ale warto pamiętać!
Aplikacja, o której wspomniałam, to "Moja Woda". W Appstore jest, zdaje się, pod tym linkiem:
https://apps.apple.com/pl/app/moja-woda-przypomnienia/id1440323599?l=pl
Nie tylko pozwala spisywać wypitą wodę, ale też wypite soki, herbatki i inne napoje, z których orientacyjnie też tę wodę wylicza. Nie jest na pewno bardzo dokładna, ale dla wodnych leniuszków na pewno się przyda.
Trzeba nauczyć się z nią postępować, bo nie jest super dostępna, ale też nie jest zdecydowanie nie do przejścia.
Niestety polecam zakup premium, bo dużo ułatwia, ale drogo nie jest.
*Wpis nie jest sponsorowany. 😀
Miłego dnia!
Jak wszyscy, to wszyscy…
Szczerze powiedziawszy planowałam nie robić podsumowania roku. Bo ja właściwie nie lubię Sylwestra. Nie lubię tego poczucia, że coś się kończy. Bo tego, że coś się zaczyna, nie lubię jeszcze bardziej. Czas mija. Mija nieodwołalnie, a ja robię się coraz starsza i mam wrażenie, że życie ucieka mi między palcami jak woda, którą próbuję nabrać w łudeczkę dłoni. Wewnątrz wciąż jestem małą dziewczynką. Gdybym w miarę obiektywnie miała przypisać sobie wiek, byłoby to jakieś 8-10 lat. Czy to źle, czy to dobrze – nie wiem. Ale na pewno nie zawsze dobrze. 😀
Nawet wyglądam na dużo młodszą. A to akurat dobrze. No… nie zawsze. 🙂
Dlatego każdy nowy rok witam ze smutkiem. Ale moje niezastąpione źródło słońca zainspirowało mnie do próby przypomnienia sobie, co działo się w minionym roku. Uwaga, będzie długo.
##We mnie
Mam wrażenie, że powoli wkroczyłam w proces odbudowywania tej chwiejnej konstrukcji zwanej moją psychiką, na czym zyskuje też chwiejna konstrukcja zwana moim ciałem.
Dzięki NPR staram się zrozumieć to ostatnie, dostosować się do rytmu miesięcy i lat, zaadaptować go do swoich potrzeb. Widzę już, że są takie dni w miesiącu, że warto robić coś więcej i takie, na które warto planować wypoczynek, bo i tak się nie zda robić nic innego, może poza opierniczaniem wszystkiego, co się rusza. Jeszcze nie dotarłam do momentu, w którym opierniczam wszystko, co się nie rusza, ale wierzcie mi, jestem bardzo blisko.
W momentach skrajnego przeciążenia uprawiam radość doskonałą. Kto wie, ten wie, o co mi chodzi. Dziękuję Ci serdecznie, jak najserdeczniej, za podsunięcie tej idei. Jest ona czasem naprawdę jedynym, czego się chwytam. I pomaga! 🙂
Powoli oswajam się z faktem, że pewnych błędów nie mogę na razie naprawić, że ludzka natura jest skomplikowana, że nie wszystkie relacje są proste i że miłość w dużej mierze może oznaczać zaciśnięcie zębów i po prostu trwanie przy tym, kogo się kocha, mimo chęci uduszenia go. Poduszką. Nawet niepowleczoną.
Sama miłość także zmieniła oblicze. Teoretycznie wiedziałam, że nie wygląda tak jak w tych ckliwych romansidłach dla nastolatek i w baśniach, bo czytam dużo literatury kobiecej, ale nim samemu się tego nie zrozumie, takie rady są po prostu bezużyteczne.
Więzi z rodziną też zmieniają charakter – autorytety powoli zmieniają się w zwyczajne więzi, zaczynam wypracowywać sobie własny styl życia i własne poglądy na nie, co bardzo często wiąże się z brakiem zgody na poglądy rodziny. To bardzo, bardzo boli, bo do tej ostatniej jestem niezmiernie przywiązana. Ale życie toczy się dalej, a ja już, wbrew chęciom, nie jestem dzieckiem.
Utraciłam bliską mi osobę. Pierwszą w moim dorosłym życiu. Z jednej strony mi trochę smutno, bo była wcześniej jeszcze jedna, której straty aż tak nie przeżywałam, ale to pewnie dlatego, że byłam jeszcze dzieckiem i ze względu na okoliczności zewnętrzne nie utrzymywaliśmy już wtedy kontaktu, a z drugiej strony mi smutno, bo bardzo się na ten moment przygotowywałam i okazuje się, że daremnie. Że wszystkie wypracowane metody obronne, zasady, idee, w starciu z żeczywistością trzeba sobie wtłaczać do głowy od nowa. Ale to może w innym wpisie. 🙂
##W relacjach
O relacjach już dużo wspomniałam przed chwilą. Nauczyłam się, że nie wszystko jest czarne i białe. Że nie jest tak, jak w podstawówce, gdy zrywałam przyjaźń z chukiem i było po ptokach. Że jak się kogoś szanuje i kocha, to mimo wielu ran, mimo milczenia, nadal się kocha. I to niezależnie od rodzaju miłości. Że niekażdy patrzy na uczucia, na relacje, na świat tak, jak ja. Że nie do każdego docierają moje argumenty, nawet, gdy są słuszne. Że nie zawsze są słuszne. 😀
Nauczyłam się, że raz człowiek powie przykre słowo, obgada, obmówi, a gdy się z Tobą spotka, nagle wszystko jest ok. Że świat pisany w wiadomościach i świat mówiony, realistyczny, to często są dwa różne światy, więc żadnemu tak właściwie nie można do końca ufać. Bo w końcu który tak naprawdę jest prawdziwy?
A jednocześnie poznałam kilkoro fantastycznych ludzi, których naprawdę warto było poznać. I mój spis podejrzanie pokrywa się z zestawieniem pajpera. 😀
Darianie, ja z kolei pragnę podziękować Ci za to, że byłeś wodą i pianką gaśniczą jednocześnie i gasiłeś mój ogień, gdy istniało ryzyko, że podpalę jakieś drewniane elementy. Za nieskończoną cierpliwość i skłonność do różnego rodzaju żartów, które rozumieliśmy czasem tylko my. Za to, że spokojnie wkraczałeś z radą bazującą na doświadczeniu, gdy w nas wrzała już krew.
Skrypko, dziękuję za nieskończone pokłady optymizmu i empatii. Za to, że znosiłaś wszelkie niewygody, że stroiłaś mi skrzypce, ba – pożyczałaś własną kalafonię, smyczek i instrument (Dla niewtajemniczonych, jest to najwyższe poświęcenie, na jakie stać skrzypaczkę!), że zawsze próbowałaś się uśmiechać i żartować, że łagodziłaś i występowałaś w roli taktownego dyplomaty. Trzymaj tak dalej!
Kruszycielko, nasz wokalu, nigdy nie zapomnę tych rogali. 🙂 Dla mnie miały chyba większe znaczenie, niż sama myślisz. Ale nie te danae za pierwszym razem, tylko te za drugim.
No i też dzięki za to, że służyłaś mi własnym przykładem w rozwoju osobistym. Ty już wiesz, o co mi chodzi. 🙂
A i tak mam ochotę Cię udusić. Poduszką. 😀
Dajarijo, bardzo dużo nauczyłaś mnie o relacjach w minionym roku. I choć nie zawsze było łatwo, chociaż nadal nie jest, mam nadzieję, że tak naprawdę to tylko przykrywka. Bo z mojej strony tak jest. Wybaczam i proszę o wybaczenie.
Jolka, jolka, pamiętasz… Nie pal tyle! 😀 Wybacz nadmiar macierzyńskich instynktów, ale sama wiesz, wiek zobowiązuje. Mam nadzieję, że z naszej relacji wyciągniesz więcej, niż tylko opierdziele od autorytetów. 🙂
Flipendo, dziękuję Ci za spokój i długie dyskusje na tematy różne. I za to, że w ostatniej chwili zdecydowałeś się zostać, wtedy w Warszawie. 🙂
Łup, Ty też robiłaś za piankę gaśniczą. I wiesz co, mam dla Ciebie złą wiadomość. O ile Darian sobie posłuży za nią do końca stycznia, o tyle Ty – do emerytury. Albo i dłużej. Oby!
I nie zostawiaj nas, jesteś nam potrzebna! Nie tylko służbowo!
Moniu, Ty moje wcielenie cierpliwości i taktu, jeszcze trochę i nasza klika Cię nauczy przeklinać. Nie daj się!
Kubusiu, uff… Tobie to cały wpis, parę wpisów, bloga i nie tylko. Ty sam wiesz. Words don’t come easy. 🙂
Denisie, za rady dot. przysmażania cebulki i inne kulinarne i za nieskończoną cierpliwość w wysłuchiwaniu narzekania. Obyś kiedyś znalazł szczęście. I to tam, gdzie się nie spodziewasz.
Amel, Wietrzyku, przywiej znów do nas! Albo w sumie nie przywiewaj, bo jak przywiewasz, to już ten moment jest, gdy naprawdę musisz. Czyli nie musisz. Czyli jest dobrze. Bądź szczęśliwa!
Armandzie, za niespodziewane telefony i długie rozmowy telefoniczne o wszystkim.
Maciej01, za to samo. I za Paulinę!
Papier, za to, że stanowimy dla siebie poduszeczki do szpilek i tarcze do rzutek w jednym. 🙂
Linux, za dojrzałą, odpowiedzialną, profesjonalną administrację. Żałuję, że tak szybko dopadło Cię wypalenie. Życzę, byś znalazła w sobie więcej cierpliwości, odnalazła sens, szczęście itp. Będzie mi Cię bardzo brakowało na stanowisku. Lepiej nie można było tego robić.
To samo z resztą chcę przyznać reszcie moderacji. Chylę kapelusza. Robiliście to po prostu dobrze. Ciężko będzie Was zastąpić. Ogromna to strata, mimo że nie zawsze było łatwo.
Azjato, mam po prostu nadzieję, że odnajdujesz siebie. A jeżeli nie, to że wkrótce odnajdziesz. Bądź szczęśliwy. Tak naprawdę na niczym innym mi nie zależy. I nigdy nie zależało.
Na ten moment to chyba wszyscy. Tzn. wszyscy, o których zdążyłam w tej krótkiej chwili pomyśleć. A jest Was znacznie więcej.
Przejdźmy więc dalej.
##W tzw. karierze
No tak, bronię się w tym roku. 😀 Tzn. właściwie nie w tym, ale w przyszłym.
Śmieję się, że gdybym nie musiała, to nie zależałoby mi wcale na tytule magistra. Chętnie bym z niego zrezygnowała, tak nie chcę pisać. Ale trzeba. Konwencja społeczna tego wymaga, więc piszę.
A co do reszty, to, cóż, założyliśmy fundację.
Nie tak miało wyjść, no ale tak wyszło. Nie tego się w życiu spodziewałam, ale widocznie to jest to, co przyszykował mi los i mam nadzieję z tego skorzystać. Tak, jak się da. Oczywiście nie wydoić, tylko skorzystać. 🙂
Odkrywam w sobie pasję do robienia udanych projektów. Jeżeli nawet ścieżka do celu najeżona jest trudnościami, to o ile u jej końca czeka zwycięstwo, jest ok. Jeżeli natomiast porażka, to… przydaje się pianka gaśnicza. 🙂
Staram się wtłoczyć sobie do głowy, że jeżeli ja czegoś nie robię, to nie znaczy, że będzie robione źle, że nie zawsze musi iść po mojej myśli itp. No, staram się, no…
##W literaturze
Nie będę tutaj serwowała Wam przeglądu rynku z 2021. Po pierwsze dlatego, że to nie jest cel tej sekcji, tylko tak mi się napisało, a po drugie dlatego, że ja sama mało przeczytałam. Nie wiem, czy dojdziemy do 20 książek. Różnorakie to były pozycje, ale cieszę się, że czytałam cokolwiek.
Mam nadzieję, że wyzwanie czytelnicze, do którego swoją drogą zapraszam, coś tu zmieni.
##Prezentowo
Dostałam moopaaa. 🙂 Parowego! 🙂 I nie, nie uważam, że to gadżet zmieniający świat. Gdybym go nie miała, żyłabym dalej. Ale fajny gadżet.
I jeszcze śliczną biżuterię, i ciuszki, a nawet ostatnio sama kupiłam sobie nowe buty! 🙂
##Smakowo
Wiecie, że są takie precelki o smaku pierników? Ale nie takie słodkie, tylko jakby słone. Takie paluszki w kształcie precelków, co samo w sobie jest typowe, ale to smakuje piernikami! Dziwne, ale w sumie fajne połączenie. Słodko-ostre. Bo korzenne.
No, ale suszone pomidory i frytki z batata są górą. Aaaa, i jeszcze rogale świętomarcińskie!
Anioł to wymyślił i anioł mi przywozi! To jest tak pyszne, że aż pyszne! Mak! Duuużo maku i w dodatku bakalii dużo, co nie jest częste!
A herbaty o smaku świąt wcale nie są smaczne. Jak macie jakieś smaczne, to poproszę.
I jeszcze podsmażane oscypki. Tzn. wyroby oscypkopodobne. Pycha na nieskomplikowaną kolację, nawet z ketchupem.
##Kosmetycznie
Zaczęłam używać toniku z kwasami, kremu pod oczy i serum peptydowego (to ostatnie ciut przez przypadek). 😀
##To tyle!
No, oczywiście, że to nie tyle. To tyle, co udało mi się wymyślić. Piszę chyba ponad godzinę.
Więc, w skrócie, życzę Wam szczęśliblablablablablablablablablabla!
Postanowienia noworoczne razy pentylion, czyli… kolejne wyzwanie :D
Wiem, wiem, jestem wprost mistrzynią w obmyślaniu przedziwnych wyzwań, których sama nie dotrzymuję. Cóż, przynajmniej możemy spróbować.
Zabawa, którą Wam proponuję, polega na tym, że każdego pierwszego dnia miesiąca przez 12 miesięcy roku 2022 będę publikować zadania, które będziemy starać się uskuteczniać przez najbliższy miesiąc.
Będą to zwyczaje, które warto wprowadzić w życie i trzymać się ich dla zdrowia psychicznego, duchowego i fizycznego. Zaplanuję ten schemat tak, by nie pojawiło się żadne wyzwanie związane z religią i religijnością, a jeżeli takowe się pojawi, postaram się zapewnić alternatywę.
Zadania, które wydają się ważne dla Was, możecie wpisywać w komentarzu pod tym wpisem.
To mogą być proste rzeczy, np. "Wstajemy pół godziny wcześniej, niż zwykle" lub "Wstajemy przed 10:00", albo też bardziej skomplikowane, np. "Każdego dnia znajduję 10 rzeczy, za które jestem wdzięczny" lub "Odnajduję starą pasję i staram się ją przywrócić do łask".
Postaram się uwzględnić Wasze propozycje w zestawieniu.
Chciałabym, by przynajmiej raz w miesiącu pojawił się na Waszym blogu wpis, obrazujący Wasze trudności, radości, wrażenia z zadania, które aktualnie wprowadzamy w życie, ale też opis tego, jak udaje Wam się trzymać poprzednich postanowień.
Kto jest ze mną? 🙂
Miłego wieczoru!
PS. Obiecuję, to już na razie ostatnie, serio!
Sylwestrowe wyzwanie
Kochani,
Niedawno, robiąc porządki, szykując się na przyjęcie lub robiąc jeszcze coś innego, natrafiłam na filmik, który zainspirował mnie do rzucenia nam wszystkim pewnego wyzwania na ten Sylwestrowy dzień.
Wyobraźmy sobie, że budząc się rano, wiemy, że tego dnia mamy umrzeć. Nie boimy się tego, po prostu to wiemy. Nie wiemy, kiedy to dokładnie będzie mieć miejsce, wiemy tylko, że wieczorem. Zastanówmy się, co zrobilibyśmy tego ostatniego dnia. Jakie sprawy chcielibyśmy pozałatwiać i jak chcielibyśmy przeżyć te ostatnie godziny. Możemy sobie zacząć wyobrażać tę datę graniczną wcześniej, tak by móc pozałatwiać ewentualne sprawy wymagające większej ilości czasu.
Jednym słowem, przeżyjmy ten Sylwestrowy czas tak, jakby to był nasz ostatni dzień.
Tak tak, pewnie zaraz powiecie, że to mało możliwe, bo przecież macie wieczorem gości, jedziecie na imprezy itp itd. Dlatego właśnie rzucam wyzwanie kilka dni wcześniej. I pamiętajcie, że dzień 31 grudnia nie rozpoczyna się wieczorem. 😀
Oczywiście nie uda nam się zrobić wszystkiego, co byśmy chcieli. Wiemy też, że tak naprawdę nie czeka nas śmierć. Ale to z kolei może zmotywować nas do zaplanowania podobnego wyzwania za rok.
W ten sposób będziemy mogli wkroczyć w nowy rok trochę oczyszczeni i odrodzeni. Chociaż trochę. 🙂
Miłego wieczoru!
Co byś wolał? :)
Kochani, proponuję zabawę. Szepcząca w Sieci ASMR (https://www.youtube.com/channel/UCRrRrInWBh47R4BnPJYiiPQ) zaproponowała kiedyś w jednym ze swoich filmików listę pytań z tyklu "Co byś wolał/wolała?".
Filmik można znaleźć tu:
Zainspirowana jej pomysłem, przeklejam tu część zaproponowanych przez nią pytań, dodając własne, a do odpowiedzi na nie nominuję…
babaaaam…
Daszka. 😀
Obowiązany jesteś odpowiedzieć kilkoma zdaniami na każde, także ten. 😀
No i wymyślić kolejne też. I nominować. No chyba, że bardzo nie chcesz. Ale źródło inspiracji masz, więc jak Ci się wymyślać nie chce, to możesz skopiować. 🙂
Mam nadzieję, że zabawa zrobi kółeczko i do mnie wróci. 🙂
A więc… Co byś wolał?
1. Być pokrytym futrem, czy łuskami?
2. Mieć katar co rok dokładnie o tej samej porze przez 3 dni, czy mieć jeden, porządny, raz w życiu, ale tak, żeby się sumowało?
3. Wolisz być 10 minut spóźniony, czy 20 minut za wcześnie?
4. Wolałbyś mieć w pełni zautomatyzowany, inteligentny dom, czy też auto, które szędzie Cię zawiezie?
5. Wolałbyś nie mieć kontroli nad swoim owłosieniem, czy mieć silny, nieprzyjemny zapach ciała?
No, czekam na odpowiedzi i mam nadzieję, że zastanawianie się nad pytaniami sprawi choć trochę przyjemności. 😀
Reaktywujemy wyzwanie czytelnicze? :)
Cześć,
Na moim blogu ostatnio marnie się wiedzie. Nawet gorzej, niż marnie! 🙂
Nie zdziwi nikogo, jak powiem, że brak weny, że nie wiem, co pisać, bla, bla, bla.
No to pomyślałam, że reaktywuję coś, co się fajnie przyjęło dwa lata temu. Wyzwanie Czytelnicze. 🙂 Kto jest ze mną? No kto jest ze mną? 🙂
Zasady:
1. Naszym supercelem jest przeczytanie 100 książek w roku 2022. Jeżeli nie uda Ci się przeczytać tylu, trudno – jakoś to przeżyjemy. 🙂
2. Każda książka musi być zrecenzowana. Nie trzeba publikować osobnych postów do każdej jednej pozycji, ale każda z nich musi być oznaczona w tytule posta z recenzją i być ładnie odseparowana, tak by można było je osobno potraktować przy czytaniu. Polecam formatować wpisy. 🙂
3. Recenzje mogą być pisemne lub audio.
4. Czytamy oczywiście książki. Nie artykuły, nie jakieś krótkie teksty, niestety nie fanficki, nawet długie, no chyba, że są wydane. Mogą za to być poradniki, książki naukowe, ba – nawet podręczniki, jeżeli cokolwiek z nich zrozumiemy.
5. Na blogu zamieszczamy spis zbiorczy przeczytanych pozycji, które aktualizujemy za każdym razem, gdy dojdzie nowa – w ten sposób będziemy mieć listę tego, co przeczytaliśmy, ładnie uporządkowaną.
6. Gdy rok 2022 się skończy, już w roku 2023, robimy duże podsumowanie tego, jak to wyzwanie nam szło, co przeczytaliśmy, co sprawiało nam trudność, czy jesteśmy zadowoleni itp.
7. Jesteśmy zachęcani do nominowania kogokolwiek z Eltena do przeczytania konkretnej pozycji, którą sami przeczytaliśmy w danym roku; osoba nominowana może nominację odrzucić lub przyjąć.
8. Czytane powieści mogą być w formie audiobooka, ebooka lub papierowej.
9. Można uwzględnić na liście książki już przeczytane kiedyś, do których wracamy ponownie, ale musi upłynąć co najmniej 10 lat od ich lektury i musimy przeczytać je całe, nie na wyrywki.
Zapraszam! 🙂
24
"Jeśli chcesz, by coś zostało powiedziane – powierz to mężczyźnie. Jeśli chcesz, by zostało zrobione – powierz to kobiecie"
(M. Tatcher)